Martinelli pod presją
24.06.2024, 11:36, Dominik Kwacz 12 komentarzy
Na łamach The Players Tribune ukazał się artykuł, w którym Gabriel Martinelli opowiada o swojej drodze na szczyt i radzeniu sobie z ogromną presją:
Kurczę! Dopiero teraz do mnie dotarło, że to pierwszy raz, kiedy obchodzę swoje urodziny z dala od rodziny i przyjaciół.
Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. Zazwyczaj o tej porze roku miałem już przerwę od sezonu Premier League i byłem w Itu, odpoczywając, wędkując.... A dokładniej słuchając i opowiadając śmieszne historie na brzegu rzeki z moim tatą i kuzynami, śmiejąc się i płosząc przy okazji wszystkie ryby.
Potem moja mama piekłaby ciasto z mnóstwem świeczek, prosząc wszystkich, by zaśpiewali „Sto lat”. Byłbym trochę zawstydzony i tyle! Kolejne idealne urodziny, z ludźmi, których kocham, mając jeszcze kilka tygodni wolnego przed powrotem do Londynu i Arsenalu.
Ale ten rok jest oczywiście inny…
Jestem tutaj, w obozie treningowym Brazylii na Copa América w Stanach Zjednoczonych. Inne otoczenie, inny moment, inne emocje. Co czuję? Cóż... Czuję dumę i (po co to ukrywać?) trochę niepokoju związanego z reprezentowaniem mojego kraju w kolejnym ważnym turnieju.
Kilka dni temu, podczas śniadania, zagłębiałem się w te myśli, kiedy Gabriel Magalhães pojawił się ze swoim luzem, który wyniósł z dzielnicy Pirituba na obrzeżach São Paulo:
Więc, Stary, jakie masz plany na świętowanie swoich 23. urodzin?
Pomyślałem sobie: Żadnych planów, Stary. JEDEN JEDYNY PLAN. Bo mam tylko jeden.
Mój plan to zmierzyć się z Argentyną w finale. I wygrać!
Marzyłem o tym, od kiedy zacząłem grać w piłkę nożną w wieku sześciu lat. I mówię to w dobrym sensie, bo szanuję tych gości, tak jak szanuję innych przeciwników. Wiem też, że mają do nas szacunek, a droga do zwycięstwa jest tak samo trudna dla wszystkich. Ale Brazylia kontra Argentyna to inny wymiar, nie nie przesadzam.
Marzy mi się taki mecz. Mocne drużyny, wysokiej jakości gracze po obu stronach: Messi, Raphinha, Álvarez, Andreas, Di María, Douglas Luiz, Mac Allister, Magalhães, Emi.... To szaleństwo! Ktoś mógłby mnie zapytać: A co z presją, jaka towarzyszy starciu z obecnymi mistrzami świata w finale?
Szczerze mówiąc, nie mogę się doczekać presji w meczu Brazylia kontra Argentyna, może najcięższej w reprezentacyjnej piłce nożnej. Nie wiem... wydaje mi się, że nauczyłem się przekształcać presję w paliwo, energię. Zawsze staram się widzieć w niej pozytywną stronę, rosnąć i czerpać z niej dobre rzeczy.
Słuchaj.... Presja może być odpowiedzialnością. Noszenie ze sobą nadziei milionów fanów, którzy pomalowali ulice na zielono i żółto i wywiesili flagi w swoich garażach, aby oglądać mistrzostwa świata. Zrobisz wszystko, aby nie zawieść tych ludzi. Presja może być błogosławieństwem: spełniając swoje dziecięce marzenie, które jest marzeniem tak wielu brazylijskich chłopaków i dziewcząt, takich jak ty (dziękuję Bogu za wszystko, co się wydarzyło w moim życiu.). Ten rodzaj presji to też przywilej: rywalizacja o tytuł najsilniejszego turnieju na świecie nie może się równać z presją bezrobotnego ojca czy matki, którzy wracają do domu, licząc pieniądze na mleko dla swoich dzieci.
Dużo o tym myślę. O tym, czym jest ciśnienie, jak na mnie działa, jak mi przeszkadzało (jestem człowiekiem, mi też się to zdarzało), jak stawałem się przez nie lepszy. Widzisz, dużo o tym myślę, bo to część mnie, tego, kim jestem. Znam to uczucie od dziecka! Myślisz, że żartuję? OK, pozwól, że szybko opowiem ci o mojej „miłości” do presji.
Mój ojciec zawsze marzył o tym, żeby jego syn był piłkarzem. Urodziłem się, gdy miał już 40 lat, a to pragnienie było wtedy silniejsze niż kiedykolwiek. Myślę, że pierwsze zdanie, które zrozumiałem w swoim życiu, to te, które zawsze powtarzał: „Kiedy skończysz sześć lat, zabiorę cię na test”.
Nie miałem pojęcia, o jakim teście mówił, nie mając nawet sześciu lat. Ale on zawsze to powtarzał. Graliśmy w piłkę na małym placu w moim rodzinnym Guarulhos, a mój ojciec pokazywał mi, jak łapać piłkę, jak jej bronić, nalegając, żebym równie mocno używał lewej nogi. Był bardzo poważny, ale ja szybko zrozumiałem, że piłka nożna to najfajniejsza rzecz na świecie. Zacząłem kochać tę grę. Wyobraź sobie - mały dzieciak, którego ojciec ma zawsze dla niego czas, zachęca, wspiera, dzieli szczęśliwe chwile — wow, to było cudowne.
Potem skończyłem sześć lat i najjaśniejsze wspomnienie z tego tygodnia to boisko futsalowe mojej pierwszej drużyny. Ogromne, gigantyczne. Zgodnie z planem, byłem tam, mały dzieciak, który ledwo potrafił zawiązać swoje trampki, przechodząc test, o którym marzyłem. To było magiczne wchodzić do Parque São Jorge, trzymając tatę za rękę, mając go tam cały czas kibicującego mi, gdy ja na boisku starałem się pamiętać rzeczy, których mnie uczył. Zdałem test i przez następne siedem lat moje życie było jak marzenie. W zasadzie to podwójne marzenie, ojca i syna, które w tamtym momencie zaczęło się spełniać.
Trochę później zacząłem rozumieć, czym jest presja i jak ją poskromić. Kiedy grałem źle i mój ojciec wytykał mi błędy w drodze do domu, mówiąc, że mogłem zrobić to, czy tamto, udawałem, że śpię. Oczywiście chciał dla mnie jak najlepiej, znał mój potencjał, ale kiedy było tego za dużo, wolałem nie słuchać.
Bo nawet kiedy jesteśmy bardzo młodzi, sami wiemy, kiedy poszło nam gorzej w meczu. Byłem rozczarowany, że nie udało mi się dać z siebie więcej, więc sam wywierałem na sobie wystarczającą presję. Nie chciałem kłócić się z ojcem. Więc, „drzemiąc” na tylnym siedzeniu, pozwalałem mu mówić do siebie i tylko słuchałem. Chłonąłem jego krytykę, która, jak szybko zrozumiałem, miała cel: zapobieganie mojemu samozadowoleniu, sprawienie, żebym stąpał twardo po ziemi i nadal ciężko trenował.
A dziś, jako zawodnik Arsenalu, na Mundialu, w Lidze Mistrzów czy Copa América, naprawdę odnajduję siebie w tym dzieciaku sprzed 15 lat. Nadal jestem spokojnym i skupionym gościem. To jest źródło mojej siły w piłce nożnej. Nieważne gdzie gram - Guarulhos, w hali futsalowej, na pustym stadionie podczas pandemii, na Emirates z 60 000 fanów, którzy nas dopingują, albo na Old Trafford z 75 000, którzy są przeciwko nam. Prawie zawsze kiedy gram, wyłączam się z zewnętrznego świata. Staram się patrzeć pozytywnie — myśleć, że nie jestem tam z łaski kogoś, że sam na to zasłużyłem. 100% koncentracji na tym, co mogę zrobić, żeby pomóc mojej drużynie wygrać. Tylko to i nic więcej. Boisko jest jak mój kokon.
W końcu dużo „trenowałem” w drodze do domu, kiedy tata mnie odbierał samochodem, prawda? Do tego stopnia, że trochę czasu zajęło mi wyłapanie przyśpiewki, którą śpiewają mi kibice Arsenalu, co jest dla mnie wielkim zaszczytem. Teraz kiedy ją słyszę podczas rozgrzewki przed meczem, dostaję gęsiej skórki i trochę się martwię: Czy serce mojego taty wytrzyma tyle emocji?
(Trzymaj się, tato! To ty zacząłeś.... hahaha)
No dobrze, wracając do tematu... Kiedy miałem 13 lat, moje życie wywróciło się do góry nogami. Tata dostał lepszą pracę w Itu, więc musieliśmy się przeprowadzić. Zostawiłem za sobą wszystko, co znałem i lubiłem: przyjaciół, szkołę, dom i boisko do futsalu. To był dla mnie cios. Zacząłem trenować w Ituano, które, mimo że miało świetną infrastrukturę, było zupełnie inne.
W tej nowej rzeczywistości, w małym regionalnym klubie, miałem tylko jedną opcję, jeśli chciałem uniknąć załamania się pod presją: zachować tę samą wolę, to samo skupienie i tę samą determinację, które mnie do tej pory kształtowały. Musiałem to zrobić sam, nikt nie mógł mnie w tym wyręczyć.
Krótko po przybyciu do Ituano, kiedy wciąż miałem 13 lat, zostałem zaproszony na testy w Manchesterze United. Tam naprawdę poczułem presję. Ogromną. Byłem bardzo młody i wszystko było dla mnie nowe. Zimna pogoda, formalności w klubie tej wielkości, język, pierwsza tak długa rozłąka z mamą... Wszystko było ciężkie i nie było w tym nic zabawnego. Na domiar złego czułem ogromne oczekiwania, żeby zrobić wszystko dobrze i zostać zaakceptowanym, co odbierało mi spokój ducha.
Na końcu nie wyszło. Nie mogłem „zdrzemnąć się na tylnym siedzeniu” i presja mnie pokonała. Oblałem test, zostałem odesłany i wróciłem do Ituano, czując niepokój co do mojej przyszłości w piłce nożnej, nie wiedząc, skąd czerpać siłę, by dalej robić to, co najbardziej lubiłem w życiu. Jedną z opcji było zrezygnowanie ze wszystkiego, pójście na studia i.... pozostanie niepewnym co do przyszłości. Może praca, której nie będę lubił przez resztę życia. Ostatecznie wziąłem głęboki oddech i dalej trenowałem.
Kiedy skończyłem 17 lat, United znów do mnie zadzwoniło. Teraz, zamiast nerwów, byłem bardzo podekscytowany. Spotkałem w stołówce Pogbę, Juana Matę, McTominaya i innych graczy prosto z gier wideo. Dobrze mi poszło i byłem pewien, że tam zostanę. Poza tym była to druga szansa, którą mi dali. Widocznie coś we mnie dostrzegli.
Ale nie. Znów mnie odesłali do domu. W drodze powrotnej spędziłem jeszcze 15 dni w Barcelonie, wystarczająco długo, żeby usłyszeć kolejne „nie”. Jednak coś się zmieniło.
Nie czułem się beznadziejnie. Może byłem trochę smutny. Ale po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że moja siła może pochodzić również z trudności. A raczej, że mogę czerpać energię, koncentrację i spokój z trudności. Jeśli w życiu nie wszystko jest kwiatami, mogę spróbować unikać kolców. Taka jest moja natura. I cieszyłem się, że to odkryłem.
Rok później, kiedy Arsenal zaprosił mnie na testy, byłem już silniejszy, pomimo młodego wieku. Miałem 18 lat. To była moja trzecia wizyta w zimnej Anglii, z dala od mamy i bliżej niż kiedykolwiek mojego marzenia. Wiedziałem też dokładnie, jak będę się czuł i jak zareaguję, jeśli znów zostanę odesłany do domu. Więc przyjechałem do Londynu z myślą: To twoje, Gabi! Piłka jest po twojej stronie. Kolejna szansa, żeby być głównym bohaterem swojej historii. I tym razem się udało.
Przeszedłem do Arsenalu z pewnością, że jeśli nadal będę sobą, skupiony i spokojny, żadna presja nie powstrzyma mnie przed znalezieniem całego ogrodu kwiatów w północnym Londynie. To była niezła podróż. Drużyna staje się coraz bardziej konsekwentna z każdym sezonem i jestem pewien, że damy naszym kibicom Mistrzostwo. I Ligę Mistrzów też.
Pewnego dnia zapytano mnie, czy czułem strach w swoim pierwszym meczu dla Arsenalu. Co?? Strach?! Żartujesz? Czułem dumę. Gra dla Arsenalu to takie wspaniałe doświadczenie, że nie mogę tego nawet wyjaśnić. Czuję się bardzo komfortowo, szczęśliwie, lekko, jakbym przyjeżdżał do domu babci w niedzielę na lasagne (moje ulubione danie).
Ale muszę przyznać, że na początku było to skomplikowane. Duże zmiany są dla mnie trochę traumatyczne. Ciągle zadawałem sobie za dużo pytań. Na przykład.... Jak wygląda trening? Czy dam radę zrobić to, czy tamto? Kiedy mam pytanie dotyczące pozycji na boisku, pytam trenera, czy jego asystenta? Jako nowy, jeśli będę ciągle prosił o piłkę, czy uznają mnie za uciążliwego? To jest, nazwijmy to, trochę irytująca presja. Jeśli nie będziesz czujny, to cię pochłania i cała ta ekscytacja zamienia się we frustrację.
W takich chwilach najważniejsze jest, aby mieć kogoś, kto ci pomoże. Samemu się nie da. Kogoś, kto ma wrażliwość, by zrozumieć, że jesteś trochę zagubiony i jest gotów ci pomóc. Tak nauczyłem się kolejnej cennej lekcji: przyjaźnie to także dobry lek na presję w piłce nożnej. Coś jak wentyl bezpieczeństwa.
Gdy tylko przyjechałem do Arsenalu, pojawił się anioł, który miał się mną opiekować. Argentyński Aniołek... ale okej hahahah. To był Emiliano Martínez, jeden z naszych bramkarzy w tamtym czasie. Człowieku, Emi był naprawdę świetny. Czasami ludzie myślą, że jest trochę zarozumiały, trochę szalony, ale wcale taki nie jest. To świetny partner, ma dobre serce i bardzo mi pomógł po dołączeniu do drużyny.
Emi mówi po portugalsku, więc pomagał mi z komunikacją. Tłumaczył mi, jak wygląda codzienne życie w klubie. Przedstawił mnie pracownikom. Podwoził mnie na treningi i mecze, a potem zabierał z powrotem. W pierwszym sezonie zaprosił całą moją rodzinę na Sylwestra do swojego domu. Naprawdę opiekował się mną jak starszy brat.
Ale, Emi, mój przyjacielu... Nie zrozum mnie źle, ale muszę ci powiedzieć, że... bracia strzelają braciom bramki — i umieram z chęci strzelenia ci gola w Copa América... hahaha... Moja mama nawet się na mnie za to gniewa, wiesz?
Ale, Gabi, czy naprawdę strzelisz Emi gola?! Po tym, jak bardzo ci pomógł, kiedy przyjechałeś do Londynu?!
O tak, mamo, strzelę. Jeśli tylko nadarzy się okazja, nie mogę jej zmarnować. To Brazylia kontra Argentyna. Oni są mistrzami świata. Pozwól mi wywrzeć na nich trochę presji ;-)
źrodło: The Players Tribune
Drużyna | M | W | R | P | Pkt |
---|---|---|---|---|---|
1. Liverpool | 11 | 9 | 1 | 1 | 28 |
2. Manchester City | 11 | 7 | 2 | 2 | 23 |
3. Chelsea | 11 | 5 | 4 | 2 | 19 |
4. Arsenal | 11 | 5 | 4 | 2 | 19 |
5. Nottingham Forest | 11 | 5 | 4 | 2 | 19 |
6. Brighton | 11 | 5 | 4 | 2 | 19 |
7. Fulham | 11 | 5 | 3 | 3 | 18 |
8. Newcastle | 11 | 5 | 3 | 3 | 18 |
9. Aston Villa | 11 | 5 | 3 | 3 | 18 |
10. Tottenham | 11 | 5 | 1 | 5 | 16 |
11. Brentford | 11 | 5 | 1 | 5 | 16 |
12. Bournemouth | 11 | 4 | 3 | 4 | 15 |
13. Manchester United | 11 | 4 | 3 | 4 | 15 |
14. West Ham | 11 | 3 | 3 | 5 | 12 |
15. Leicester | 11 | 2 | 4 | 5 | 10 |
16. Everton | 11 | 2 | 4 | 5 | 10 |
17. Ipswich | 11 | 1 | 5 | 5 | 8 |
18. Crystal Palace | 11 | 1 | 4 | 6 | 7 |
19. Wolves | 11 | 1 | 3 | 7 | 6 |
20. Southampton | 11 | 1 | 1 | 9 | 4 |
Zawodnik | Bramki | Asysty |
---|---|---|
E. Haaland | 12 | 0 |
Mohamed Salah | 8 | 6 |
B. Mbeumo | 8 | 1 |
C. Wood | 8 | 0 |
C. Palmer | 7 | 5 |
Y. Wissa | 7 | 1 |
N. Jackson | 6 | 3 |
D. Welbeck | 6 | 2 |
L. Delap | 6 | 1 |
O. Watkins | 5 | 2 |
- A wszystko to przez Havertza...
- 19.02.2024 30 komentarzy
- Red Dead Redemption
- 17.07.2023 12 komentarzy
- Zagadnienia taktyczne: Tequila
- 25.09.2022 15 komentarzy
- Zagadnienia Taktyczne: Idealny początek
- 19.08.2022 16 komentarzy
- Zagadnienia taktyczne: Podsumowanie sezonu 21/22 cz.3 - Widoki na przyszłość
- 05.07.2022 27 komentarzy
- pokaż całą publicystykę
- Wywiad z Emilem Smith-Rowem: Jego inspiracje na boisku i poza nim
- 05.09.2022 10 komentarzy
- Pot, cierpienie i egoizm
- 11.11.2021 8 komentarzy
- Wywiad z Przemkiem Rudzkim
- 08.10.2021 16 komentarzy
- Historia Jacka Wilshere'a
- 27.08.2021 35 komentarzy
- Obszerny wywiad z Xhaką dla The Guardian
- 07.02.2021 21 komentarzy
- pokaż wszystkie wywiady
Fajny wywiad, miło się czyta. Martinelli to obecnie mój ulubiony zawodnik ze składu. Życzę mu aby w nadchodzącym sezonie wrócił do formy, jaką miał poprzednio i zamknął ostatecznie krytykę pod swoim adresem.
Gościu ma naprawdę potencjał.
Oby w nadchodzącym sezonie pokazał pełnię swojego talentu.
@enrique: było czarno białe jak zwykle pokazuje się ludzi zmarłych.
Na szczęście zostało zmienione bo przyprawiało o dreszcze zanim się coś przeczytało
O co chodziło z tym zdjęciem ? Jakieś czarno-białe z napisem RIP czy jak ?
Na szczęście, zdjęcie zostało zmienione. Ja również bardzo lubię Martinelliego i wierzę w niego. Dokładnie tak, jest młody, ambitny i do tego twardo stąpającym po ziemi. Wierzę w jego progres, wiem, że dużo ludzi tutaj nie lubi jego spuszczonej głowy np. przy dryblingu. Ja również, ale wierzę, że się tego oduczy i będzie jeszcze bardziej mega grajkiem. :)
Z tym zdjęciem to celowy zabieg czy nieokrzesanie autora? Zanim przeczytałem tytuł, to przez myśl zdążyło mi przejść, że Martinelli nie żyje i zapewne zginął w wypadku lotniczym. Skoczyło mi ciśnienie na ułamek sekundy.
Serio pomyślałem podobnie po tym foto..
Też mi się ciśnienie podniosło w pierwszej chwili.
Kurfa!!!! Nie wstawiajcie takich zdjęć bo pierwsza myśl jaka przychodzi do głowy że ktoś nie żyje. Masakra...
Wierzę w niego, jest młody i ambitny
Obok Odegaarda mój ulubiony Kanonier z obecnego Arsenalu. Mam nadzieję, że w tym sezonie pokaże na co go stać i że ostatni sezon był tylko wypadkiem przy pracy.
I zdjęcie jakby odszedł z tego świata.