Zagadnienia Taktyczne #39: Skrzynka narzędziowa

Zagadnienia Taktyczne #39: Skrzynka narzędziowa 16.10.2025, 21:19, Adam Leonik 0 komentarzy

Przerwa reprezentacja, która z mojej perspektywy jest zbędnym przerywnikiem, to zawsze dobry moment na podsumowania, a jest co podsumować. Pierwsza faza emocjonującego sezonu mimo trudnego terminarza była dla Kanonierów bardzo udana, choć nie obyło się bez wpadek, ale te przydarzyły się wszystkim zespołom, które można określić mianem kandydatów do mistrzostwa. Po 7 spotkaniach w Premier League Arsenal z dumą dzierży palmę pierwszeństwa, a widok ze szczytu tabeli na kolejne spotkania zaraża optymizmem. Zacznijmy jednak od początku.

Początek

Po wygranej na trudnym terenie Old Trafford i okazałym zwycięstwie nad Leeds United przyszło rozczarowanie i porażka w Liverpoolu, mieście, w którym czerwono niebieska pasja widoczna jest na każdym kroku, za co mogę ręczyć własnym doświadczeniem. Po tym spotkaniu wiele mówiło się o konserwatywnym podejściu Artety i bezzębnym Arsenalu. Ja jednak broniłem Mikela i uważałem, że to nie podejście taktyczne zadecydowało w tym spotkaniu o porażce, a moment magii wyrażony niezwykłym uderzeniem z rzutu wolnego autorstwa Dominika Szoboszlaia. Nie zmienia to jednak faktu, że oddaliśmy 3 punkty urzędującemu mistrzowi, a zarazem głównemu rywalowi do mistrzostwa.
Mecz z Nottingham Forest przywrócił nadzieję kibiców na udany sezon i pokazał wszystkim, że tym razem mamy do czynienia z zupełnie innym Arsenalem. Trójka w ataku: Madueke, Gyökeres, Eze, to coś, czego kibice jeszcze nie doświadczyli, a gdy dodamy do tego niesamowity występ Zubimendiego, okraszony dwoma trafieniami, to otrzymamy obraz niezwykle udanego okna transferowego. Tym meczem The Gunners przypieczętowali serię 3 zwycięstw z rzędu na własnym stadionie bez utraty gola i jest to pierwsza taka sytuacja od listopada 2021 roku. Prawdziwy domowy sprawdzian czekał jednak na Kanonierów w następnej ligowej kolejce.

Starzy znajomi

21 września 2025 roku Arsenal podejmował u siebie Manchester City. Pomny początków Artety w Arsenalu zawsze mam gęsią skórkę przed tymi spotkaniami i z nieukrywanym niepokojem zasiadam przed telewizorem. Choć ostanie mecze z The Citizens kończyły się dla nas pozytywnymi wynikami, nie są to zwykle łatwe potyczki i tym razem nie było inaczej. Już w 9. minucie Arsenal traci piłkę na połowie rywala, a Tijjani Reijnders wyprowadza znakomitą kontrę, która kończy się trafieniem Haalanda. Był to najszybszej stracony gol przez Kanonierów od września 2024 i 5. trafienie Norwega w 7. meczu z Arsenalem.
Arteta ustawił zespół w klasycznym układzie 4-3-3, ale jak to zwykle bywa u Hiszpana, wyjściowe pozycje są bardzo umowne i często zmieniają się wraz z rozwojem sytuacji na boisku. W tym przypadku zagraliśmy dwoma defensywnymi pomocnikami (double-pivot) w postaci Zubimendiego i Rice’a, a do grającego wyżej Merino z lewej strony dołączał Trossard lub Calafiori, którzy wymieniali się pozycjami na lewej flance.

Manchester City zaczął spotkanie w strukturze 4-1-4-1, ale w obronie tworzył zwartą formację 4-4-2 i skutecznie odcinał zawodników Artety od podań samym ustawieniem. Guardiola podszedł do tego spotkania bardzo pragmatycznie, często broniąc średnim lub niskim blokiem, a brak Ødegaarda i Saki, dwóch najbardziej kreatywnych zawodników, wyraźnie dawało się Kanonierom we znaki i mimo dużej przewagi w posiadaniu piłki nie przekładało się to na sytuacje bramkowe w pierwszej połowie.
Mikel dość szybko jak na siebie zareagował na sytuację na boisku i już w przerwie wpuścił z ławki Sake i Eze, którzy znakomitym poddaniem lub strzałem rozstrzygali w przeszłości nie jeden mecz. Zwłaszcza ten drugi zmienił obraz tego spotkania inteligentnym poruszaniem się między liniami, czego bardzo brakowało w pierwszej połowie. Eberechi dodatkowo potrafi zwodem lub przyjęciem zgubić kryjącego go rywala, co od razu tworzy przestrzeń na boisku i otwiera opcje do podań.
Oprócz zmian personalnych w drugiej połowie zmienił się również styl gry Kanonierów i mimo głębokiej defensywy Obywateli mogliśmy zobaczyć sporo sprintów w kierunku bramki rywala, które aktywowały prostopadle piłki za linię obrony, co destabilizowało ich zwartą strukturę. Właśnie jedno z takich podań przyniosło długo oczekiwane wyrównanie w 93 minucie spotkania. Eze z własnej połowy posłał idealnego prostopadłego loba w kierunku wybiegającego Martinelliego, a ten nie chcąc być dłużnym koledze, przelobował wychodzącego z bramki Donnarumę, strzelając przepiękną bramkę, która okazała się golem miesiąca w kultowym programie BBC „Match of the Day”, a sam piłkarz został wybrany zawodnikiem września z 54% głosów na Arsenal.com.
Jak bardzo w tym meczu Arsenal zepchnął Manchester City do obrony, najlepiej świadczy fakt, że w pewnym momencie Pep zdjął z boiska napastnika i bronił w ustawieniu 5-5-0 co w przypadku Guardioli jest sytuacją zupełnie niezwykłą. The Citizens zaliczyli w tym spotkaniu najniższe posiadanie piłki pod wodzą byłego zawodnika i menadżera Barcelony (32,8%), a Arteta stał się pierwszym menadżerem, który uniknął porażki z Guardiolą w 5 meczach z rzędu (2 zwycięstwa, 3 remisy) i choć Mikelowi daleko do osiągnięć Pepa, to śmiało możemy mówić o równorzędnej rywalizacji obu Panów i do lamusa odsunąć relacje uczeń-mistrz.

Sukces rodzi się w bólach

Po Manchesterze City przyszedł kolejny sprawdzian i w tym przypadku noga już się nam powinąć nie mogła, choć zadanie wcale nie miało być łatwe. Pod wodzą Mikela Arsenal przegrywał wyjazdowe mecze we wszystkich rozgrywkach z Newcastle aż 4 razy i tylko z Obywatelami ma gorszy bilans (5) na ich boisku. Sroki po słabym początku sezonu również były na musiku i na własnym terenie nie zamierzali tanio sprzedać skóry. Potyczki na St James’ Park to przede wszystkim walka fizyczna i zawsze przed spotkaniem zastanawiam się, jakiego rodzaju absurdu ze strony sędziów tym razem doświadczymy. Na szczęście Kanonierzy mimo oczywistych błędów arbitrów do końca pozostali skoncentrowani i tuż przed gongiem wyprowadzili ostateczny, nokautujący cios, potwierdzając ambicje mistrzowski i wywierając presję na Liverpool.
Wraz ze zmianą napastnika Eddie Howe zmienił również taktykę, dopasowując ją do nowych możliwości. Nick Voltemade nie ma szybkości Isaka, ale za to bardzo dobrze gra ciałem, o czym kilkukrotnie przekonał się Mosquera. Niemiec schodził często po piłkę w głąb pola i pociągał za sobą obrońcę Kanonierów, a gdy dostawał piłkę, znakomicie się zastawiał i czekał na wyjście partnera z zespołu na wolne pole pozostawione przez naszego obrońcę. Arteta szybko zauważył, że nawy nabytek Arsenalu nie radzi sobie z fizycznością Voltemade i już w przerwie skorygował zestawienie obrony, wprowadzając na boisko znacznie bardziej zaprawionego w fizycznych bojach Salibę.
Mikel w tym spotkaniu również zmienił nieco taktykę i dopasował ją do rywala. Calafiori i Timber rzadko schodzili do środka pola, trzymając się bliżej bocznych linii, a Trossard i Eze funkcjonowali w środku pola blisko napastnika jak dwie „10”. Jednak im bliżej pola karnego przeciwnika toczyła się gra, tym większa była wymienność pozycji wśród Kanonierów, co skutecznie wprowadzało chaos w szeregach obronnych rywala.
O wyniku meczu zadecydowały w całości rzuty różne i pod tym względem Arsenal jest prawdziwym tytanem, posiadając o 15 trafień więcej niż jakakolwiek inna drużyna w Premier League, licząc od początku sezonu 2023/24 (w sumie 36 bramek).

Kropka na i

Heroiczne boje ze Srokami i Obywatelami nie miałyby jednak żadnego znaczenia, gdybyśmy nie przypieczętowali dobrego, choć trudnego początku sezonu zwycięstwem z Młotami. Z pozoru zadanie nie wydawało się trudne, ale jak zdradził po meczu Bukayo Saka, nawet Thierry Henry nie omieszkał mu przypomnieć SMS-em przed spotkaniem, że ostatnie 2 domowe mecze z West Hamem zakończyły się zwycięstwem gości.
Areta oczywiście znał tę statystykę i tym razem zamierzał zdominować spotkanie od pierwszego gwizdka, wystawiając w środku pola parę Eze-Ødegaard i choć Norweg z powodu urazu dość szybko opuścił boisko, jego zmiennik, Zubimendi rozegrał znakomite zawody.
Spotkanie zakończyło się wynikiem 2:0, a Arsenal od początku do końca w pełni kontrolował ten mecz, posiadając piłkę przez 68% czasu i wypracowując xG w okolicy 2,8 (xG rywala 0,5).

Ławka rezerwowych

Ten sezon od poprzedniego jest różny pod wieloma względami, ale dla mnie słowo, które najlepiej wyraża zmianę to „możliwości”. W poprzedniej kampanii Arteta patrząc na ławkę rezerwowych, przypominał mi Kubusia Puchatka z powieści Alana Aleksandra Milne’a, który im bardziej zaglądał do słoiczka po miodku, tym bardziej był on pusty. W wielu spotkaniach, których początek nie ułożył się po naszej myśli, Mikelowi zwyczajnie brakowało środków, aby zareagować, a co gorsza, gdy twoim jedynym narzędziem jest młotek, każdy problem zaczyna przypominać gwóźdź. Tymczasem do różnych zadań potrzebujesz różnych narzędzi i trudno złościć się na młotek, że nie potrafi zrobić roboty śrubokręta. W mojej opinii największym przejawem bezradności było zestawienie zmienników w pierwszym spotkaniu półfinału Ligi Mistrzów, gdzie na ławce rezerwowych znajdowało się 2 bramkarzy, 3 obrońców, 3 zawodników młodzieżówki, a jedynymi ofensywnymi piłkarzami pierwszej drużyny byli 18-letni Nwaneri i będący kompletnie bez formy Sterling. Dość powiedzieć, że mimo pogoni za wynikiem od 4. minuty spotkania, Arteta pierwszej zmiany dokonał w 83. minucie i wprowadził do gry obrońcę w postaci Bena White’a.
W tym sezonie już trzykrotnie byliśmy zmuszeni odrabiać straty i w 2 przypadkach udało się uzyskać punkty, ale nie byłoby to możliwe bez wartościowych zmienników. W meczu z Manchesterem City i Newcastle Mikel pierwszych zmian dokonał już w przerwie, a na boisko w pierwszym przypadku wchodzili m.in. Saka, Eze, Martinelli, Nwaneri, a w drugim Merino, Martinelli i Ødegaard. Dodatkowo w obu tych przypadkach zmiennicy zadecydowali o wyniku meczu asystą lub golem. Nowa jakość w zespole widoczna jest gołym okiem, ale również Arteta w końcu ma możliwości, aby w pełni wykorzystać swój potencjał taktyczny.

Podsumowanie

Arsenal z jednego z najtrudniejszych zestawień spotkań na początku sezonu wychodzi jako lider tabeli, ale nie tylko punkty są tu ważne. W 7 spotkaniach straciliśmy zaledwie 3 gole, strzelając przy tym średnio 2 bramki na mecz. Obiektywnie mamy najlepszą wyjściową jedenastkę w lidze, jesteśmy niezrównani w stałych fragmentach gry i przychylam się do słów legendarnego napastnika Kanonierów, że w tym sezonie nie ma już wymówek. Zarazem jestem również przekonany, że nie będą nam potrzebne. Co więcej, pokuszę się o być może kontrowersyjną tezę, że to nie Liverpool a Manchester City w tym sezonie będzie naszym głównym rywalem do mistrzostwa.
Wewnętrznie już od pierwszego spotkania mam poczucie, że to będzie „ten” sezon, ale czy tak rzeczywiście się stanie, przyjdzie nam jeszcze poczekać kilka miesięcy.

ArsenalZagadnienia taktyczne autor: Adam Leonik źrodło:
Aby dodawać komentarze, musisz być zalogowany. Załóż konto lub zaloguj się w serwisie.
Następny mecz
Ostatni mecz
Tabela ligowa
Tabela strzelcówStrzelcy
ZawodnikBramkiAsysty
SondaMusisz być zalogowany, aby posiadać dostęp do ankiety.
Publicystyka
Wywiady