The making of Gabriel Martinelli – ludzie i miejsca, które go ukształtowały
13.10.2023, 22:06, Trempa 6 komentarzy
Na niepozornej ulicy w niepozornym rejonie miasta leży boisko.
Wszystko zaczęło się na zniszczonym betonie. Miliony par tenisówek i klapek starły pomarańczową powierzchnię, odsłaniając bogate odcienie rdzy i ochry. Bramki na obu końcach boiska straciły swoje siatki dekady temu. Koszykarskie tablice mają się jeszcze gorzej, nie posiadają nawet obręczy.
Miejsce to ma jednak niewątpliwy urok, nawet w ciche poranki w tygodniu. Nie trudno sobie wyobrazić, jak wygląda wieczorami - rozświetlone przez uliczne lampy i pełne nastolatków. Drzewa przechylają się nad nierówną siatką ogrodzenia, tak jakby chciały zapewnić sobie lepszy widok przed zbliżającym się pokazem.
To tutaj zaczęło się wszystko dla jednego z najlepszych młodych graczy Premier League.
Gabriel Martinelli urodził się rzut kamieniem od tego miejsca. Jego dawna szkoła znajduje się tuż za rogiem.
Jeśli jego nazwisko nie jest jeszcze synonimem tej okolicy, to tylko dlatego, że jego status – przynajmniej w Brazylii – nie dogonił jeszcze ogromu umiejętności Gabriela.
Jednak to może się niedługo zmienić. Cztery lata po przyjeździe do Anglii, Martinelli wydaje się być gotowym do wielkiej gry.
Już teraz, w wieku 22 lat, jest kluczową postacią w Arsenalu – co potwierdził w niedzielę, kiedy wrócił po absencji w pięciu meczach z powodu kontuzji i zdobył przeciwko Manchesterowi City decydującą bramkę dającą zwycięstwo. Do swojej gry dodał konsekwencję i gole, nie rezygnując z elektrycznego stylu gry jako skrzydłowy. W następnych tygodniach prawdopodobnie pozna smak Ligi Mistrzów po raz pierwszy, a w kolejnych miesiącach będzie miał nadzieję na zwiększenie liczby swoich siedmiu występów dla reprezentacji Brazylii.
Nie jest wielką przesadą powiedzenie, że supergwiazda zbliża się.
Warto jednak zatrzymać się na chwilę i zastanowić się nad jego drogą do tego miejsca.
W lecie The Athletic udało się do Sao Paulo, aby odwiedzić miejsca i ludzi, którzy uczynili Martinelliego graczem, jakim jest dziś.
BOISKO
Nie możesz w pełni zrozumieć historii Martinelliego bez wiedzy o boisku. Tym boisku. Między trzecim a szóstym rokiem życia spędził tutaj setki godzin. Przychodził z przyjaciółmi, ale głównie ze swoim ojcem, Joao Carlosem. Razem ćwiczyli strzały, podania, zagrania głową, przyjęcie piłki. Często trenowali w środku nocy. Grupa boliwijskich imigrantów upodobała sobie granie długo po zachodzie słońca, więc ojciec z synem mogli wejść na boisko dopiero o 23.00 – czasami nawet później. Kiedy w końcu to zrobili, Joao Carlos upewniał się, że ani chwila nie zostanie zmarnowana.
Po tym, jak uporali się z podstawami, Martinelli zaczął pracować nad swoją słabszą nogą. Bang, bang, bang, strzał za strzałem, strzał za strzałem. Nigdy nie narzekał, ale to było dużo dla młodego dziecka. Czasami, pod koniec treningu, łzy chowały się w kącikach jego oczu.
Był to pierwszy etap tego, co zaczęło być nazywane „Projektem” – sekwencją kroków mających na celu uczynienie z Martinelliego piłkarza na najwyższym poziomie. Dla Martinelliego Senior, który musiał wstawać o 5 rano do swojej pracy jako narzędziowiec, te późne noce były nie tylko zobowiązaniem – były również inwestycją.
Ale były one również, w dużej mierze, reakcją na jego własną historię.
Martinelli Senior ma obsesję na punkcie piłki nożnej. Zawsze miał. „Kiedy widzę grupę dzieciaków grających w piłkę, zatrzymuję się i patrzę” – opowiada. „To płynie w moich żyłach.”
Jako dziecko grał na środku pomocy. Był utalentowany – „lepszy niż wielu piłkarzy, którzy są dzisiaj bogaci” – ale okoliczności rodzinne spowodowały, że nigdy nie miał szansy przeobrazić swojej pasji w karierę. Zaczął pracować w wieku 10 lat, sprzedając lody na ulicy, aby jego rodzice mogli kupić niewielkie ilości ryżu i fasoli na obiad. Pieniądze i czas były równie ograniczone.
„Mój tata mówił mi, że piłka jest dla leni” – wyjaśnia. „Nie było opcji, abym podążał za tym. Nie miałem nigdy nawet możliwości zagrać w prawdziwym zespole, nie mówiąc już o zrobieniu wrażenia na skaucie.”
To poczucie frustracji pozostało z nim. Trwało aż do pojawienia się Gabriela w 2001 roku.
„Miałem nadzieję, że polubi futbol i że będzie w tym dobry”, mówi Martinelli Senior. „Kiedy miał 2 lata, już można było zobaczyć, że ma to coś. Bardzo mnie to ucieszyło. Więc zacząłem rozmyślać, planować.”
Te wykańczające sesje na boisku były rezultatem wysokich ambicji. Dla przykładu - weźmy te wielokrotnie powtarzane ćwiczenia, aby ulepszyć jego lewą nogę.
„Zawsze mu powtarzałem, że zawodowy piłkarz musi umieć strzelać obiema nogami. Nie będziesz perfekcyjny tą swoją słabszą nogą, ale potrzebujesz ją mieć jako opcję. Oddawał 150 strzałów wyłącznie lewą nogą. Brzmi to jakbym przesadzał, ale nic nie wyolbrzymiam.”
To oczywiście nie jest jedna z tych klasycznych, nieco przesadzonych opowieści o brazylijskich piłkarzach, którzy radzą sobie wyłącznie dzięki wrodzonemu talentowi i ulicznemu dowcipowi.
„Umiejętności dane od Boga to nie wszystko”, mówi Martinelli Senior. „Musisz trenować, pracować. Gabriel zrozumiał to we wczesnym wieku. Miał dyscyplinę i słuchał. Pewnie czasami myślał, że jestem sku****ynem, ale nigdy nie narzekał. Ani jednego słowa frustracji i zdenerwowania. Dzisiaj możecie zobaczyć, że ta praca się opłaciła.”
Warto podkreślić, że to wszystko miało miejsce zanim Martinelli grał dla jakiejkolwiek zorganizowanej drużyny. Kiedy zdecydował się na ten krok, dołączył do zespołu futsalowego w wiodącym klubie z Sao Paulo – Corinthians - jako sześciolatek, a jego ojciec wiedział, że żmudna praca była tego warta.
„Mogłeś dostrzec różnicę”, mówi Martinelli Senior. „Z którejkolwiek strony piłka do niego trafiła, potrafił ją uderzyć. Nie był po prostu dobry, był spektakularny.”
GUARULHOS
Jeśli z boiska, pod górkę, będziesz szedł ulicą Rua Angola, skręcisz w prawo, następnie w lewo, trafisz do domu Martinelliego z dzieciństwa.
A właściwie domów, bo wokół małego dziedzińca znajdują się trzy małe budynki, wszystkie z nich należące do rodziny. Ciotka Gabriela, kuzyni i dziadek wciąż tam mieszkają, podobnie jak pies Nina. Miejsce z widokiem na kolaż dachów na zachodzie jest skromne, ale gościnne.
Podobnie jest w przypadku okolicy. Guarulhos jest często mylone z dzielnicą Sao Paulo – miastem tak dużym, że wydaje się mieć swoje własne przyciąganie grawitacyjne – ale ma swoją własną tożsamość i historię.
Jest to ośrodek przemysłu robotniczego, usiany fabrykami i zakładami produkcyjnymi, dobrze prosperujący. Od 1985 roku znajduje się tu również jedno z najbardziej ruchliwych lotnisk w Ameryce Południowej, co jest katalizatorem dla wzrostu gospodarczego i rozrastania się miasta.
“Małe miasto, któremu przeznaczone jest być wielkim” – tak dla The Athletic opisuje to miejsce lokalny taksówkarz. W tym momencie prawdopodobnie powinniśmy ruszyć dalej, zanim ktoś wezwie metaforyczną policję.
Martinelli mieszkał tutaj do 14 roku życia. Zwykł kopać piłkę na tym dziedzińcu, wykorzystując małe przejście jako bramkę. Rodzina oglądała mecze Mistrzostw Świata w telewizji, której kable rozpościerały się nad tym samym podwórkiem. Martinelli opowiadał każdemu, kto słuchał, że pewnego dnia będzie grał w spotkaniach takich, jak te w telewizorze.
Po tym jak skończył grywać na wspomnianym boisku, grał w kilku zespołach równocześnie. Występując dla Corinthians, dołączył do zespołu VDO, założonego w warsztacie przez inżynierów, przez kilka lat trenował również w szkółce piłkarskiej luźno powiązanej z Sao Paulo FC.
Leandro Germano był jednym z jego trenerów w tej szkółce. Bardzo się stara bagatelizować swoją rolę w postępie Martinelliego, ale doskonale pamięta jego potencjał.
„Nawet w drużynie u-9 widać było, że Gabriel jest na innym poziomie”, opowiada nam Germano.
Siedzimy na krawędzi ławki na tyłach świetlicy szkolnej. Dzieci przemykają przez drzwi wyraźnie podekscytowanie przed popołudniowym bieganiem dookoła.
Germano wspomina sytuację, kiedy to Martinelli miał czas rozegrać tylko pierwszą połowę meczu, ponieważ musiał pojechać reprezentować zespół Corinthians.
“Zdobył dziewięć goli i pojechał” – mówi, uśmiechając się szeroko. „To każdego wprawiło w osłupienie. Był nie z tego świata.”
Jeśli chodzi o styl, Martinelli był już bardzo podobny do gracza, jakiego znamy dzisiaj. Pełen umiejętności, tak, ale również bezpośredni i rozsądnie grający – ‘objective’, używając słowa często wymawianego w Brazylii.
„Zawsze był dryblerem”, mówi Germano. „Lubił podejść do przeciwnika, jeden na jednego, ale nie był typem gracza, który dryblował dla samego dryblingu. Tylko jeśli pozwoliło mu to na oddanie strzału. Kochał strzelać bramki. Nie miało znaczenia, w jaki sposób padła bramka, ważne że padła.”
Jest to spójne ze wspomnieniami Martinelliego Seniora.
„Miał to pragnienie” – mówi jego ojciec. „Nie było czegoś takiego, jak przegrana sprawa. Rzucał się na każdą piłkę, tak jakby to był jego ostatni posiłek.”
SZKOŁA
W wieku 11 lat Martinelli został nagrodzony stypendium w Colegio Nahim Ahmad, prywatnej szkole słynącej w regionie ze sportowych osiągnięć swoich podopiecznych. Wśród byłych uczniów są m.in. obecny dyrektor sportowy Arsenalu Edu oraz Gabi Nunes, która była częścią składu reprezentacji Brazylii podczas tegorocznych Mistrzostw Świata Kobiet.
Przez 3 lata Martinelli był gwiazdą szkolnej drużyny futsalu, dumnie prezentując swoje umiejętności na skrzypiącej podłodze hali sportowej.
„Był młodszy od reszty, ale był ulubieńcem drużyny i kibiców” – mówi Eduardo Vela, jego trener w tamtym czasie. Joao Victor Parizoto, jego ówczesny kolega z drużyny, wyraża się jeszcze dobitniej: „Był bardzo, bardzo wyjątkowy – absurdalnie utalentowany. Był na niepoważnym poziomie. W zasadzie robił, co chciał na boisku.”
Martinelli był tak dobry, że Vela ustawiał pod niego konkretne schematy rozegrania. Jeden z nich charakteryzował się tym, że pozostali zawodnicy zaciągali kryjących ich graczy drużyny przeciwnej do końcowych narożników, a Martinelli cofał się na swoją połowę.
„Pomysł był taki, że bramkarz podawał do Gabriela, który miał przedryblować pierwszego przeciwnika, stwarzając dzięki temu od razu liczebną przewagę.” – wyjaśnia Vela. Parizoto dodaje, że przynajmniej raz Martinelli w pojedynkę pokonał całą drużynę przeciwną.
Poza boiskiem był łobuzowaty, na korytarzach zawsze zakładał siatki przechodzącym ludziom ulepioną z papieru piłką. „Był mniejszy od pozostałych dzieci, ale to on był prowodyrem”, wyjaśnia Vela. „Aranżował wszystkie psikusy. Każdy go kochał.”
Jeśli jednak nadchodził czas na koncentrację, Martinelli przełączał się na inny tryb.
„Zawsze miał niesamowity temperament”, wspomina Ilidio de Souza, który transportował minibusem Martinelliego i jego kolegów po Sao Paulo na różne turnieje. „Żarty miały miejsce poza boiskiem. Na nim był zawsze poważny. Wiedział, czego chce od życia. To nie sprowadza się do szczęścia, że jest teraz w miejscu, w którym jest.”
Vela przytakuje: „Widzicie z jaką intensywnością gra dzisiaj? Miał to już jako dziecko. Był bardzo odpowiedzialny. Dawał naprawdę dobry przykład.”
To odnosiło się również do innych sportów. Pewnego razu po porannej grze w futsal, Martinelli został wciągnięty do drużyny lekkoatletycznej, aby załatać dziurę w drużynie sztafety sprinterskiej. Po otrzymaniu szybkiej lekcji przekazywania pałeczki, pomógł drużynie w zdobyciu brązowego medalu. „To nie była do końca jego działka, ale był taki szybki”, opowiada Vela. „Kto wie, może byłby nawet lepszy w lekkoatletyce niż jest teraz w piłce nożnej.”
Jako uczeń nie robił aż takiego wrażenia. „Gabriel był przeciętny – mocno przeciętny”, śmieje się Vela. Był bystry, ale nie za bardzo zaangażowany. To było punktem spornym w domu.
„Zawsze powtarzałem mu, że potrzebuje planu B, w razie gdyby nie udało mu się w futbolu”, wspomina Martinelli Senior. „Często prowadziliśmy te same rozmowy. Mówiłem mu: ‘Gabriel, musisz zainteresować się czymś innym. Inżynieria, medycyna, prawo… cokolwiek. Po prostu coś innego, co możesz mieć w zanadrzu. Sprawdź w Internecie, jest tyle rzeczy, które mógłbyś robić.’
„Na końcu zawsze powtarzał tylko, że chce zostać piłkarzem. Przerażało mnie to. Nigdy nie było innej ścieżki. Nie wiem, jak wyglądałoby jego życie bez piłki nożnej.”
PARQUE SAO JORGE
Celio Pereira ma 65 lat. Był trenerem futsalowej drużyny Corinthians przez ponad trzy dekady, pomagając rozwijać się niezliczonej liczbie znakomitych chłopców. Martinelli jest jednak niemal na szczycie tej listy.
„To było, jakby Bóg zesłał go do mnie”, opowiada.
Para ta zaczęła razem współpracować w połowie 2007 roku, kiedy Pereira dostał cynk o małym, energicznym napastniku w Guarulhos. Po rozmowie z jego trenerem w VDO, zadzwonił do Martinelliego Seniora i poprosił go o przyprowadzenie syna na testy do Parque Sao Jorge, kompleksu szkoleniowego Corinthians znajdującego się nad rzeką.
„Był miniaturowym fenomenem”, mówi Pereira. „Potrzebowałem napastnika. Dzieciaka, który mógłby strzelić wiele bramek, a on był idealny. W trakcie testów strzelał cztery albo pięć bramek podczas każdej sesji treningowej. Miał umiejętności radzenia sobie z rywalem na małych przestrzeniach. Był drobny, ale szybki – niesamowicie szybki – i dysponował dużym wachlarzem umiejętności.”
Zdjęcie zrobione kilka miesięcy po testach ilustruje kwestię jego wzrostu. Przy trofeum Mistrzostw Stanu Sao Paulo wygląda niczym karzeł. Medal zawieszony na jego szyi zwisa aż do pasa. Jest ludzką kruszyną.
Kolejne zdjęcie, oprawione w ramkę w domu Martinellich, przedstawia go trzy lata później grającego dla drużyny u-9. Ma na sobie wpuszczoną w spodenki koszulkę z numerem 9 i białe trampki Nike. Oddaje strzał lewą nogą, skupienie widać wyraźnie na jego twarzy. Nadal wygląda, jakby dał radę zmieścić się w szklance do piwa.
Z zapisków Pereiry wynika, że Martinelli strzelił 35 goli na przestrzeni połowy pierwszego sezonu. Następnie, w drużynie u-7, trafił 66 razy w mniej więcej 25 meczach. Ta liczba wzrosła do 80 w 2009 roku. W kolejnych latach miał różnych trenerów, ale Pereira mówi, że zawsze był najlepszym strzelcem w drużynie. „Ewoluował z roku na rok”.
Będąc w Corinthians, drużynie siedmiokrotnych mistrzów Brazylii oraz dwukrotnych zwycięzców Klubowych Mistrzostw Świata, Martinelli nauczył się radzić sobie z krytyką, która jest nieuniknioną częścią gry w wielkim klubie.
„Martwiłem się o niego w tej kwestii”, opowiada jego ojciec. „Pamiętam jego pierwszy turniej w 2007 roku. Miejsce było przepełnione tymi szalonymi, niezrównoważonymi rodzicami, którzy krzyczą na cudze dzieci. To duża sprawa dla małego dziecka, żeby sobie z tym poradzić, ale jemu wcale to nie przeszkadzało. To było dla niego tak naturalne. Wyszedł, zniszczył przeciwnika, strzelał gole, celebrował swoje bramki. Niektórych ludzi presja paraliżuje, ale jemu dodawała skrzydeł.”
W miarę upływu czasu, gdy jego łączna liczba zdobytych bramek zbliżała się do 200, o nazwisku Martinelli zaczęło być coraz głośniej.
Jednak Martinelli Senior twardo stąpał po ziemi. Wskazał przykład Lulinhy, bardzo rozchwytywanego skrzydłowego, który szturmem wdarł się na scenę Corinthians jako nastolatek, ale ostatecznie nie spełnił pokładanych w nim nadziei.
„Lulinha był złotym chłopakiem”, mówi ojciec. „Wszyscy o nim mówili, kiedy pokazał się szerszej publiczności. Strzelił bardzo dużo goli na poziomie juniorów. Ale co zrobił później, aby osiągnąć więcej? Zawsze przypominałem Gabrielowi, że nie chodzi tylko o talent. Rolę odgrywa wiele innych czynników.”
Pereira uważa, że Martinelli wziął na poważnie tę lekcję. „Był mądrym chłopakiem, oddanym temu, co robi. Na koniec każdego treningu pytał, czy dobrze się spisał i co mógłby zrobić lepiej. Był tak bardzo chętny, aby stawać się lepszym.”
Nawet 14 lat po ostatnim wspólnym treningu Pereira opowiada o Martinellim z rozczuleniem. Pamięta wycieczki drużyny do Maripory, ośrodka wędkarskiego na północ od Sao Paulo, gdzie jego przyjaciel był zawsze w swoim żywiole.
„Gabriel uwielbiał tam jeździć. Był moim kompanem od wędkowania. Myślę, że z radością spędzałby tam każde wakacje.”
Dzisiaj Pereira śledzi karierę Gabriela z daleka, patrzy na nią z podziwem, ale i z dumą.
„Zawsze mu kibicuję. Kiedy został powołany do składu Brazylii na Mistrzostwa Świata (poprzedni rok), wysłałem mu wiadomość z gratulacjami. Odpisał z podziękowaniem. Wciąż jest świetnym chłopakiem. Zawsze wiedziałem, że czeka go świetlana przyszłość.”
TAM, GDZIE WSZYSTKO JEST DUŻE
Itu zakrada się po Ciebie.
W jednym momencie myślisz, że zaszufladkowałeś już to miejsce jako jedno z małych, sennych brazylijskich miast satelickich – de facto sypialnię dla ludzi, którzy cały tydzień pracują w Sao Paulo, 80 kilometrów na południowy-wschód lub w okolicach Campinas. A za chwilę gapisz się na 20-metrową budkę telefoniczną usytuowaną na rynku, zastanawiając się co do diabła jest grane.
Idź kawałek dalej, a dostrzeżesz gigantyczny sygnalizator świetlny, sprzedawane w sklepach ołówki wielkości torby golfowej i miejsce zwane Parkiem Przesady, które pełne jest wysokich odwzorowań piwnych puszek i pszczół, ciastek i dzbanków do herbaty. Kiedy to wszystko się kumuluje, efekt jest bardziej niż psychodeliczny.
Jest to niejako chwyt marketingowy miasta Itu. Jak powiedzą mieszkańcy, to „miejsce, gdzie wszystko jest duże”. To, co zaczęło się od nawiązania do programu telewizyjnego z lat 60-tych – komika Simplicio odgrywającego rolę przesadnie aroganckiego wieśniaka, który nieustannie przechwalał się, że w domu, w Itu, wszystko jest większe i lepsze – jest teraz sposobem na przyciągnięcie turystów.
Możesz z łatwością stwierdzić, że stadion w Itu jest również zbyt duży, przynajmniej w odniesieniu do drużyny, która tam gra. Estadio Novelli Junior może pomieścić 18 000 ludzi, około 10% populacji miasta. Jednak Ituano FC bardzo rzadko udaje się wypełnić stadion.
Klub gra obecnie w brazylijskiej drugiej lidze, ale to trochę odbiega od normy. Jeszcze niedawno, w 2018 roku, byli outsiderem brazylijskiej piłki, nie mogąc zakwalifikować się do 64-zespołowej Serie D. Nigdy nie grali w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Wielkie kluby, takie jak Corinthians przyciągają młodych graczy brazylijskich niczym magnes. Młodzieńcy, którzy imponują w regionalnych klubach takich jak Ituano często kuszeni są obietnicami lepszych szkoleniowców, nowocześniejszej infrastruktury i w końcu większym rozgłosem na arenie narodowej. Bardzo rzadko zdarza się, żeby zawodnik poszedł w drugą stronę, chyba że zostanie odstrzelony lub sam opuści to miejsce.
Dokładnie to miało miejsce w przypadku Martinelliego, kiedy miał 14 lat.
Była to, opowiada Martinelli Senior, logiczna konsekwencja szerszego planu rodzinnego.
Odszedł właśnie na emeryturę i skłaniał się ku wyjazdowi z Guarulhos. „Chciałem cichszego miejsca, więcej przestrzeni. Porozmawiałem z żoną, z Gabrielem i oboje się zgodzili. Więc przeprowadziliśmy się do Itu.”
Ta decyzja wywołała zdziwienie, nie tylko w Corinthians, ale Martinelli Senior był pewien, że nie przeszkodzi to w rozwoju Gabriela.
„Nie martwiłem się jego odejściem z dużego klubu. Ludzie mówili mi, że zostanie zapomniany, że nie będzie powoływany do młodzieżowych drużyn Brazylii, ale nie to było najważniejsze. Mówiłem mu: ‘Kiedy pokażesz, na co Cię stać w seniorskiej piłce, nikt nie będzie zwracał uwagi na to, że nie grasz dla Corinthians’.
„Zawsze w niego wierzyłem. Talent zawsze znajdzie drogę. Uważałem, że mieszkanie w Itu i gra dla mniejszego klubu może w rzeczywistości wyjść mu na dobre.”
Pierwszy kontakt Martinellich w Ituano, trener drużyny u-15 Luiz Antonio Moraes, podzielał ten pogląd.
„Jeśli młody gracz zacznie się tutaj wyróżniać, istnieje spore prawdopodobieństwo, że dostanie szansę w drużynie seniorskiej, co nie zawsze zdarza się w klubie takim jak Corinthians”, mówi dla The Athletic, spoglądając na będącą w idealnym stanie murawę boiska Novelli Junior. „Rywalizacja o miejsce w składzie jest dużo większa w wielkich klubach. Mają często 50 juniorów w każdej kategorii wiekowej, w porównaniu z 25 tutaj. Więc piłkarze mają realną szansę na rozwój w klubach takich, jak tutaj.”
Moraes został oczarowany Martinellim (albo raczej „Ga”, jak zwykł go nazywać) od samego początku.
Pamięta jego pierwszą bramkę dla drużyny u-15 – podkręcony strzał na dalszy słupek po sprincie z lewego skrzydła – i dodaje, że reszta dzieciaków natychmiast go polubiła. „Zjawił się tutaj i przekonał do siebie wszystkich po kilku sesjach treningowych. Był małym skarbem.”
Moraes, który następnie pracował z Martinellim w zespołach u-17, u-20 i na poziomie seniorów, kochał szybkość i bezpośredniość Gabriela. Ale ponad wszystko uwielbiał jego podejście.
„Ga trenował jak szalony. Czasami sprawdzałem go bez dawania mu o tym znać. Zawsze mamy tu dużo osób przyjeżdżających na testy, umieszczałem go w grupie pełnej słabszych graczy. Przegrywali, a on się wściekał, był naprawdę zły. Prosił mnie wtedy o dodatkowe zajęcia na koniec sesji treningowej, ale nie pozwalałem mu.”
„Więc kiedy nadszedł mecz w weekend, był głodny, zdesperowany, aby zdobywać gole. Nie wiedział nawet, że robiłem to celowo.”
Było jednak kilka obszarów, które wymagały doszlifowania: Martinelli miał skłonność do nadmiernego komplikowania gry przy posiadaniu piłki i mógł być jej łatwo pozbawiony przez bardziej fizycznych przeciwników. Moraes uczył go, że musi szybciej podejmować decyzje. Z czasem te drobne ulepszenia się sumowały, podnosząc jakość gry Gabriela.
Droga do Europy otwierała się już przed tym, jak Matinelli zagrał dla pierwszej drużyny Ituano. Podróżował do Anglii czterokrotnie, aby trenować z Manchesterem United, zagrał nawet sparing w ich drużynie u-18. Martinelli był nastawiony na przeprowadzkę na Old Trafford. Jednak ostatecznie United zdecydowało się nie finalizować umowy. Podobna historia miała miejsce później z Barceloną, gdzie w ośrodku treningowym spędził dwa tygodnie.
„Był smutny, kiedy okazało się, że przenosiny do United nie powiodły się. Ale nie trwało do zbyt długo. Po prostu pracował dalej. Może nawet jeszcze więcej niż wcześniej. Ga jest świetnym przykładem dla wszystkich młodych graczy. Bzdury nigdy nie uderzyły mu do głowy.” – mówi Moraes.
Reszta jest czymś w rodzaju historii.
Martinelli zostawił za sobą te rozczarowania, w wieku 16 lat zaliczył debiut w drużynie seniorów, w kolejnym roku zdobył Mistrzostwo Stanu Sao Paulo i zapracował sobie na przenosiny do Arsenalu. Teraz, cztery lata po transferze, wygląda na gotowego zapewnić sobie miejsce wśród najlepszych zawodników Premier League.
Nie żeby aż tak bardzo się zmienił.
„Kiedy oglądam go dzisiaj, wygląda to tak, jakbym wciąż widział tego 15-latka, który przyjechał do Ituano” – uśmiecha się Moraes. „Ma te same cechy. Wciąż wykonuje te dryblingi ze skrzydła. Ga ma nosa do bramek: jeśli jest na skrzydle, zawsze chce zejść i uderzyć po przekątnej.”
„Jest tym samym chłopakiem, po prostu z innym ciałem, silniejszym. Pobyt w Anglii pomógł mu: teraz pracuje nawet bardziej dla drużyny. Premier League zrobiła z niego piłkarza bardziej kompletnego.”
Wzajemne uznanie ma charakter zarówno osobisty, jak i zawodowy. Moraes i Martinelli wciąż wymieniają się wiadomościami. Zawsze kiedy ten drugi wraca do Itu – jego rodzice i młodsza siostra wciąż mieszkają w tym mieście – wpada do klubu, aby dać dawnemu mentorowi prezent. „To naprawdę troskliwy dzieciak. Mamy dobrą przyjaźń” – komentuje Moraes.
Jeśli chodzi o Martinellego Seniora, jego myśli nieustannie wracają do tych niekończących się wieczorów spędzanych na boisku, kiedy przyszłość dopiero rozpościerała się przed jego synem.
„Wszystko co Gabriel osiągnął, sprowadza się do jego własnego wysiłku”, mówi. „Jego zaangażowanie jest niesamowite. Przygotowywał się do tego, od kiedy miał 3 lata. Dostaję gęsiej skórki na samą myśl o tym.”
źrodło: The Athletic
Drużyna | M | W | R | P | Pkt |
---|---|---|---|---|---|
1. Liverpool | 15 | 11 | 3 | 1 | 36 |
2. Chelsea | 16 | 10 | 4 | 2 | 34 |
3. Arsenal | 16 | 8 | 6 | 2 | 30 |
4. Nottingham Forest | 16 | 8 | 4 | 4 | 28 |
5. Manchester City | 16 | 8 | 3 | 5 | 27 |
6. Bournemouth | 16 | 7 | 4 | 5 | 25 |
7. Aston Villa | 16 | 7 | 4 | 5 | 25 |
8. Fulham | 16 | 6 | 6 | 4 | 24 |
9. Brighton | 16 | 6 | 6 | 4 | 24 |
10. Tottenham | 16 | 7 | 2 | 7 | 23 |
11. Brentford | 16 | 7 | 2 | 7 | 23 |
12. Newcastle | 16 | 6 | 5 | 5 | 23 |
13. Manchester United | 16 | 6 | 4 | 6 | 22 |
14. West Ham | 16 | 5 | 4 | 7 | 19 |
15. Crystal Palace | 16 | 3 | 7 | 6 | 16 |
16. Everton | 15 | 3 | 6 | 6 | 15 |
17. Leicester | 16 | 3 | 5 | 8 | 14 |
18. Ipswich | 16 | 2 | 6 | 8 | 12 |
19. Wolves | 16 | 2 | 3 | 11 | 9 |
20. Southampton | 16 | 1 | 2 | 13 | 5 |
Zawodnik | Bramki | Asysty |
---|---|---|
Mohamed Salah | 13 | 9 |
E. Haaland | 13 | 1 |
C. Palmer | 11 | 6 |
B. Mbeumo | 10 | 2 |
C. Wood | 10 | 0 |
N. Jackson | 9 | 3 |
Y. Wissa | 9 | 1 |
Matheus Cunha | 8 | 3 |
J. Maddison | 7 | 4 |
A. Isak | 7 | 4 |
- A wszystko to przez Havertza...
- 19.02.2024 30 komentarzy
- Red Dead Redemption
- 17.07.2023 12 komentarzy
- Zagadnienia taktyczne: Tequila
- 25.09.2022 15 komentarzy
- Zagadnienia Taktyczne: Idealny początek
- 19.08.2022 16 komentarzy
- Zagadnienia taktyczne: Podsumowanie sezonu 21/22 cz.3 - Widoki na przyszłość
- 05.07.2022 27 komentarzy
- pokaż całą publicystykę
- Wywiad z Emilem Smith-Rowem: Jego inspiracje na boisku i poza nim
- 05.09.2022 10 komentarzy
- Pot, cierpienie i egoizm
- 11.11.2021 8 komentarzy
- Wywiad z Przemkiem Rudzkim
- 08.10.2021 16 komentarzy
- Historia Jacka Wilshere'a
- 27.08.2021 35 komentarzy
- Obszerny wywiad z Xhaką dla The Guardian
- 07.02.2021 21 komentarzy
- pokaż wszystkie wywiady
bardzo fajny artykul :)
@adias: Martinellego sprowadził Edu wraz z Unai Emery.
@trempa: Czytając tekst sobie to sprawdziłem :D
Bardzo fajnie, że takie przekrojowe teksty pojawiają się na stronie, oby więcej.
Dzięki za przetłumaczenie, super robota! Naprawdę świetny artykuł o Gabim, przyjemnie się czyta. Bardzo łatwo utożsamić się z tym chłopakiem. Tym lepiej, że jeszcze po drodze United i Barca się do niego nie przekonali xD
Dzięki wielkie za przetłumaczenie tekstu!
Gabi to faktycznie niesamowity chłopak, od początku najbardziej imponuje mi jego mental. Mam wrażenie ze głównie ze względu na to pojawiał się w pierwszej jedenastce pomimo lepszej dyspozycji Trossarda. Brazylijczyk nigdy nie odpuszcza, świetny piłkarz i mam wrażenie, jeszcze lepszy człowiek. Czapki z głów przed Edu i Mikelem za jego odnalezienie i niesamowity rozwój. United może pluć sobie w brodę
Ochra – rodzaj pelitycznej zwietrzeliny skał i iłów bogatych w związki żelaza, wykorzystywany jako naturalny, nieorganiczny pigment o barwie od żółtej do brązowej.
:)