Wywiad z Rafałem Nahornym

Wywiad z Rafałem Nahornym 12.09.2020, 10:39, Michał Kruczkowski 19 komentarzy

Wszyscy już odliczamy minuty do pierwszego gwizdka jutrzejszego meczu Arsenalu, inaugurującego nowy sezon Premier League. Spotkanie to będzie komentowane przez znany wszystkim duet Canal+, Andrzeja Twarowskiego i Rafała Nahornego. Poniżej możecie przeczytać wywiad z Rafałem, którego udzielił specjalnie dla naszego serwisu. Nasz rozmówca ma ogromne doświadczenie w dziennikarskiej pracy przy angielskim futbolu. Podzielił się z nami swoimi przeżyciami z zawodowej kariery, a także przeczuciami względem Kanonierów przed nadchodzącym sezonem. Życzymy przyjemnej lektury i zachęcamy do udzielania się w komentarzach.

Na dniach startuje kolejny sezon Premier League. Ty przy lidze angielskiej w Canal+ pracujesz już dwadzieścia pięć lat. Czy poziom ekscytacji przed startem rozgrywek dalej jest taki sam?

Bardzo wiele się zmieniło. Mamy kilka nowych stadionów, więcej zagranicznych menedżerów, więcej piłkarzy. W pierwszym sezonie Premier League mieliśmy chyba tylko jedenastu obcokrajowców, wśród nich Roberta Warzychę. Na przestrzeni lat doszło do wielu zmian, angielska piłka miała wzloty i upadki. Zawsze przestrzegam młodszych kolegów przed tym, żeby nie oglądali wszystkich meczów, żeby nie interesowali się szczegółowo sportami, które niespecjalnie ich ekscytują. Chodzi o to, aby przedwcześnie się nie wypalili. Gdy ja byłem młodym człowiekiem, sportu w telewizji było jak na lekarstwo. Obecnie możesz oglądać tyle meczów, ile chcesz, na różnych kanałach, dlatego istnieje większe prawdopodobieństwo wypalenia się. Ja staram się dokonywać selekcji meczów, oczywiście głównie oglądam spotkania pod kątem swojej pracy zawodowej. Mam to szczęście, że są to najlepsze mecze, bo liga angielska jest najbardziej atrakcyjna i widowiskowa, zawsze może się tam zdarzyć coś ekscytującego. Zagwarantowana jest walka do końca, trzeszczenie kości i euforyczne zachowania kibiców na trybunach. Premier League na pewno mi się nie znudzi.

Wspomniałeś o euforii kibiców. Czy czułeś różnicę przy komentowaniu meczów bez publiczności, czy też te sztuczne odgłosy jakoś zastępowały tę atmosferę?

Na pewno te sztuczne odgłosy kibiców, które stacje telewizyjne biorą z gry komputerowej FIFA, w pewien sposób pomagają komentatorowi. Straszne jest uczucie ciszy w słuchawkach, kiedy musisz opowiadać o spotkaniu. Trzeba powiedzieć sobie szczerze, że jest to jednak namiastka tego, co było wcześniej. Fani są naprawdę bardzo ważnym elementem widowiska sportowego. Teraz potwierdza się prawdziwość powiedzenia, że kibice są dwunastym zawodnikiem.

W redakcji Canal+ nadano Ci przydomek Dziadek. Jak współpracuje Ci się z osobami, które były jeszcze dziećmi, gdy Ty już pracowałeś w zawodzie? Jak odnajdujesz się przy tej pokoleniowej różnicy?

Tak, ten przydomek wymyślił bodajże Andrzej Twarowski. Ja też kiedyś w Przeglądzie Sportowym byłem jednym z najmłodszych w pracy. Pseudonim Dziadek zupełnie mi nie przeszkadza, nawet jest dla mnie nobilitujący. Świadczy nie tylko o tym, że jestem osobą zaawansowaną wiekowo; chociaż cały czas staram się prowadzić sportowy tryb życia, aby czuć się dobrze. Jest to nobilitujące, bo wierzę, że odzwierciedla też, ile czasu spędziłem w tej pracy. Jestem w sporcie już od ponad trzydziestu lat. Pierwszy tekst o Renato, królu Rzymu, który grał w AS Roma, napisałem w 1988 roku. Niestety nie pamiętam pierwszego meczu skomentowanego dla Canal+.

Dawne sposoby zbierania informacji znacznie różniły się od obecnych. Brakuje Ci czasami tej starej formy researchu czy jednak ten zasyp informacji jest obecnie zbyt wygodny, aby myśleć o tym, co było kiedyś?

Gdy pracowałem w Przeglądzie Sportowym i zacząłem specjalizować się w zagranicznej piłce, mój sposób zdobywania informacji był taki, że chodziłem do Empiku czy British Institute, gdzie wertowałem gazety. Chociaż muszę też nadmienić, że nie były to świeże gazety, tylko sprzed kilku dni. W Przeglądzie mieliśmy korespondenta w Londynie, do którego często dzwoniliśmy. On na żywo tłumaczył nam najciekawsze tytuły, przedstawiał składy, w jakich grały poszczególne zespoły. Dzisiaj wystarczy kliknąć w odpowiedni link i masz wszystko, czego potrzebujesz. Nie musisz być nawet na konferencji prasowej, bo są one relacjonowane. To samo dotyczy poszczególnych spotkań, z których na bieżąco dostajesz sprawozdania.

Zmieniło się też to, że kiedyś piłkarze byli o wiele bardziej przystępni niż obecnie. Czy często zdarzały się przypadki, gdy zawodnicy odmawiali Ci jakiegoś spotkania? Czy takie odmowy podcinały Ci w jakiś sposób skrzydła?

Fakt, że piłkarz nie chce z tobą rozmawiać, i to jeszcze bez konkretnego powodu, na pewno nie powoduje radości u dziennikarza. Rzeczywiście, ta przystępność zawodników bardzo się zmieniła. Takimi przykładami zawodowego podejścia do uprawiania profesji piłkarza byli i są Skandynawowie. Zawsze wspominam reprezentację Danii z 1992 roku, kiedy to można było podejść do każdego gracza, czy to po meczu, czy na specjalnie urządzanych piknikach. Do dyspozycji byli wszyscy, od prezesa, przez trenera, po piłkarzy. To samo mogę powiedzieć o reprezentacji Szwecji, dwa lata później w Stanach Zjednoczonych. Oczywiście zdarzało się, że nie udało mi się przeprowadzić wywiadu. Tak było w przypadku Paula Gascoigne’a czy Davida Seamana. Byli reprezentantami Anglii, której kibicowałem, dlatego miałem nadzieję, że z nimi porozmawiam. Nie oznacza to, że w ogóle nie rozmawiałem z angielskimi zawodnikami. Miałem przyjemność przeprowadzić wywiady z takimi piłkarzami jak Chris Waddle, Carlton Palmer czy Chris Woods. Nie były to dwuminutowe rozmowy, potrafili usiąść przy kawiarnianym stoliku i poświęcić ten kwadrans czy dwadzieścia minut. Łatwiej było z trenerami. Rozmawiałem z Markiem Hughesem, Kevinem Keeganem, Bobbym Robsonem.

Szczególnie spodobała mi się historia z Bobbym Robsonem, bo musiałeś go trochę naciskać, żeby w końcu zgodził się na wywiad. Jak ważna w zawodzie dziennikarza jest taka nachalność, nieustępliwość?

Oczywiście, ta przebojowość, bo ja tego słowa lubię używać, jest ważna. Nie ukrywam, że czasami mi jej brakowało. Może gdybym był bardziej nachalny, jak to ująłeś, udałoby mi się przeprowadzić kilka wywiadów więcej. W każdym razie dziennikarz musi być osobą kontaktową. Nie można gdzieś usiąść z boku i ograniczyć się tylko do Internetu. Trzeba chodzić na mecze, rozmawiać z ludźmi, nie tylko piłkarzami, ale także z trenerami, kibicami, działaczami. To wszystko ma znaczenie. Komentowanie meczów jest jednym z elementów dziennikarstwa. Zawsze twierdzę, że trzeba spróbować wszystkiego, a kontakt z człowiekiem jest najważniejszy. Nie zawsze musi to być wywiad, może to być taka luźna rozmowa. Warto przyjść na konferencję prasową, nawet jeśli twój szef nie zlecił ci żadnego materiału. Możesz tam kogoś spotkać, usłyszeć coś sensacyjnego, możesz się z kimś umówić. Nie można unikać takich wydarzeń.

Padło już dzisiaj nazwisko Andrzeja Twarowskiego. Nie da się ukryć, że tworzycie najbardziej kojarzony z Premier League duet komentatorów. Czy do tego zgrania konieczne są dobre relacje poza dziuplą? Czy wyobrażasz sobie skomentowanie meczu z kimś, z kim nie za bardzo Ci po drodze w prywatnym życiu?

Przyznam, że nie zdarzyło mi się to, o czym wspomniałeś na końcu. Generalnie mam bardzo dobre relacje z kolegami, z którymi komentowałem i komentuję mecze. Z Andrzejem bardzo dobrze się dogadujemy, co nie oznacza, że po spotkaniu nie wymienimy kilku uwag do siebie. Nigdy to nie przekraczało granicy przyzwoitości, jednak możemy mieć do siebie nawzajem o coś pretensje. Jeszcze tydzień czy dwa tygodnie temu spotkaliśmy się prywatnie, nie ograniczamy się zatem tylko do widywania w pracy. Potrafimy usiąść przy piwie, spotkać się ze swoimi żonami. Myślę, że te dobre relacje na stopie koleżeńskiej pomagają nam w komentowaniu spotkań i w tym, że tak długo ze sobą trwamy.

Czy po tych wszystkich latach odczuwasz jeszcze stres podczas komentowania meczów?

Tak, zawsze. Proszę mi uwierzyć, że ten stres jest naprawdę zawsze i bardzo się z tego cieszę. Gdybym wierzył w to, że mogę przyjść na stanowisko komentatorskie nie do końca przygotowany, bo rutyna i doświadczenie pomogą mi dobrze wypaść, to byłby pierwszy krok do piekła. Cieszę się z tego powodu, że bardzo lubię się przygotowywać. Jak już rozmawialiśmy, teraz wszystko dostajesz na tacy, reszta zależy wyłącznie od ciebie. Jakiej selekcji materiału dokonasz? Jak długo będziesz się przygotowywał? Jak będziesz pracował nad tym, żeby nie pomylić jednego zawodnika z drugim? Ile meczów wcześniej obejrzysz, żeby prawidłowo skomentować ten właściwy? Masz wszystko przygotowane, ale wiele zależy od ciebie.

Jaki był zatem najbardziej stresujący moment w Twojej karierze?

Kiedyś już opowiadałem tę historię. Jako wysłannik Przeglądu Sportowego byłem na finałach Mistrzostw Europy w Holandii i Belgii w 2000 roku. Polacy nie grali w tym turnieju, dlatego mieliśmy ograniczony dostęp na najważniejsze spotkania. W Charleroi miał odbyć się mecz Niemcy - Anglia, który wszyscy chcieli obejrzeć. Nie było szans, żeby jakiś dziennikarz prasowy z Polski dostał wejściówkę na to spotkanie. Wszyscy mieliśmy jednak specjalne akredytacje i wejściówki na jakieś inne mecze. Razem z Jarosławem Kołakowskim, ówczesnym rzecznikiem PZPN-u, a obecnie wziętym menedżerem i współwłaścicielem Arki Gdynia, wpadliśmy na pomysł, żeby spóźnić się na to spotkanie i w ostatniej chwili wbiec przez wszystkie bramki. Biegliśmy i trzymaliśmy w ręku akredytacje i bilety na inny mecz. Przelecieliśmy tam i usiedliśmy na jakichś wolnych miejscach. Ja po wszystkim zdałem sobie sprawę z tego, że gdyby ktoś mnie złapał na takim oszustwie, to moja przygoda z Mistrzostwami Europy mogłaby się skończyć. Wracałbym z podkulonym ogonem do Przeglądu Sportowego, gdzie może nawet czekałaby na mnie dymisja. Ostatecznie udało się obejrzeć ten mecz, który Anglicy wygrali. Teraz mogę to opowiadać jako anegdotę, ale wtedy nie miałem o sobie najlepszego zdania, bo zachowałem się nieodpowiedzialnie. Dzisiaj na pewno bym tego nie powtórzył.

Kiedyś wspominałeś, że nie korzystasz z mediów społecznościowych. Czy spotykasz się zatem z krytycznymi opiniami na temat swojej pracy, a jeśli tak, to jak sobie z tym radzisz?

Niektórzy koledzy, którzy mają Facebooka czy piszą na Twitterze, zazdroszczą mi, że nie mam założonych tam kont. Wielu internautów przesadza ze swoją krytyką i najzwyczajniej obraża innych. Zdaję sobie sprawę, że mam sympatyków wśród oglądających Premier League, ale są też tacy, którym mój komentarz się nie podoba. Uważam, że to jest normalne, tak musi być. Fakt, że rzadko spotykam się z krytyką, bo nie zaglądam w miejsca, gdzie mógłbym ją spotkać, dobrze działa na moją psychikę. Widzę swoje błędy, staram się je eliminować. Wiem, że taka krytyka mogłaby spowodować jakieś moje rozchwianie emocjonalne, chociaż to mocne słowa. Zdarzyło mi się, że przeczytałem coś takiego. To nigdy nie jest miłe, lepiej jak cię chwalą. W tej sytuacji wolę jednak nie czytać ani pochwał, ani krytyki i po prostu robić swoje.

Zdarza się, że komentujesz spotkania dzień po dniu. Jak się przygotowujesz w takich sytuacjach, gdy czeka Cię seria meczów do zrelacjonowania?

Jak tylko zostanie ustawiony grafik, wpisuję sobie mecze, które mam do skomentowania w najbliższym czasie. Najczęściej są to trzy, cztery spotkania w odstępie siedmiu, dziesięciu dni. Te przygotowania intensyfikuję dopiero pod koniec, natomiast na początku czytam jak najwięcej źródeł angielskich. Stamtąd notuję sobie odpowiednie informacje, które mogą się przydać przy komentowaniu. Oczywiście trzeba wykorzystywać tyko to, co koresponduje z boiskowymi wydarzeniami. Skoro jest 0:0, to ja nie będę podawał strzelca ostatniego hat-tricka. Taką notatkę muszę jednak mieć, bo gdyby doszło do strzelenia tych trzech goli, to taka ciekawostka mogłaby zainteresować widzów.

A co, gdy masz do skomentowania jedno spotkanie po drugim?

Zawsze mam wtedy duże obawy, chociaż niejednokrotnie mi się to zdarzało. Mam kolegów, którzy jednego dnia potrafili skomentować trzy mecze. Po takiej serii dwóch spotkań dochodzę zazwyczaj do wniosku, że lepiej mi się komentowało ten drugi mecz. Narząd mowy jest już rozgrzany, ale istnieje też większe prawdopodobieństwo, że zmęczenie da o sobie znać i ucieknie ta koncentracja, pomylisz jakieś nazwisko. Zdarza się też tak, że coś mówisz i już w trakcie mówienia wiesz, że coś powiedziałeś źle. Nie będę ukrywał, że człowiek jest wypruty po takich dwóch spotkaniach. Nie jest to komfortowa sytuacja, staramy się tego unikać. Zawsze proszę, gdy jest już taka konieczność, żeby był odstęp czasowy, czyli żebym komentował mecz o 13:30, a następnie o 18:30. Wtedy są te dwie godziny na odsapnięcie i przestawienie na to drugie spotkanie.

Poruszę temat, który już trochę wałkowałem przy poprzednich wywiadach, a mianowicie pracowaniu nad dziennikarskim warsztatem. Jak otwarcie się na literaturę, niekoniecznie o tematyce piłkarskiej, kino, sztukę wpływa na polepszanie tego warsztatu?

Jestem przekonany, że to odpowiednie uzupełnienie pracy dziennikarskiej, nie tylko samego komentowania. Zalicza się do tego przeprowadzanie wywiadów czy pisanie tekstów. Często przy swoim nazwisku widzę gdzieś podpis „ekspert Canal+”, a ja wolę określenie dziennikarz. Teatr, książka czy film bardzo pomagają. Nawet w trakcie komentowania można znaleźć jakieś skojarzenie, oczywiście bez nadużywania. Jeśli co pięć minut będziesz mówił, że sytuacja boiskowa przypomina ci scenę z filmu, to widz się zastanowi, czy włączył magazyn Pegaz, czy mecz piłki nożnej. Jeśli jednak od czasu do czasu wykażesz się trafnym skojarzeniem, to nie ma w tym nic złego, ktoś się może dzięki temu nawet uśmiechnie.

Jesteś autorem książki „Pele, Boniek i ja”, opowiadającej historię Stanisława Terleckiego. Jak doszło do tego, że ta książka powstała i jak wyglądał proces jej pisania?

Umówiłem się z nim w hotelu Sobieski, mieliśmy napisać tekst na temat reprezentacji Polski dwadzieścia pięć lat po uczestnictwie drużyny w finałach Mistrzostw Świata w 1978 roku. Terlecki nie pojechał na ten Mundial, w ostatniej chwili złapał kontuzję, chociaż on do chwili śmierci był przekonany, że był zdrowy, a o wszystkim zdecydowały jakieś niezdrowe układy. W każdym razie poszedłem zrobić z nim ten wywiad. Opowiadał takie ciekawe rzeczy i miał tyle dygresji, że często zamiast o tym wspomnianym Mundialu mówił o wspomnieniach z poprzednich meczów, ze swojej młodości. Słuchałem tego z ogromnym zainteresowaniem. Bez dwóch zdań był jednym z najciekawszych gawędziarzy w polskim futbolu, mówił świetnie w naszym języku i miał bardzo dobrą pamięć do szczegółów. Jak skończyliśmy, to nie wiedziałem, co z tym zrobić, bo miałem mnóstwo materiału i wszystko było ciekawe. Poszedłem do szefa z Przeglądu Sportowego i zaproponowałem, że w trzech odcinkach napiszę opowieść o Terleckim. Napisałem to i byłem przekonany, że to się spodoba. Nie ze względu na moje umiejętności, po prostu wiedziałem, ile ciekawych rzeczy Staszek mi opowiedział. Ostatecznie zrobiliśmy około czterdziestu czy pięćdziesięciu odcinków, a potem zgłosiło się wydawnictwo i zaproponowało książkę. Dla dziennikarza to oczywiście zaszczyt, że może napisać książkę, byłem jak najbardziej za, tak samo Staszek. Okres w niej opisany zamykał się jego powrotem ze Stanów Zjednoczonych, a on przecież potem jeszcze bardzo dużo tutaj przeżył. Wymyślił sobie, że napisze trzy książki. Druga miała być alfabetem Terleckiego, a trzecia miała się skupiać na czasach po powrocie z USA. Ja mu mówiłem: „Staszek, byłeś bardzo dobrym piłkarzem, może jednym z najlepszych lewoskrzydłowych w historii polskiej piłki, ale nie tak wybitnym, żeby pisać aż trzy książki”. No ale on się uparł, poza tym miał swoje kłopoty, mocno się rozchorował, był rozchwiany psychicznie i emocjonalnie. Ostatecznie napisaliśmy tę jedną książkę, z której byłem bardzo zadowolony. Zdaję sobie sprawę, że jest ona jego autorstwa, ja to tylko przelałem na papier.

Myślałeś o tym, żeby jeszcze kiedyś napisać jakąś książkę?

Nie mówię, że odstawiłem pisanie, piszę po prostu dużo mniej. Po przyjściu do telewizji wymyśliłem kilka tematów, które zgłosiłem szefostwu. Były to filmy o moich idolach z dzieciństwa w cyklu O krok od pucharu. Zaprezentowaliśmy historię Legii z sezonu 1969/1970 i Górnika z tego samego roku. Legia zagrała w półfinale Pucharu Europy, a Górnik w finale Pucharu Zdobywców Pucharów. Potem był jeszcze Widzew z sezonu 1982/1983 i Legia z 1990/1991. Miałem okazję i zaszczyt poznać wielu wybitnych polskich piłkarzy z przeszłości, takich jak Włodzimierz Lubański, Zygfryd Szołtysik, Hubert Kostka, Lucjan Brychczy czy Janusz Żmijewski. Razem z Marcinem Rosłoniem udało nam się w jakimś stopniu oddać atmosferę tamtych czasów i przypomnieć młodym kibicom, że piłka nożna nie zaczęła się od Beckhama i Cristiano Ronaldo, tylko że ci polscy piłkarze także wygrywali ważne mecze. Co do tej książki, nie mam takich planów, jednak wykluczyć tego nie mogę. Kiedyś namawiałem Maćka Szczęsnego. On też barwnie opowiada o swoim życiu, ale nie chciał zdradzać zbyt wielu szczegółów, bo i on rozrabiał w trakcie swojej kariery, i jego koledzy. Nie zawsze było mu po drodze z kolegami z szatni i po prostu nie chciał rozdrapywać ran, które już się zagoiły.

Jako dziennikarz Przeglądu miałeś możliwość relacjonowania wielkich imprez piłkarskich. Wiadomo, że Canal+ zajmuje się piłką klubową, nie reprezentacyjną. Brakuje Ci tych dłuższych delegacji? Jak wspominasz tamte wyjazdy?

Wspominam je bardzo miło. Były to wyjazdy do Szwecji, Stanów Zjednoczonych, Belgii i Holandii. Sporo lat minęło, byłem dużo młodszy. Nie żałuję tego, że teraz takie okazje się nie przytrafiają. Myślę, że wyjazdy na pojedyncze spotkania są dla mnie w sam raz. Takie dłuższe eskapady to domena młodszych ludzi. Mogę im tylko pozazdrościć, że w takich imprezach coraz częściej oglądamy Biało-Czerwonych, ja nie miałem takiej okazji. Wyjeżdżałem tylko na pojedyncze mecze naszej reprezentacji. Spróbowałem wszystkiego, teraz nadchodzi czas młodych, co nie oznacza, że tak łatwo oddam im pole we wszystkich dziennikarskich sferach.

Nie brakuje jednak wyjazdów na pojedyncze mecze. Pierwszy raz na wyspiarskie boiska poleciałeś, aby zrelacjonować mecz finału Pucharu Anglii Arsenal - Sheffield Wednesday. Jak wspominasz to pierwsze zetknięcie na żywo z angielską piłką?

To było coś niesamowitego. Mecz odbywał się jeszcze na starym Wembley. To był jeden z moich pierwszych wyjazdów na zachód, wcześniej byłem tylko na finale Pucharu Zdobywców Pucharów, Manchester United - Barcelona w Rotterdamie. Ta oprawa meczu na Wembley była niezwykła. Najwięcej pamiętam z tego, co działo się pod stadionem. Kibice Sheffield w biało-niebieskich barwach, poprzebierani w stroje ze skrzydłami i głowami sów. No i fani Arsenalu, oczywiście na biało-czerwono. Widziałem, że kibice obu drużyn nie przepadali za sobą. Pokrzykiwali na siebie, obrażali się, natomiast nie było mowy o tym, żeby w okolicach stadionu doszło do jakiejś burdy. Odniosłem wrażenie, że oni wszyscy tak kochali piłkę nożną, że nie pozwoliliby sobie na zachowanie, które mogłoby skutkować tym, że nie obejrzą meczu. Wokół było sporo policji, większość na koniach. Mogło zatem dojść do dantejskich scen, ale na szczęście tak się nie stało. Nie będę udawał, z samego meczu niewiele pamiętam. Wright zdobył bramkę dla Arsenalu, Hirst strzelił gola dla Sheffield. Ciekawostką jest też to, że mecz odbył się w sobotę, więc w poniedziałkowym Przeglądzie mogłem się rozwinąć, myślę, że relacja zajęła mi około całej kolumny. Nie mogłem jednak zostać na powtórkę, która odbywała się w środę, ponieważ miałem już wykupiony bilet powrotny na poniedziałek. W tej powtórce Arsenal już wygrał. Relacja z tego meczu musiała być już jednak krótsza, mecz zakończył się późno w środę, dlatego tego miejsca w gazecie za dużo już nie było.

Pozostając jeszcze w przeszłych czasach...

O właśnie, teraz mi się przypomniało, że byłem jeszcze na jednym ważnym meczu Arsenalu. Tym razem już przegrali, to był finał Pucharu Zdobywców Pucharów przeciwko Realowi Saragossa. Spotkanie odbywało się na Parc des Princes w Paryżu. Po podstawowym czasie gry byłem przygotowany na to, że obejrzę rzuty karne. Niestety nadeszła 120. minuta. W Saragossie grał wtedy Marokańczyk, Nayim, który z daleka przelobował Davida Seamana. Tak fantastyczny bramkarz popełnił koszmarny błąd. Kilka lat później przydarzyła mu się podobna wpadka w meczu Anglia - Brazylia na Mistrzostwach Świata w Korei i Japonii. Wtedy takiego loba zaserwował mu Ronaldinho. Wracając, w tym drugim meczu już Arsenalowi szczęścia nie przyniosłem. To była ta drużyna z Seamanem, Adamsem, Mersonem, Wrightem. Nazwiska, kojarzące się nie tylko z dobrą gra w piłkę, lecz także z rozrywkowym stylem życia, który potem w radykalny sposób zmienił Arsene Wenger.

Poniżej wspomniany przez Rafała gol Nayima:

Które ekipy Arsenalu najlepiej wspominasz?

Oczywiście muszę powiedzieć o drużynie George’a Grahama, która często zadowalała się zdobyciem jednej bramki, a potem murowała dostęp do własnej. Bramkarzem był Seaman, Adams z Keownem, Bouldem albo O’Learym na środku obrony, a boki były zarezerwowane dla Lee Dixona i Nigela Winterburna. W drugiej linii grał Parlour, na skrzydle Merson, a w ataku Wright i Alan Smith. Ten zespół imponował mi konsekwencją. Chociaż też za dużo się jej nie naoglądałem, bo w tamtych czasach polska telewizja nie serwowała angielskiej piłki. Więcej się na ten temat czytało, czekało na Sportową Niedzielę po to, aby na końcu zobaczyć Eurogola, czyli dwuminutowy cykl z fragmentami z kilku spotkań lig europejskich.

A Niezwyciężeni? Wielu ekspertów mówi, że to była jedna z najlepszych ekip w całej historii Premier League.

Bezwzględnie, i to nie tylko w sezonie The Invincibles. Możemy to rozłożyć tak naprawdę na całą pierwszą dekadę za kadencji Wengera. Ścigał się przede wszystkim z Fergusonem i Manchesterem United, trzy razy się udało. Wenger umiejętnie dokonywał transferów. Takim majstersztykiem było sprzedanie do Realu Madryt Anelki, jeśli dobrze pamiętam za 23 miliony funtów. Za te pieniądze kupił Thierry’ego Henry’ego i wybudował ośrodek treningowy. Lepiej nie można chyba zainwestować środków, chociaż Wenger przyznaje, że nie chciał sprzedawać Anelki, jednak piłkarz był tak zdeterminowany, że nie mógł na to nic poradzić. Te różne transfery Francuza sprawiły, że drużyna była bardzo mocna. Pamiętam, jak w 2003 roku do Premier League przybył Roman Abramowicz. Gdy Rosjanin zaczął pompować te pieniądze, z ust Wengera czy Davida Deana padły słynne wypowiedzi, że na Stamford Bridge zaparkował rosyjski czołg, który strzela pięćdziesięciofuntowymi banknotami. Dein chyba dodał, że Arsenal strzela z procy, a Chelsea z ciężkiego karabinu maszynowego. Tak wyglądała różnica w budżetach obu klubów.

Przejdźmy do teraźniejszości i nadchodzącego sezonu. Zacznijmy od Tarczy Wspólnoty, czyli... No właśnie, ostatniego sukcesu Arsenalu? Sporo ludzi z przymrużeniem oka patrzy na zwycięstwo Kanonierów nad Liverpoolem. Jak Ty to postrzegasz?

Dla mnie Tarcza Wspólnoty jest ważnym trofeum, to angielski superpuchar. Oczywiście, bardziej prestiżowe jest mistrzostwo kraju czy wygranie Ligi Mistrzów, ale w życiu nie powiedziałbym, że Community Shield jest czymś nieważnym. Piłkarze chcą wygrać takie spotkanie, odebrać pamiątkowe medale i samą Tarczę. Jest to zatem istotne trofeum. Zresztą Arteta, który jest w klubie od grudnia, zapełnił już gablotę dwoma pucharami. Hiszpan obejmował zespół, który był na jedenastym miejscu, a zakończył na ósmym, więc już tutaj widać progres. Ktoś powie, że Mourinho wyciągnął Tottenham z czternastego na szóste, ale z kolei nie zdobył żadnego trofeum. Myślę, że to, co się dzieje pod wodzą Artety, napawa optymizmem fanów Kanonierów. Rysą na tym wizerunku jest porażka przez nokaut z Olympiakosem. Nie chodzi o to, że drużyna odpadła, tylko że odpadła w kuriozalnych okolicznościach. Jeśli wygrywasz na wyjeździe, to taka firma jak Arsenal nie ma prawa odpaść. Do tego Aubameyang, najlepszy piłkarz Kanonierów, marnuje w ostatniej akcji spotkania wyśmienitą okazję. To zdarzyło mu sie już drugi raz, bo nie strzelił też rzutu karnego w meczu z Tottenhamem. Spotkanie zakończyło się remisem, a w ostatecznym rozrachunku zabrakło punktu, żeby zagrać w Lidze Mistrzów. Oczywiście te dwie sytuacje zmarnował, ale chyba nie ma kibica Arsenalu, który nie zauważyłby tego, że dzięki Aubameyangowi drużyna mogła się cieszyć z tych dwóch pucharów i wielu innych zwycięstw. Czasami to on sam ciągnął ten wózek.

Na co realnie stać Arsenal w nadchodzących rozgrywkach?

Czytałem wypowiedzi kibiców Arsenalu, którzy uważają, że trzecie miejsce to szczyt marzeń na najbliższy sezon. I rzeczywiście, jeśli spojrzymy na przewagę, jaką mieli Liverpool i Manchester City, a do tego dołożymy transfery Chelsea, a także Manchesteru United, który chyba jeszcze nie skończył uzupełniać składu, trzecie miejsce byłoby sukcesem. Wiem też, że kibice Kanonierów pamiętają triumfy Wengera i chcieliby znowu być na szczycie. Żyjemy w takich czasach, że liczy się tylko zespół, który zajmuje pierwsze miejsce, czy są to rozgrywki ligowe, czy puchary. Coraz częściej mamy do czynienia z taką sytuacją, że przegrany w finale jest największym przegranym w całym sezonie. Zapomina się, że wiele renomowanych firm odpadło we wcześniejszych fazach, ale pamiętasz tego przegranego finalistę. Według mnie jednym z powodów słabej dyspozycji Tottenhamu w poprzednim sezonie była porażka w finale Ligi Mistrzów. Gdyby pokonali wtedy Liverpool, byliby zupełnie inną drużyną.

Dostrzegasz obecnie więcej plusów czy minusów w ekipie The Gunners?

Arsenal jest w pewnym sensie niewiadomą. Wciąż niewyjaśniona jest kwestia Mesuta Özila. Na pewno jego obecność w szatni i klubie nie sprzyja dobrej atmosferze. Oficjalnie mówi się o tym, że jest lubiany i piłkarze nie mają do niego żadnych zastrzeżeń, ale fakt, że nie zgodził się na obniżkę pensji w sytuacji, gdy zarabia najwięcej w całej Premier League, rzuca cień na jego postawę. Zresztą dostał kilka szans od Artety i żadnej nie potrafił wykorzystać. Chyba nie zanosi się na to, aby w najbliższym czasie udało się rozwiązać ten problem. Niemiec ma jeszcze ważny kontrakt przez jeden rok, nikt z takich pieniędzy tak łatwo nie rezygnuje. To jest podstawowy problem. Wiele wskazuje jednak na to, że Artecie udało się zażegnać konflikt Xhaki z kibicami. Szwajcar znów jest ważną postacią w drużynie. Ja nie słyszałem, żeby fani Kanonierów chcieli się go pozbyć. Może te dwa sukcesy sprawiły, że kibice zapomnieli o tym przykrym incydencie. Inna sprawa, że kibice też nie byli bez winy w tej całej sytuacji. Jest jeszcze młody Guendouzi, który też narozrabiał. W czasach pandemii jest coraz mniej wiarygodnych sytuacji, docierających z obozów drużyn, dlatego ciężko zgadnąć, w jakim składzie wystąpi Arsenal w pierwszym meczu z Fulham. Uważam, że Mikel Arteta dobrał sobie dobrych asystentów. Steve’a Rounda znał jeszcze z Evertonu. Był on wieloletnim asystentem Davida Moyesa. Jest też Stuivenberg. Holender jest asystentem Giggsa w reprezentacji Walii, wcześniej współpracował z Van Gaalem w United, a jeszcze wcześniej wygrywał z reprezentacją Holandii dwa razy z rzędu Mistrzostwa Europy do lat 17. Wiemy, że w Arsenalu jest spora grupa młodzieży, która będzie szturmowała pierwszy skład. Trener, który potrafi pracować z młodymi ludźmi, jest Artecie niezbędny.

A co jeśli chodzi o zmiany personalne w samym składzie?

Arteta najwięcej problemów miał z zestawieniem obrony. Było sporo zastrzeżeń do Davida Luiza, który ostatecznie stanął na wysokości zadania, szczególnie w tym półfinałowym meczu przeciwko Manchesterowi City. Teraz znów piszą o jego kontuzji. Jest dwóch nowych obrońców. Z wypożyczenia wraca Saliba, który jest zagadką. Kosztował ogromne pieniądze, więc można przypuszczać, że będzie w kadrze zespołu, ale czy od razu w podstawowej jedenastce? Wiele mówi się o odejściu Sokratisa. Mustafi jest kontuzjowany. No i przyszedł Gabriel. Kiedyś w Arsenalu grał już jeden Gabriel, ale chyba za nim specjalnie nie tęsknią. No ale to już inny piłkarz. Myślę, że jeszcze sporo może się wydarzyć w tym okienku transferowym, przynajmniej do 5 października. Potem będzie jeszcze uchylone przez dziesięć dni, ale wtedy pozostanie tylko handel z zespołami z niższych lig w Anglii.

Do tego dochodzi jeszcze Willian. Myślisz, że w jego wieku może być istotnym elementem układanki Artety? I czy zgodzisz się ze stwierdzeniem, że najważniejszym ruchem w obecnym okienku transferowym będzie przedłużenie kontraktu z Aubameyangiem?

Poruszyłeś dwa bardzo ważne punkty. Willian był popularny w szatni Chelsea. Jest też zawodnikiem o wielkich umiejętnościach, który wcale nie musi grać tylko na skrzydle. Ja myślę nawet, że Arteta przewidział dla niego miejsce bardziej w środku boiska. Może być albo dziesiątką, albo półprawym zawodnikiem z drugiej linii. Oglądając go w ubiegłym sezonie i nie znając jego daty urodzenia, człowiek nie domyśliłby się, że ma on już ponad trzydzieści lat. Prezentował wysoką formę. Czytałem, że był też niezwykle pomocny dla młodych zawodników. Myślę, że Arteta, przeprowadzając ten wolny transfer, znał charakter Williana i wiedział, że może on poprawić atmosferę w zespole. Oczywiście przedłużenie umowy przez Aubameyanga spędzało sen z powiek wszystkim kibicom Arsenalu, bo wiedzą, jak dużo od niego zależy. Właściwie od Lacazette’a też moglibyśmy wymagać tego samego. Obaj przyszli do Arsenalu jako supersnajperzy, królowie strzelców w swoich poprzednich ligach. Lacazette strzela gole, ale trudno porównywać jego wartość dla zespołu z wartością, jaką daje Gabończyk. Co ciekawe, rozmawiamy o dwóch ludziach zaawansowanych wiekowo, czyli Aubameyangu i Willianie. Można by powiedzieć, że trzeba odmładzać skład, a nie stawiać na dziadków. Jednak oni cały czas udowadniają, że wiek w ich przypadku nie ma większego znaczenia.

No tak, ta granica wieku piłkarzy coraz bardziej się przesuwa.

Dlatego też młodym zawodnikom coraz ciężej zdobyć miejsce w składzie. Nie ma Rooneyów, nie ma Owenów, którzy w wieku dziewiętnastu lat nadawali ton grze wielkich zespołów. Przecież Owen był osiemnastolatkiem, kiedy wygrywał koronę króla strzelców.

Poruszmy jeszcze aspekt taktyczny. Wszystko wskazuje na to, że Arteta postawi na układ 3-4-3. Czy według Ciebie to optymalna formacja, biorąc pod uwagę skład, jakim dysponuje Arsenal? Widzisz może jakieś inne opcje taktyczne?

Myślę, że Arteta chce grać tym trzyosobowym blokiem obronnym, skoro to wypaliło w meczach o Puchar Anglii i Tarczę Wspólnoty. Wiadomo jednak, że jeśli się pojawią kontuzje lub jakieś nowe transfery, to wszystko może się zmienić. Nie wiemy, czy Bellerin zostanie. Jest Ainsley Maitland-Niles, który został wybrany najlepszym zawodnikiem spotkania o Tarczę Wspólnoty. Czytałem gdzieś, że Arteta chciał go już odpalić, nie przewidział, że tak dobrze zagra. Wiele rzeczy może się zdarzyć, a ta pandemia nie ułatwia pracy, w takim sensie, że za mało było tych spotkań, żeby przewidzieć system gry. Na dzisiaj rzeczywiście wygląda na to, że będzie tych trzech środkowych obrońców. Ale czy będzie wśród nich Tierney, czy też większy pożytek jest z niego na wahadle? Czy David Luiz szybko się wyleczy? Czy swoją szansę dostanie jeszcze Mustafi? Saliba i Gabriel to nowi gracze, czy szybko nauczą się tego stylu? Od razu przypomina mi się Andy Robertson, który długo siedział na ławce lub nawet trybunach Liverpoolu, bo Klopp nie chciał go palić. Wolał, żeby trenował i przyglądał się, nie rzucał go od razu na głęboką wodę.

W rozmowie z Przemkiem Rudzkim, którą można zobaczyć na YouTube, dostałeś pytanie o to, który z angielskich klasyków najbardziej Cię rozgrzewa. Wskazałeś derby północnego Londynu. Bardziej świetlaną przyszłość w najbliższym czasie widzisz dla Arsenalu czy Tottenhamu?

Myślę, że na fali wznoszącej jest Arsenal. Czytałem nawet notowania, który z menedżerów Premier League może zostać zwolniony, i bardzo wysoko był Jose Mourinho. Ten Tottenham, który póki co nie bryluje na rynku transferowym, nie jest zespołem, który będzie się liczył w walce o czołowe miejsca. Więcej szans na progres mają zdecydowanie Kanonierzy, przynajmniej na tę chwilę.

Wracając jeszcze do rozmowy z Przemkiem Rudzkim, pozwolę sobie użyczyć formatu, który stosował w swoim programie. W rozmowie z nim wybrałeś karetę asów Premier League, czyli Twoich czterech ulubionych zawodników w każdej formacji. Chciałbym, żebyś to powtórzył, skupiając się tylko na Arsenalu.

Myślę, że będę jednak wybierał zawodników, którzy grali za kadencji Arsene’a Wengera. Wyjątek może zrobię dla Tony’ego Adamsa. Z przodu na pewno Thierry Henry. Za Lehmannem niespecjalnie przepadałem, dlatego w bramce postawię na Seamana, mimo że odmówił mi tego wywiadu. Odsyłał mnie do swojego agenta, który potwierdził nam, że się zgodził, a Seaman dalej zaprzeczał, że nic nie wie. Został nam jeszcze pomocnik. Hmm... No to wybieram Roberta Piresa.

Z Seamanem nie udało się porozmawiać, a gdybyś mógł wybrać jednego piłkarza Arsenalu, z którym najbardziej chciałbyś przeprowadzić wywiad, na kogo by padło?

Może z Dennisem Bergkampem. Dużo ciekawych tematów. Jak się odnajdował w takiej szatni? W końcu przyszedł do klubu jeszcze przed Wengerem. Bergkamp nie należał do tej grupy bankietowej i widział pewnie sporo rzeczy, które ze sportem nie miały wiele wspólnego. Moglibyśmy porozmawiać o lataniu samolotem, reprezentacji, pięknej bramce przeciwko Newcastle, a także o Arkadiuszu Miliku, z którym przecież pracował.

Twoi synowie są kibicami Chelsea. Czy mają to po tacie? Kibiców zawsze interesuje, czy dany dziennikarz sympatyzuje z jakimś klubem.

Mam swoje sympatie, ale nie chcę ich zdradzać. Natomiast synowie kibicują Chelsea, wychowywali się w czasie, gdy przyszedł Abramowicz, gdy były wielkie pieniądze. Obaj mieli wielkiego idola, Didiera Drogbę. Nad łóżkami wisiały jego plakaty. Zostało im to do dziś, a ja tego nie zmieniałem. Też u Przemka w radiu opowiadałem historię, gdy nie mogłem polecieć na finał Pucharu Anglii Chelsea - Manchester United, ponieważ starszy syn miał pierwszą komunię świętą. W każdym razie w restauracji Champions było studio do tego meczu. Byłem tam gościem z Johnem Porterem. Zabrałem synów i biegali w niebieskich koszulkach Chelsea po studiu, przeszkadzając w realizacji programu. (śmiech) Mieli przynajmniej tę satysfakcję, że Chelsea wygrała ten mecz i chyba nawet Drogba zdobył bramkę.

Tak się złożyło, że będziesz komentował mecz Fulham - Arsenal, inaugurujący cały sezon Premier League. Jak według Ciebie Kanonierzy poradzą sobie na stadionie beniaminka?

Nic nie wskazuje na to, aby Fulham wygrało to spotkanie. Ten awans wywalczyli w dramatycznych okolicznościach, wcale nie prezentując rewelacyjnej gry. Mają młodego, utalentowanego menedżera, Scotta Parkera. Poza Mitroviciem na środku ataku nie mają gwiazd, nie mają wartościowych piłkarzy, którzy mogliby się przeciwstawić Kanonierom. No ale to jest inauguracja sezonu, są to derby, których będziemy mieli razem trzydzieści, bo w końcu jest sześć stołecznych drużyn. Jak wcześniej mówiliśmy, trudno przewidzieć skład Arsenalu, ale mają za sobą mocne przetarcie z Liverpoolem, co powinno być atutem w pierwszej kolejce. Goście są dla mnie zdecydowanym faworytem i myślę, że zdobędą trzy punkty.

Przechodzimy do stałego cyklu naszych wywiadów, czyli strzałów z armaty od naszych użytkonwików. Czy ma Pan czasem dość Andrzeja Twarowskiego

Ja dość często zdradzam Andrzeja Twarowskiego, bo komentuję też mecze z innymi kolegami, on się na to nie obraża. Uważam, że taki „płodozmian” jest korzystny, zarówno dla mnie, jak i dla moich współkomentatorów. Nie można przyzwyczajać się tylko do jednej osoby, dlatego tak samo cenię sobie komentowanie spotkań z pozostałymi współpracownikami.

Jakiego zespołu w Anglii nie lubi Pan najbardziej? I dlaczego jest to Tottenham?

Nie, nie, nie ma takiego zespołu. Oczywiście są sezony, w których jakaś drużyna gra brzydko dla oka. Takim zespołem było na przykład Stoke. Jeśli jednak Stoke grało skutecznie i wygrywało mecze, to nie mieliśmy w redakcji nic przeciwko tej drużynie.

Jakie najważniejsze różnice dostrzega Pan w Arsenalu Wengera, Emery’ego i Artety?

Różnice można już nawet zauważyć między kadencją wczesnego Wengera i późnego Wengera. W tych pierwszych latach rządów francuskiego menedżera trudno było się do czegokolwiek przyczepić. Nawet piłkarze, wspominając tamte czasy, opowiadają, jak na trybunach przeciwnych drużyn można było usłyszeć okrzyki, że Arsenal gra tak pięknie jak Brazylia. Potem, zwłaszcza po odejściu Thierry’ego Henry’ego, The Gunners już tak pięknie się nie prezentowali. Ciężko porównywać tych trenerów. Emery przejął zespół po Wengerze i można było się spodziewać, że czekają go kłopoty. Tak samo jak kłopoty czekały Davida Moyesa, zastępującego Alexa Fergusona. Ciężko znaleźć receptę na to, żeby płynnie przejąć drużynę po takiej osobowości, która tak długo pracowała dla klubu i odnosiła takie sukcesy. Emery’emu brakowało wyników i stylu, zaczęły się problemy. Niektóre z tych problemów sprokurował jeszcze sam Wenger, który podpisał wysoki kontrakt z Özilem. Staram się go trochę zrozumieć i usprawiedliwić. Gdyby puścił Özila, chwilę po tym, jak odszedł Sanchez, to kibice by mówili, że klub staje się średniakiem. Czy Arteta pójdzie w ślady Wengera? Naprawdę trudno zgadnąć. Wlał trochę optymizmu i nadziei w serca fanów. Ale czy Arsenal będzie grał tak ładnie? Arteta był uczniem Pepa Guardioli, ale miał też kilku innych menedżerów, u których mógł podpatrzeć inne rzeczy. Ciężko jednym czy dwoma zdaniami mówić o różnicach. Przede wszystkim kibic patrzy przez pryzmat wyników. Wenger je miał, Emery nie, a to, co do tej pory zrobił Arteta, pozwala mieć nadzieję, że te lata świetności mogą wrócić.

Co sądzi Pan o przerwach na nawodnienie, które obecne były podczas spotkań po restarcie rozgrywek? Czy takie przerwy nie byłyby ciekawym pomysłem do rozważenia?

Myślę, że po restarcie te przerwy na uzupełnienie płynów były jak najbardziej uzasadnione. Przygotowania do wznowienia rozgrywek, jak i sama pora rozgrywania meczów, były wyjątkowe. Wiemy, że takie przerwy są w koszykówce, piłce ręcznej, siatkówce, więc może warto by było pomyśleć o wprowadzeniu takiej jednominutowej pauzy w piłce nożnej. Bardziej zależałoby mi na tym, żeby trenerzy mogli korzystać z pięciu rezerwowych w trakcie spotkania. Nie miałbym jednak nic przeciwko do tych przerw na napoje.

Najdziwniejsza historia zza kulis komentatora.

Pamiętam, że raz skomentowałem mecz dla TVP z Jackiem Laskowskim, ŁKS - Górnik Zabrze. Byłem na studiach dziennikarskich i wysłano mnie na praktyki, to było moje pierwsze skomentowane spotkanie w życiu, jeszcze nie pracowałem w Canale. Były to czasy, gdy Telewizja Polska puszczała tylko połowy spotkań, od 46. minuty. Siedzieliśmy na stadionie ŁKS-u i Jacek chyba z pięć razy robił zapowiedź, mówiąc: „zobaczmy, co zdarzyło się w pierwszej połowie”. Pięć razy nie potrafili odwinąć taśmy. Należy dodać, że w pierwszej części padły cztery bramki, było 2:2. Widziałem, jak Jacek się denerwował, ale dobrze sobie z tym wszystkim poradził. Sytuacja była niezwykła, no bo ile razy można tłumaczyć się, przepraszając za usterki. Ja się tym przejmować nie musiałem, ale bardzo współczułem Jackowi, że musi się z tym męczyć. W drugiej połowie nie padła już żadna bramka, dlatego trudniej i mniej przyjemnie było to komentować. Siedzieliśmy jeszcze w takich miejscach, gdzie ludzie pukali nas i pytali, jakie wyniki są na innych stadionach. Nie mieliśmy żadnej osłony. Nie była to komfortowa sytuacja dla debiutanta.

Bukayo Saka czy Gabriel Martinelli? Do tego pytania pozwolę sobie jeszcze coś dopowiedzieć. Jaki wpływ na grę drużyny będą mieli młodzi zawodnicy Arsenalu?

Wiele wskazuje na to, że Mikel Arteta będzie stawiał na tych młodych ludzi. Wymieniłeś dwa nazwiska, grają na różnych pozycjach, jednak Saka na pewno miał większy udział w tych ważniejszych meczach. Martinelli jest jeszcze kontuzjowany, jednak fakt, że w składzie są Lacazette i Aubameyang, sprawia, że Brazylijczyk bardziej musi się koncentrować na meczach o mniejszą stawkę, czyli Puchar Ligi czy faza grupowa Ligi Europy. Saka miał najwięcej asyst ze wszystkich zawodników Arsenalu, licząc ligę i puchary. To wystawia mu jak najlepsze świadectwo, a kolegom jak najgorsze. On ma osiemnaście lat i nie grał w aż tak wielu meczach, a do tego czasami występował na boku obrony. Niby Robertson i Alexander-Arnold mają bardzo dużo asyst, ale Arsenal grał jednak nieco inaczej. Wśród tych młodych są jeszcze przecież Nketiah, Nelson, Maitland-Niles, Willock. Myślę, że w osiemnastce meczowej będą pewnie wszyscy, a dwóch czy trzech w podstawowym składzie.

Leno czy Martinez? (rozmowa odbyła się jeszcze przed doniesieniami o przenosinach Martineza do Aston Villi - przyp. red.)

Dla mnie to trochę kuriozalna sytuacja. Martinez wszedł do bramki w miejsce kontuzjowanego Leno i spisywał się fantastycznie. W trzech pierwszych meczach ligowych w podstawowym składzie zachował trzy czyste konta. Z kolei Leno do zachowania trzech czystych kont potrzebował osiemnastu meczów. Oczywiście wiemy, że tymi liczbami można manipulować i nie do końca odzwierciedlają one umiejętności piłkarzy, natomiast ja byłem pod wrażeniem gry Argentyńczyka. Nie mogłem uwierzyć w to, że bez przerwy go wypożyczano i wciąż przegrywał rywalizację z kolejnymi bramkarzami Arsenalu. Teraz wraca Leno i co zrobić? To w końcu Martinez zdobył z zespołem dwa trofea. Joachim Löw podał pomocną dłoń rodakowi, wystawiając Leno w meczu reprezentacji. Myślę, że jednak istnieje coś takiego jak hierarchia. Nawet gdyby Martinez w dziewięciu meczach zachował dziewięć czystych kont, to Leno i tak by wrócił do bramki. Zauważyłem, że ci argentyńscy bramkarze w Premier League są rezerwowymi. Romero, Gazzaniga, Caballero. Do żadnego nie można się specjalnie przyczepić, a wszyscy grzeją ławę.

Czy uważa Pan, że Arsenal z obecnym właścicielem jest w stanie odnieść większy sukces w Europie? Czy ktoś byłby w stanie wykupić Arsenal w obecnym czasie?

Nie podejmę się odpowiedzi na to pytanie w kompletny sposób, bo nie znam się aż tak na finansach. Wszyscy przeżywaliśmy to, jak jakieś saudyjskie konsorcjum próbowało kupić Newcastle, bez większego powodzenia. Nie wiem, jakie plany ma Stan Kroenke. Wszystkim wydaje się, że najważniejsze są pieniądze i inwestycje. Na szczęście zdarzają się takie sezony, gdy pieniądze nie są decydującym elementem. Wystarczy przypomnieć Leicester, mające wokół siebie dużo bogatszych rywali. Można wyróżnić Tottenham, który awansował do finału Ligi Mistrzów w sezonie, kiedy w ogóle nie kupował. Nie przejmowałbym się zatem tym, że są bogatsi czy gotowi wydawać więcej właściciele klubów od Stana Kroenke.

Najlepszy mecz Arsenalu, który zdarzyło się Panu komentować.

Na pewno najwięcej emocji było w tych zremisowanych 4:4 spotkaniach z Newcastle i Liverpoolem. Może nie są to mecze, które zostają najdłużej w pamięci kibicom Arsenalu, bo nie udało się wygrać, ale emocji było co nie miara. Próbuję sobie przypomnieć jakieś spotkanie wygrane przez Kanonierów, które zapadło mi w pamięć. Jak jeździłem na Ligę Mistrzów to Arsenal zazwyczaj przegrywał, bo trafiali albo na Barcelonę, albo na Bayern. Zostanę przy tych dwóch remisach.

Czy Pana zdaniem w przyszłych sezonach jest możliwość, aby jakakolwiek drużyna ukończyła sezon bez porażki?

Nie mogę tego wykluczyć, ale fakt, że tak silne zespoły jak Manchester City i Liverpool nie potrafiły przejść suchą stopą przez cały sezon, świadczy o tym, że to piekielnie trudne. Myślę, że Wenger ze swoim zespołem dokonał czegoś niebywałego. Wcześniej udało się to Preston, ale rozgrywało się wtedy tylko kilkanaście meczów, więc poziom trudności był inny.

Kto z trójki Arteta, Lampard, Solskjaer będzie najlepszym trenerem?

Kilka lat temu powiedziałbym, że najmniej szans na zrobienie wielkiej trenerskiej kariery daję Solskjaerowi. Dzisiaj nie jestem już tego taki pewien. Myślę, że Arteta ma duże szanse być najlepszym z tej trójki, ale wiemy, że trzeba mieć też trochę szczęścia w trenerskim życiu. Patrząc na transfery Chelsea, można podejrzewać, że kolejny sezon może należeć do Lamparda. Jest to nadal jednak w sferze spekulacji, zgadywania. Na szczęście piłka nożna to taki sport, w którym nie możemy mieć pewności do wielu rzeczy.

Kogo Arsenal bardziej potrzebuje z dwójki Partey i Auour?

Odpowiem krótko, bardziej potrzebują zawodnika Atletico, ale nie wiem, jakie plany ma w głowie Arteta.

Kto Pana zdaniem będzie czarnym koniem w tym sezonie?

W poprzednich rozgrywkach Sheffield było świetne do momentu przerwania rozgrywek, potem awaria goal-line technology zatrzymała tę drużynę i ostatecznie skończyła na samym środku tabeli. To samo można było powiedzieć o drużynie Leicester, która też była rewelacją, ale do pewnego momentu. Kto teraz zaskoczy? Rok po roku typuje zawsze w takiej roli Everton. Lubię jakoś tego Ancelottiego, więc jeszcze raz postawię na The Toffees. Zaczęli od zmiany całej formacji drugiej linii, bo kupili trzech pomocników i raczej żaden z nich nie będzie siedział na ławce rezerwowych.

Jest jeszcze pytanie o porady odnośnie nowego sezonu Fantasy Premier League.

Kiedyś grałem w Fantasy, ale podczas komentowania meczu z udziałem zawodników, których miałem w drużynie, miałem poczucie, że odbija się to na mojej pracy. Bardziej przeżywałem takie spotkania, a takie dodatkowe bodźce nie są mi potrzebne. Obaj moi synowie grają, ale ja już przestałem, dlatego nie udzielę żadnych porad.

Wywiad autor: Michał Kruczkowski źrodło:
Aby dodawać komentarze, musisz być zalogowany. Załóż konto lub zaloguj się w serwisie.
poprzednia1 następna
TrueGunner89 komentarzy: 58912.09.2020, 23:32

Dobry wywiad. Pana Rafała zawsze dobrze posłuchać i poczytać. Trafne uwagi, trochę humoru, fajne anegdoty. Lubię komentatorów, którzy oprócz sprawnej pracy głosem potrafią wykazać się też wiedzą ekspercką, pokazać różne punkty widzenia jak na prawdziwego dziennikarza przystało. Dzięki za te te kilkanaście akapitów, które umiliło mi dzisiaj poranną kawę i pozwoliło wejść w klimat nowego sezonu EPL!

timiiiii komentarzy: 211812.09.2020, 11:46

PS. Wywiad sztos. Dzięki dla autora

timiiiii komentarzy: 211812.09.2020, 11:45

@AntonioThe:

Słowo pisane to inny poziom. Czasem coś przeczytać warto, szczególnie w czasach gdy wszystko próbują nam podać w formie papki ;)

AntonioThe komentarzy: 3821 newsów: 512.09.2020, 09:51

@Kruczekafc4: To w takim razie gratuluję, bo mega robota została wykonana. Czyta się to znakomicie. Oby więcej takich wywiadów z fanatykami Premier League i Arsenalu.

Kruczekafc4 komentarzy: 19 newsów: 35112.09.2020, 08:47

@AntonioThe: nie ma co szukać drogi na skróty. Jeśli wideo, to by musiała być wysoka jakość (dobry sprzęt do nagrywania, oświetlenie, mikrofony); nie chciałbym wstawiać byle jakiego filmu, bo mniej roboty. Poza tym z doświadczenia już wiem, że rozmówcy potrafią się o wiele bardziej otworzyć i opowiedzieć ciekawe rzeczy w trakcie luźnej rozmowie przy kawie, niż będąc nagrywanym przez kamerę. Co do MP3, w takiej kawiarni zazwyczaj pojawiają się dźwięki w tle, które mogłyby utrudniać wysłuchanie. Ja osobiście bardzo lubię redagować te wywiady, mimo że sporo czasu trzeba przy tym spędzić. W pewien sposób jest to też forma szlifowania dziennikarskiego warsztatu. No i nie ukrywam, że sam też lubię poczytać takie rozmowy, jakoś jestem bardziej skupiony, niż przy oglądaniu filmiku. Także pełen luz, nie cierpiałem przy pracy nad tym, wręcz przeciwnie :D

Tokar komentarzy: 30912.09.2020, 08:25

Mega robota.

AntonioThe komentarzy: 3821 newsów: 512.09.2020, 07:11

A nie mogliście po prostu wrzucić nagrania z tego wywiadu? Czy to w postaci video, czy MP3, dużo mniej pracy by było i więcej cennego czasu dla osoby która to pisała.

Wielimek93 komentarzy: 77612.09.2020, 04:13

Pytanie może nie szczegółowe ale Saka czy Martinelli to moje!!! POZDRO

mikbla92 komentarzy: 29511.09.2020, 23:13

Wywiad super, mała uwaga tylko co do "... Czy według Ciebie to najbardziej optymalna formacja, biorąc pod uwagę skład, jakim dysponuje Arsenal? Widzisz może jakieś inne opcje taktyczne?". Może być tylko optymalne, bądź nie. Pozdrawiam ;)

ProroK komentarzy: 86111.09.2020, 21:00

Rafał fajny gość, taki życiowy. Przy okazji jeden z jego synów nie kibicuje nam ?

taxi_driver komentarzy: 120311.09.2020, 19:46

Super wywiad, Pan Rafał jak zawsze z ogromną elementarną wiedzą. Dziękujemy!

Tony24 komentarzy: 19911.09.2020, 19:31

Lubię tę mordkę sąsiada mi przypomina tak z kanta

kuzguwu komentarzy: 550411.09.2020, 18:27

Bardzo ciekawy wywiad

bokser83 komentarzy: 42411.09.2020, 18:17

"Jakiego zespołu w Anglii nie lubi Pan najbardziej? I dlaczego jest to Tottenham?"

Mocne pytanie :D

Mixerovsky komentarzy: 2256 newsów: 1611.09.2020, 18:11

Kapitalna robota!

Mariusz28 komentarzy: 495211.09.2020, 17:59

Świetnie się czyta takie wywiady.

DyktatorArsene komentarzy: 248211.09.2020, 17:33

Fajny wywiad, slyszymy sie jutro! :P

arsenallord komentarzy: 30459 newsów: 11711.09.2020, 17:13

Jak zwykle świetna robota. Dzięki że zadałeś moje pytanie.

poprzednia1 następna
Następny mecz
Ostatni mecz
Arsenal - Manchester United 4.12.2024 - godzina 21:15
? : ?
West Ham - Arsenal 30.11.2024 - godzina 18:30
:
Tabela ligowa
Tabela strzelcówStrzelcy
DrużynaMWRPPkt
1. Liverpool1191128
2. Manchester City1172223
3. Chelsea1154219
4. Arsenal1154219
5. Nottingham Forest1154219
6. Brighton1154219
7. Fulham1153318
8. Newcastle1153318
9. Aston Villa1153318
10. Tottenham1151516
11. Brentford1151516
12. Bournemouth1143415
13. Manchester United1143415
14. West Ham1133512
15. Leicester1124510
16. Everton1124510
17. Ipswich111558
18. Crystal Palace111467
19. Wolves111376
20. Southampton111194
ZawodnikBramkiAsysty
E. Haaland120
Mohamed Salah86
B. Mbeumo81
C. Wood80
C. Palmer75
Y. Wissa71
N. Jackson63
D. Welbeck62
L. Delap61
O. Watkins52
SondaMusisz być zalogowany, aby posiadać dostęp do ankiety.
Publicystyka
Wywiady