Chleba i igrzysk
14.10.2019, 20:43, Michał Koba 25 komentarzy
„W piłce nożnej liczą się tylko zwycięstwa” – to zdanie w piłkarskim środowisku pada niezwykle często. Wypowiadają je fani, dziennikarze, trenerzy. W ostatnich latach ich uosobieniem był Jose Mourinho, którego ekipy bardzo często prezentowały styl nazywany nawet „antyfutbolem”, ale z drugiej strony sięgały po liczne triumfy w poszczególnych rozgrywkach. Na drugim końcu bieguna stawiano Arsenal Arsene’a Wengera, który co prawda przez kilka lat nie potrafił dołożyć do klubowej gabloty żadnego trofeum, ale pokazywał niezwykle przyjemną dla oka piłkę. Obaj panowie mieli odmienne spojrzenie na temat tego, jak powinna wyglądać piłka nożna, obaj znacznie się różnili, a jednak obaj zaliczani są do czołówki menadżerów w historii tego sportu. Jak to więc w końcu jest – czy w piłce nożnej naprawdę liczą się tylko zwycięstwa?
W 2006r. 11-letni wówczas chłopak zaraz po szkole biegł szybko do domu, jadł obiad, odrabiał lekcje i wybiegał na podwórko, żeby na blokowisku całe popołudnia grać w piłkę nożną z kolegami. Niezwykle popularna była wtedy liga włoska z legendarnymi już składami Interu, Juventusu czy AC Milanu. Chłopak strzelał więc bramki jako Adriano, dogrywał jako Nedved i odbierał piłkę jako Maldini. W środę zaś, kiedy w ogólnodostępnej telewizji pokazywano rozgrywki Ligi Mistrzów, zasiadał przed telewizorem, by oglądać wielki futbol. Wyjątkowo wtedy rodzice nie wyganiali go do łóżka i pozwalali później pójść spać. Kolejnego dnia w szkole wszyscy chłopcy rozmawiali o wynikach i rozpamiętywali wspaniałe zagrania swoich idoli. W tamtym roku wielki Real Madryt, którego – podobnie jak Barcelonę – od lat niezmiennie wspiera ogromna grupa kibiców na całym świecie, odpadł po rywalizacji z Arsenalem. W następnej rundzie Kanonierzy rozprawili się też z Juventusem. W szkole i na osiedlu większość była niepocieszona takim obrotem spraw, ale młody bohater tej krótkiej historii nie podzielał żalu kolegów. Coś mu się w tym Arsenalu podobało. W półfinale londyńczycy mierzyli się z rewelacją tamtych rozgrywek – Villarrealem. W pierwszym spotkaniu The Gunners zwyciężyli 1:0 po golu Kolo Toure. Druga potyczka to dla młodego chłopaka była już prawdziwa gra nerwów. Villarreal usilnie próbował odrobić stratę, a ich starania się opłaciły, bowiem pod koniec meczu wywalczyli karnego. Do piłki podeszła gwiazda zespołu, Riquelme, ale jego strzał obronił Lehmann i to Arsenal wystąpił w finale w Paryżu. Tam jednak Kanonierom szczęście już nie dopisywało. Co prawda pierwsi wyszli na prowadzenie za sprawą Campbella, ale wcześniej czerwoną kartkę za faul w sytuacji sam na sam zebrał Lehmann, przez co boisko musiał opuścić Pires, a w ostatnim kwadransie gry podopieczni Wengera stracili dwie bramki i w efekcie tamta wspaniała generacja piłkarzy nie wywalczyła jedynego trofeum, jakiego im brakowało w kolekcji.
Chłopak z tej historii to oczywiście ja. Moja kibicowska więź z Arsenalem zaczęła się 13 lat temu i trwa do dziś. W tym czasie Kanonierzy wygrali trzy Puchary Anglii i tyle samo Tarcz Wspólnoty, ale trzeba pamiętać, że przez pierwsze osiem lat mojej przygody z The Gunners nie odnieśli oni żadnego sukcesu. Jak więc moje przywiązanie do klubu przetrwało? I dlaczego zaczęło się w sezonie, w którym – bądź, co bądź – poniósł on bolesną porażkę? Jeśli przyjąć, że w piłce rzeczywiście liczą się tylko zwycięstwa, to nie mógłbym tak cieszyć się meczami Arsenalu, a już na pewno nie byłbym w stanie kibicować im przez tak długi czas w tak nieprzyjemnym dla nich okresie. Klub spłacał kredyt otrzymany na budowę nowego stadionu. Szatnię The Gunners opuszczali wszyscy najlepsi zawodnicy. Kiedy pojawiali się nowi i pod skrzydłami Wengera zaczynali stawać się gwiazdami ligi, po chwili i tak zmieniali pracodawcę. Przez te wszystkie lata jednak coś sprawiało, że nie fascynowałem się Barceloną czy Realem, tak jak większość rówieśników, ale niemal co weekend z wypiekami na twarzy zasiadałem przed ekranem, by cieszyć się grą Kanonierów.
Właśnie – zasiadałem. Od kilku sezonów nie potrafię już czerpać takiej radości z oglądania Arsenalu jak kiedyś. Psuć zaczęło się już w czasie dwóch ostatnich sezonów Wengera w klubie. Później przyszedł Emery, którego pierwszy sezon zaczął się obiecująco. Była mowa o wysokim pressingu, o grze od bramki. Hiszpan jawił się jako niesamowicie zaangażowany profesjonalista, który zna się na taktyce, a do każdego spotkania przygotowuje się, spędzając godziny nad analizami video. Stanowiło to miłą odmianę po długiej erze Wengera, który nigdy nie ukrywał, że nie opracowywał taktyki pod konkretnego przeciwnika, ale wychodził z założenia, że jeśli drużyna zagra na miarę swoich możliwości, to może pokonać każdego. W drugiej części ubiegłej kampanii czar jednak zaczął pryskać i dziś Emery zaczyna być raczej kojarzony z dziwnymi decyzjami przy ustalaniu składu czy przesadą w teoretycznych przygotowaniach do spotkań. Nie jestem członkiem sztabu szkoleniowego, więc nie mogę odnieść się do tego, co się dzieje na treningach czy odprawach. Nie ukończyłem też żadnych kursów trenerskich, a wiedzę o taktyce mam taką, jaką mogłem nabyć na przestrzeni lat, oglądając piłkę, grając w nią czy czytając o niej książki. Moja ocena dzisiejszego Arsenalu nie jest więc oceną ekspercką, ale oceną kibica tego klubu, a trzeba wiedzieć, że więź łącząca fanów Kanonierów z drużyną jest szczególna. Nie zacząłem jako dzieciak oglądać meczów tego klubu, kupować koszulek i czytać książek dlatego, że Arsenal wygrywał mecz za meczem, puchar za pucharem. Jestem pewien, że mój wyżej opisany początek więzi z klubem nie jest tylko moim początkiem, że wielu przeszło podobną drogę. Tak to już bowiem jest w naszym arsenalowym świecie. Temu klubowi nie kibicuje się dla trofeów. Przez lata człowiek mógł się męczyć szkołą, pracą, rodziną, ale przynajmniej raz w tygodniu przychodziło 90 minut, kiedy można było nieco odsapnąć i nacieszyć się Wengerballem. I m.in. właśnie to piękno gry trzymało fanów przy Arsenalu pomimo braku trofeów i wielu bolesnych momentów.
Tymczasem od pewnego czasu na grę Arsenalu momentami ciężko patrzeć. Nie czuję już takiej radości z tego, że nadchodzi mecz, bo spodziewam się, jak on będzie wyglądał. Po odejściu Wengera dużo mówiło się o potrzebie kontynuowania jego pracy, jego spojrzenia na futbol. Obserwując dyspozycję Kanonierów, zaczynam się zastanawiać, czy czasami Emery czegoś źle nie zrozumiał (w końcu jego angielski nie stoi na najwyższym poziomie) i nie próbuje wzorować się na Wengerze tylko z jego ostatnich dwóch sezonów w klubie. Ktoś może mi zarzucić, że przecież Arsenal póki co zajmuje dobrą pozycję w tabeli, radzi sobie w pucharach. Tylko że ja nie pokochałem Arsenalu dlatego, że seryjnie wszystko wygrywał. Wspomniane już przeze mnie hiszpańskie kluby są chyba najbardziej popularnymi na świecie właśnie przez wzgląd na ciągłe zwycięstwa. Jeśli więc taśma z pucharami zatnie się chociaż na rok, na Santiago Bernabeu i Camp Nou pojawiają się głosy o zmianie trenerów i zawodników. Mnie obecna sytuacja w Arsenalu nie martwi z powodu braku trofeów. Przez lata zdążyłem się już przyzwyczaić, że przy Ashburton Grove triumfalne parady nie są codziennością. I mnie absolutnie to nie przeszkadza. Kiedy w 2014r. Arsenal po latach posuchy w końcu wygrał jakieś rozgrywki, czułem niesamowitą radość. Nie sądzę, by fan Barcelony czy Realu mógł kiedykolwiek czegoś takiego doświadczyć. I to zawsze było dla mnie piękno tego klubu – widowiskowa gra, małe zwycięstwa, upadki, ale i podnoszenie się po nich. Utożsamiałem się z tym. Teraz coraz trudniej mi się identyfikować z obecną ekipą Arsenalu. Jeśli nawet The Gunners jakimś cudem wygraliby w tym sezonie ligę, prezentując nadal ten sam (bez)styl gry, to jestem pewien, że nie czułbym tego samo, co czułem w 2014r.
Chciałbym, żeby Arsenal – z tym czy innym trenerem – zaczął grać znowu tak, że będę mógł chociaż raz w tygodniu żałować, ze nie mam Emirates Stadium pod oknem. Chcę zobaczyć jakiś pomysł na tę drużynę, bo na razie nie widzę żadnego. Nie wiem, czy staramy się grać z wykorzystaniem skrzydłowych, czy z ogromną liczbą podań, czy z wysokim pressingiem. Wspomniany na początku tekstu Mourinho był wielokrotnie krytykowany za zbyt defensywną grę swoich zespołów. Jednak ekipy te grały w ten sposób nie przez przypadek – taki był po prostu pomysł na grę trenera, a to, czy się to komuś podoba, to już inna kwestia. Guardiola lubuje się w ultraofensywnym futbolu, Klopp w wysokim pressingu, nawet w Chelsea widać konsekwencję ich świeżo upieczonego trenera. Arsenal natomiast jest nijaki. Nie potrafię dostrzec żadnych założeń, a próżno ich też szukać w wypowiedziach Emery’ego, który ciągle rzuca tylko komunałami w stylu ”We still improve”. Nie oczekuję, że Hiszpan zamieni Arsenal w maszynkę do wygrywania, bo - odpowiadając na pytanie z początku tego tekstu – dla mnie piłka nożna to nie tylko zwycięstwa. Nie chcę też jeszcze wypowiadać się co do tego, czy Emery to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Ja tak zwyczajnie, po kibicowsku, chcę się po prostu znowu cieszyć meczami swojego klubu. Pewne hasła pozostają bowiem niezmienne: potrzebujemy chleba, ale i igrzysk.
źrodło:Drużyna | M | W | R | P | Pkt |
---|---|---|---|---|---|
1. Liverpool | 11 | 9 | 1 | 1 | 28 |
2. Manchester City | 11 | 7 | 2 | 2 | 23 |
3. Chelsea | 11 | 5 | 4 | 2 | 19 |
4. Arsenal | 11 | 5 | 4 | 2 | 19 |
5. Nottingham Forest | 11 | 5 | 4 | 2 | 19 |
6. Brighton | 11 | 5 | 4 | 2 | 19 |
7. Fulham | 11 | 5 | 3 | 3 | 18 |
8. Newcastle | 11 | 5 | 3 | 3 | 18 |
9. Aston Villa | 11 | 5 | 3 | 3 | 18 |
10. Tottenham | 11 | 5 | 1 | 5 | 16 |
11. Brentford | 11 | 5 | 1 | 5 | 16 |
12. Bournemouth | 11 | 4 | 3 | 4 | 15 |
13. Manchester United | 11 | 4 | 3 | 4 | 15 |
14. West Ham | 11 | 3 | 3 | 5 | 12 |
15. Leicester | 11 | 2 | 4 | 5 | 10 |
16. Everton | 11 | 2 | 4 | 5 | 10 |
17. Ipswich | 11 | 1 | 5 | 5 | 8 |
18. Crystal Palace | 11 | 1 | 4 | 6 | 7 |
19. Wolves | 11 | 1 | 3 | 7 | 6 |
20. Southampton | 11 | 1 | 1 | 9 | 4 |
Zawodnik | Bramki | Asysty |
---|---|---|
E. Haaland | 12 | 0 |
Mohamed Salah | 8 | 6 |
B. Mbeumo | 8 | 1 |
C. Wood | 8 | 0 |
C. Palmer | 7 | 5 |
Y. Wissa | 7 | 1 |
N. Jackson | 6 | 3 |
D. Welbeck | 6 | 2 |
L. Delap | 6 | 1 |
O. Watkins | 5 | 2 |
- A wszystko to przez Havertza...
- 19.02.2024 30 komentarzy
- Red Dead Redemption
- 17.07.2023 12 komentarzy
- Zagadnienia taktyczne: Tequila
- 25.09.2022 15 komentarzy
- Zagadnienia Taktyczne: Idealny początek
- 19.08.2022 16 komentarzy
- Zagadnienia taktyczne: Podsumowanie sezonu 21/22 cz.3 - Widoki na przyszłość
- 05.07.2022 27 komentarzy
- pokaż całą publicystykę
- Wywiad z Emilem Smith-Rowem: Jego inspiracje na boisku i poza nim
- 05.09.2022 10 komentarzy
- Pot, cierpienie i egoizm
- 11.11.2021 8 komentarzy
- Wywiad z Przemkiem Rudzkim
- 08.10.2021 16 komentarzy
- Historia Jacka Wilshere'a
- 27.08.2021 35 komentarzy
- Obszerny wywiad z Xhaką dla The Guardian
- 07.02.2021 21 komentarzy
- pokaż wszystkie wywiady
Bardzo dobry tekst. Faktycznie coś się stało z tym stylem.
@IAlwaysTrust:
Dzięki wielkie
Dodam jeszcze że Arsenal może w bezjajecznym stylu wygrywać po 1:0 nie będzie to miało żadnego znaczenia bo grasz dla wyniku nie dla kibiców. Nie chcę kibiców teraz definiować jednak gdy wygrywasz nawet w słabym stylu to na pewno zainteresowanie się zwiększy. Brak stylu przez przykładowo 30 kolejek to też styl
Historia identyczna jak u mnie tylko na jestem 93 rocznik więc miałem 13 lat w 2006 . I trochę bym tak nie przesadzał z tym Emery out. Ten sezon pokaże na co. Możemy liczyć . COYG !!!!
6 długich akapitów o niczym
Fajny tekst. gratulacje.
Ale jedno pytanie: co mają powiedzieć kibice klubów, które wymieniłeś na początku, mianowicie kibice AC Milan i Interu?
Jesteśmy w całkiem niezłym położeniu w porównaniu z nimi.
Jeśli chodzi o Unaia to myślę, że na wszystko przyjdzie pora. Gość jeszcze nie zbudował składu, a my oczekujemy super wyników. możecie przytaczać trenerów innych klubów, ale czy ci trenerzy musieli walczyć o każdy grosz na zakupy? Klopp chciał przebudować skład to przebudował, a Emery dostał budżet, którego nie może przekroczyć. dlatego musi się srać z wypożyczeniami i przetrwać (grając brzydki futbol) do kolejnego okienka. w zasadzie to on jeszcze ma część obrony i część pomocy do przebudowy. jak to wykona, to wreszcie będzie mógł skupić się na ładniejszej grze.
Niepotrzebny płacz. Jesteśmy w okresie przejsciowym, poWengerowym i jedyne co sie teraz liczy to powrot do Ligi Mistrzów, więc NIE styl a ZWYCIĘSTWA są w tym momencie najważniejsze. Emery został wybrany tylko i wylacznie dlatego, ze był to najlepszy kandydat (i pewnie jedyny chetny) w tym czasie na wyprowadzenie nas z tego kryzysu, ponieważ oprócz szans zakonczenia ligi w top4, dawał nam REALNE szanse na dotranie się do LM poprzez LE (chyba nie trzeba przypominać dorobku Hiszpana). Sam nie jestem w stanie patrzeć na to jak wygląda nasza gra i sam zaliczam sie do grona osób, które nie patrzą przychylnym okiem na to co wyprawia momentami nasz Head Coach, ale jestem w 100% pewnien ze naszym glownym celem z tym panem za sterami jest tylko i wyłącznie awans do Ligi Mistrzów, i kiedy uda nam się to osiągnąć przyjdzie ktoś inny i bedziemy znów mogli skupić się na stylu, ktory jest naszym wyznacznikiem od lat i nikt zbyt długo nie będzie rozpamiętywał tego smutnego okresu. Wtedy pojawi się problem utrzymania nas w LM, a bedzie to znacznie trudniejsze przez okrojenie naszej ligi z jednego gwarantowanego miejsca w tych rozgrywkach.
Super tekst Arek! Wszystkiego dobrego w Twojej walce o szczęście!
Piękny, rzeczowy tekst, ukazujący sentyment do Arsenalu u niejednego kibica kochającego wengerball. Pozdrawiam autora tekstu.
Moja historia z Arsenalem zaczęła się myślę dość nietypowo. Nietypowo , gdyż to a nie wybrałem Arsenal a raczej to Arsenal wybrał mnie.
Byłem wtedy dzieciakiem biegającym po każdym możliwym boisku za piłką. Nie ważne czy była trawa , czy sam piach, czy były bramki , czy ustawiało się plecaki jako słupki... Kochałem piłkę.
Dzieci mają jednak to do siebie , że uwielbiają bohaterów. Mają potrzebę wcielenia się takiego herosa, naśladowania go, by choć przez chwilę poczuć się jak "Bóg footballu".
Dla mojego brata owym bohaterem był Ronaldo(nie mylić z Cristiano).
Kuzyn biegał w trykocie z nazwiskiem "Zidane". Bardzo bolał mnie fakt , że nie miałem swojego bohatera. Pewnego razu wspomniałem o tym mojej babci.
Babcia widząc smutek jaki mi towarzyszył postanowiła zrobić mi niespodziankę. Wysłała do miasta mojego wujka , który dość dobrze znał się na piłce.
W końcu dostałem swoją pierwszą koszulkę piłkarską. Wtedy jeszcze nie wiedziałem , że biegam po boisku w koszulce "Króla Londynu". Wręcz przeciwnie. Byłem smutny. W herbie "jakaś armata", na plecach "jakiś Henry"...
Z czasem , gdy moja świadomość wchodziła na wyższy poziom zacząłem zadawać pytania. Co to za klub? Co to za zawodnik? Czy jest on dobry tak jak wspomniani wcześniej Ronaldo i Zidane? Wtedy trudno było zdobyć takie informacje. Dostępu do Internetu nie miałem jeszcze długi czas.
Pamiętam, że grając z kolegą w fife nie wiedziałem jakim zespołem grać. On wybierał Manchester United. Wtedy przypomniałem sobie o mojej koszulce. Szukając herbu z armatą natknąłem się na niezłą drużynę z czołówki angielskiej Premier Ligue. To był przełom. Poczułem , że to będzie ten "mój" klub.
Z czasem , gdy był już lepszy dostęp do internetu, telewizji zacząłem oglądać wszystkie mecze. Rodzina dziwnie na mnie patrzyła , gdy w sobotę , czy niedzielę zamiast odwiedzić rodzinę, czy uczestniczyć w rozrywce z innymi ja siadałem przed ekranem. Odpowiadałem "Nie mogę, Arsenal gra mecz. Muszę obejrzeć". Z czasem nawet w szkole zaczęli sobie żartować , że gdy Arsenal przegrywa to Arek nie przychodzi do szkoły. Coś w tym jednak było...
Arsenal jak to Arsenal ostatnich lat dość często przegrywał. A ja jak to ja dość często opuszczałem szkołę.
Koledzy nie wiedzieli wtedy , że w mojej głowie dzieje się coś złego. Że mam stany lękowe , że stres związany ze szkołą i koniecznością przebywania tak blisko ludzi wywołuje w mojej głowie nieodwracalne zniszczenia. Że rozwija się w mojej głowie ciężka depresja , którą bardzo długo a może nawet już nigdy sobie nie poradzę.
Wtedy jeszcze nikt o tym nie wiedział. Nawet ja sam nie byłem tego świadomy.
Ostatnie czasy zarówno dla mnie jak i dla Arsenalu są ciężkie. Ciężko było patrzeć jak moi "bohaterowie" opuszczają klub w poszukiwaniu lepszych pieniędzy czy lepszego zespołu. Fabregas, Nasri, Clichy, Sagna, Van Persie, Song, Sanchez... Nie sposób ich zliczyć i nikogo nie pominąć.
Wymusiło to na mnie powrót do czasów świetności klubu. Czytanie , oglądanie powtórek z czasów , gdy Arsenal był wielkim Arsenalem. Z czasów , których ze względu na swój młody wiek nie miałem okazji przeżyć piłkarsko.
Zacząłem nadrabiać stracony czas i wziąłem się za spełnianie marzeń z dzieciństwa. Jednym z nich jest posiadać całą ścianę pokoju w koszulkach Arsenalu z różnych lat.
Ściana a na niej nazwiska Tonego Adamsa, Iana Wrighta , Sola, Vieiry , Henrego...
Dlaczego o tym piszę? Może przeczyta to choć jedna osoba i może będzie to osoba tak jak ja bardzo wrażliwa i sentymentalna, która pokochała Arsenal na całe życie mimo jego wad.
Może wywoła to jakąś ciekawą rozmowę. Kto wie...
@hahor: wydaje mi sie ze emery wlasnie zaprzestal sparingami z u-23 wbrew woli pilkarzy
nie widac zadnego progresu, ani kierunku w ktorym arsenal ma isc... juz samo to ze emery gra sparingi z u23 w ktorych mlodziez ma nasladowac styl rywali zle swiadczy. to raczej przeciwnicy powinni stosowac cos takiego przed meczami z nami, ale tego nie robia bo my nie mamy stylu.
Pełna zgoda
Odnośnie stylu to Arsenal musi mieć w swoim składzie artystów aby oni zrobili na boisku show dla kibiców.W obecnej drużynie ja takiego zawodnika nie widzę.Owszem mamy bardzo dobrych piłkarzy jak np.Aubę czy Lacę ale nie posiadamy ani jednego wirtuoza na boisku.Ostatnio Bergkamp wypowiedział się odnośnie Arsenalu,że on nie widzi w nim piłkarzy tej klasy co w drużynie The Invincibles.Gdzie naszym zawodnikom do klasy Bergkampa,Henrego,Rosickiego,Van Persiego,czy nawet Cazorli?M.City ma De Brune,Aguero,Sterlinga czy Bernardo Silvę.To są piłkarscy wirtuozi,oni robią różnicę w najsilniejszej lidze świata.Arsenal tak dobrze wygląda w lidze europejskiej ponieważ gramy na dużo słabsze zespoły niż grające w lidze angielskiej.Inaczej dobierasz taktykę na dużo słabszego od siebie przeciwnika.Emery nie jest idiotą,on dobrze wie,że nie ma ani jednego obrońcy klasy światowej i dlatego Arsenal nie preferuje ofensywnego stylu gry mając średnią linię obrony.Pomimo tego mamy trzecie miejsce w lidze mając za sobą mecze z czołówką.Mi się marzy piłkarz klasy Henrego czy Bergkampa który będzie robić magiczne rzeczy na boisku.Taki Berkamp to miałby statystyki na poziomie Sterlinga z ubiegłego sezonu plus zaprezentowałby niesamowite zagrania na boisku.
Styl z czasem (jakikolwiek) powinien się wykrystalizować. Na dzień dzisiejszy nie przeszkadza mi styl czy jest nijaki trudno powiedzieć. Gdy Arsenal wróci miejmy nadzieję, do LM to wtedy będzie można więcej mówić o comebacku do wengerowskiego stylu czy brutalnym murowaniu i wygrywaniu skromnym 1:0. Arsenal to Arsenal nie chcę oglądać drużyny która gra pięknie i przegrywa w finałach. Chcę oglądać drużynę która wygrywa dlatego, że za np za 10,15 lat będziemy wspominać nie piękne porażki tylko wielkie zwycięstwa. właśnie dlatego Henry Bergkamp Pires i inni są przez nas wspominani bo wygrywali i to w pięknym stylu. Jesteś kibicem to na dobre i na złe zawsze,
@celuch1920: Michael Laudrup
ktory trener prowadzil swansea gdy byli oni nazywani "mala angielska barcelona"? Za czasow gdy tylko arsenal i wlasnie Swansea grali podaniami i na utrzymanie sie przy pilce? Moze wlasnie taki trener zamiast Emeryego?
Trudno stać się teraz kibicem Arsenalu. Hiszpański murarz stawia na brak stylu i brak wyników więc problematyczne jest zostać entuzjastom gdyż przeszłość się oddala...
Mam to samo
Ja zacząłem kibicować Arsenalowi, bo potrafiłem się utożsamić z klubem jako dzieciak - zawsze byłem blisko zwycięstwa, zawsze mierzyłem się z silniejszymi, zawsze startowałem jako ten, na którego nikt nie stawiał.
Zawsze 4 tak samo, jak Arsenal, i nie widzę w tym nic złego. "Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi" Mt 20,16
Tekst wyjaśnił wszystkie dyskusje które odbywały się na forum.
Świetnie napisany tekst. #EmeryOut
Obiema rękami podpisuje się pod tym tekstem. A ta historia o kibicowaniu Arsenalowi znajoma ;)
Wydaje się, że tekst wykłada wszysyko kawa na ławę. I nie da się chyba z treścią nie zgodzić.
Nie mniej jednak jest podany przykład Mourinho, który pragmatycznie brzydkim futbolem wygrywał trofea a nie ma Pochettino, którego każdy wyśmiewa za jego bogatą gablotę.
Idealnie byłoby wygrywać w ładnym stylu, ale sztuka dla sztuki jest bez sensu. Drużyny Guardioli czy Kloppa grają w pięknym stylu nie dla kibiców, tylko dla wyników.
Chyba oczywiste jest po co się gra. I nie bronię tu Unaia. Chciałbym tylko że kibice mówiący "liczy się styl" i "liczą się wyniki" nie kłócili się jak najwięksi wrogowie bo każda grupa ma swoje racje.
Piękny tekst, jakbym czytał o sobie ;D zgadzam się, ja też pokochałam Arsenal nie ze względu na trofea, a styl:)