Arsene Wenger, cudotwórca Arsenalu, który stracił swój dar, lecz do końca pozostał wierny swym zasadom
26.04.2018, 00:40, Karol Chowański 30 komentarzy
Niewielu trenerów miało tak głęboki wpływ na jeden klub jak Wenger, którego długa kadencja zostanie bardziej zapamiętana za momenty chwały niż rozczarowujący koniec.
La Fin. Czas na napisy końcowe. Jak po zagraniu w wyrazistym filmie biograficznym Arsene'owi Wengerowi może zająć chwilę powrót do rzeczywistości, do prawdziwego świata. Zakończyć intensywny etap bycia trenerem Arsenal Football Club. Odłożyć na bok biało-czerwone barwy i przestać patrzyć na wszystko przez ich pryzmat.
Uznał, choć wydawało się to niemożliwe, że czas zejść ze sceny. Skończyło się powtarzanie mantry, że zamierza wypełnić kontrakt do końca, a upór, z jakim trwał na stanowisku mimo spirali złych wyników, doprowadził do sytuacji, w której stało się niewiarygodne, że kiedyś do tego dojdzie. Debata wokół dalszej przydatności Wengera dla zespołu pęczniała latami jak balon i osaczała go z każdej strony, przez większość drugiej połowy rządów Francuza w londyńskim dystrykcie N5 będąc tematem dominującym. Wygląda na to, że sam zainteresowany nie zawsze zdawał sobie z tego sprawę, ponieważ był tak skoncentrowany na codziennych sprawach drużyny, które tak mocno go absorbowały. W jednej ze swoich przejmujących ballad Bob Dylan ujął to bezbłędnie: "I could stay with you forever and never realise the time", "Mogę być przy tobie na zawsze i nigdy nie czuć, która jest godzina".
Związek Wengera z Arsenalem pochłonął obie strony na amen, dlatego dla człowieka i klubu to nie będzie łatwe rozstanie. Po takim czasie razem dziwnie rusza się dalej osobno.
Wydaje się, jakby to było wczoraj, gdy w mroźne styczniowe popołudnie 1989 roku Wenger zwrócił się zakłopotany do kierowcy taksówki, który przywiózł go na wznoszące się tarasowo uliczki wokół Avenell Road, z pytaniem: "Ale gdzie jest boisko?". Za każdym razem, gdy powtarzał tę historię, na jego twarz wracało to samo niedowierzanie i zdumienie odpowiedzią. "Jesteśmy na miejscu". Podczas pierwszej wizyty w Arsenalu - był wówczas 40-letnim szkoleniowcem Monaco w swego rodzaju delegacji po londyńskich klubach - największe wrażenie zrobiło na nim, że słynny i wielki, wiekowy stadion może leżeć w okolicy wyglądającej na zwykłe osiedle zwykłych szeregówek. Musiał się zakochać. Wspomnienie tego pierwszego spotkania zostało z nim na zawsze. Jak wspominał, wielokrotnie przyjeżdżał później pod fasadę starego obiektu. Parkował na uboczu i chłonął nostalgię.
Wydaje się, jakby to było wczoraj, jak wszedł do szatni jesienią 1996, a skład, który zastał, przyjmował do wiadomości fakt, że ich wielki kapitan zamierza na dniach poinformować publicznie o swoich zmaganiach z alkoholizmem. Dominująca brytyjska grupa piłkarzy, z typowo brytyjskimi cechami, zacznie wkrótce otwierać się na progresywne idee - mimo, że zagraniczny trener z początku miał wielu sceptyków. Adams określił kiedyś swoją rezerwę do nowego bossa jako "odporność na rozpoznanie" [gra słów: w leczeniu osób uzależnionych oznacza to wyparcie przyznania się do problemu - przyp. KC], a w innej wypowiedzi porównał go do szkolnego nauczyciela, jednak wkrótce dostrzegł, jak wiele może nauczyć się od menedżera zupełnie innego od wszystkich, z którymi miał wcześniej do czynienia. Na miejscu był już Dennis Bergkamp, a nowy nabytek o nogach jak szczudła nazywany Patrickiem Vieirą został sprowadzony z rekomendacji nowego trenera zanim on sam pojawił się w klubie. Wenger szybko zmiksował stare z nowym w perfekcyjną całość na miarę dubletu złożonego z mistrzostwa Anglii i FA Cup.
Wydaje się, jakby to było wczoraj, gdy przewodniczący rady nadzorczej Arsenalu i przyjaciel Wengera David Dein wypisywał w jego imieniu hotelowy formularz podczas spotkania piłkarskiej socjety i w rubryce "Zawód" wpisał "cudotwórca". To by było na tyle w kwestii pierwotnej nieufności wobec przybysza z Francji. W tamtych latach wszyscy ludzie w klubie byli pod wrażeniem Wengera. Oddaje to też baner "Arsene Knows", który regularnie pojawiał się na trybunach. Głosy krytyki były wówczas niespotykane.
Wydaje się, jakby to było wczoraj, kiedy drużyna nosiła miano "Niepokonanych" po zmienieniu wielkiego marzenia Wengera o sezonie ligowym bez porażki we wspaniałą rzeczywistość. Te lata chwały wyrażały się finałem Ligi Mistrzów i ofensywnym stylem gry, który był powszechnie podziwiany. Część fanów posługiwała się terminem "Wengerball" dla opisania piłki polegającej na szybkich podaniach na jeden kontakt, kreatywności, finezji - stylu, jakim imponowała drużyna w swoich najlepszych latach. Pisarz Nick Hornby celnie opisał oglądanie tamtego Arsenalu jako graniczące z rzeczywistością przeżycie fana nieprzyzwyczajonego do wysokich oczekiwań, który nagle ma przed oczami najlepszych piłkarzy świata grających najlepszy futbol i są ubrani w barwy jego klubu.
Wydaje się, jakby to było wczoraj, jak Arsenal składał pożegnalny hołd swej mistycznej siedzibie, Highbury, aby przenieść się o kilka przecznic na lśniącą, nową arenę, którą znamy pod komercyjną nazwą Emirates Stadium. To przeprowadzka, która przyniesie rozległe zmiany, i jednocześnie - jakże adekwatne - oddziela dwie kontrastujące ze sobą ery Arsenalu Arsene'a.
Przygnębiony Wenger stoi obok Thierry'ego Henry po porażce w finale Ligi Mistrzów, 2006 rok. Od tego czasu trener zdobył tylko trzy Puchary Anglii.
Wydaje się, jakby to było wczoraj, że karta się odmieniła, a zamiast walki o mistrzostwo codziennością stały się żarty na temat rywalizacji o Puchar Czwartego Miejsca. Suszę liczono latami i ruszyło wskazywanie palcami na Wengera, którego strategia odbudowy minionej siły zespołu stawianiem na młodzież bezkrytycznie wierzącą w klub i jego metody została rozniesiona w pył przez dojrzalszych i bardziej wyrachowanych konkurentów.
Najświeższe z dni wczorajszych były momentami brutalne [dla Wengera]. Były upokorzenia na boisku, protesty poza nim, a atmosfera wokół drużyny upadła do stadium, w którym poziom rezygnacji na trybunach dorównuje liczbie pustych krzesełek, a zniechęconych postępowaniem trenera i dyrekcji, którzy chcą wyrazić to publicznie - ciągle przybywa.
Wspaniała przeszłość kontra rozczarowująca dzisiejszość. Ten kontrast stał się zarzewiem kryzysu drużyny, który wywołał tarcia i polemiki. W jednym ze swoich znakomitych cytatów Wenger sam przewidział skalę zjawiska, które zaprowadziło ten piłkarski związek do wyczerpania. "Jeśli codziennie jadasz kawior, ciężko wrócić do parówek". Trudno uwierzyć, że słowa te padły w 1998 roku, kilka tygodni po tym, jak Wenger zapisał się w historii zdobyciem Premier League jako pierwszy zagraniczny szkoleniowiec.
Lubicie parówki? Pod wieloma względami to decyduje, dlaczego ostatnie lata Wengera były tak skomplikowane. Właściciel klubu Stan Kroenke i działający zgodnie z jego biznesplanem zarząd sprawiali wrażenie, jakby parówki zupełnie im wystarczały, wykazując zupełny brak zainteresowania szukaniem możliwości dobrania się do kawioru.
Jest coś jeszcze. Nie dająca się ukryć akceptacja mizerniejących wyników przez samego Wengera stanowi być może najbardziej intrygujący element tej sytuacji. Doskonale wiedział, jakich czynników potrzeba do zbudowania zwycięskiej drużyny. Dlaczego zadowolić się czymś gorszym? W międzyczasie mógł kilka razy opuścić Arsenal, zwłaszcza wtedy, gdy przez kilka trudnych lat po przenosinach z Highbury wiedział, że pozostaje do końca w walce o mistrzostwo. Budżet [klubu] był ograniczony, a piłkarski krajobraz zmienił się diametralnie po tym, jak najechali go oligarchowie i inwestorzy z daleka. Postanowił nie dać się skusić ofertom z zagranicznych gigantów, klubom o większym potencjale i możliwościach finansowych. Wolał zostać nadzorować przebudowę. Nie przyznają za to trofeów - nawet jeśli Wenger uznaje ten okres ciągłego utrzymywania odmłodzonej drużyny w czołówce za jedno ze swych największych osiągnięć.
Francuski menedżer stoi w środku placu budowy Emirates Stadium w 2005 roku. Odegrał ważną rolę w sfinansowaniu nowoczesnego, dochodowego stadionu, który zastąpił Highbury.
To warte przypomnienia, że w pierwszych latach po przeprowadzce nie było większego zaniepokojenia wśród fanów. Nastroje zaostrzyły się w późniejszym okresie, kiedy Arsenal dysponował środkami, aby konkurować z każdym. Rekordowy transfer Mesuta Özila w 2013 roku wyznacza granicę tej przemiany. Płynność finansowa wróciła, ale - pomijając nie-takie-znowu-banalne trzy Puchary Anglii w ostatnich czterech sezonach - tendencja Arsenalu do odpadania z rywalizacji na decydującym etapie rywalizacji o mistrzostwo i Puchar Europy nie mijała. Krytycy podeszli trenerowi pod drzwi.
W perspektywie drugiego kolejnego sezonu za burtą Ligi Mistrzów pozostaje zagadką, że trener, który potrafił zaplanować i zbudować zespół na miarę wielkich sukcesów, tak bardzo oddalił się od swoich atutów. Dawne drużyny Wengera opierały się na szczelnej obronie. Stworzonej najpierw z czwórki graczy odziedziczonych po George'u Grahamie, a potem przebudowanej wokół Sola Campbella i spółki. Serce drużyny leżało w pomocy, była tam stal i jedwab, czego najlepszym przykładem był Patrick Vieira. W ataku olśniewali artyści, wspaniali zawodnicy potrafiący zdobywać bramki w sposób porywający trybuny - Thierry Henry, Freddie Ljungberg, Robert Pires, Nicolas Anelka, Bergkamp.
Dawne drużyny Wengera były silne i szybkie. Nowsze wcielenia stały się słabe fizycznie, wolniejsze, przewidywalne. Zardzewiał? Stracił swój instynkt? Temu ostatniemu niezmiennie zaprzeczał. Zachował niezmąconą pewność, że zdoła zbudować jeszcze jedną wielką ekipę Kanonierów, wbrew krytykom głoszącym, że dostał na to zbyt wiele okazji.
Dawne drużyny Wengera należą dziś do przeszłości. Opowieści o jego epoce będą mu życzliwsze z czasem. Życzliwsze od krytyków, którzy w ostatnim okresie stali się ostrzejsi i bardziej wzburzeni niż kiedykolwiek. Pierwszy akt zostanie zapamiętany lepiej od drugiego.
Wenger mówił często i z sentymentem o tym, jak Arsenal "został klubem jego życia", a minione dwadzieścia lat z okładem przyniosło liczne emocjonalne momenty. Po drodze były krzepiące wzloty, wstrząsające porażki i prawdę mówiąc wszystko, co pomiędzy. W wydziale długowieczności chciał dorównać Sir Aleksowi Fergusonowi. Zawsze powtarzał, że chce trenować tak długo, jak będzie miał psychicznie i fizycznie siłę. Jego wewnętrzna odporność, gotowość, aby wyjść i walczyć, była czymś, na czym mógł polegać nawet w najtrudniejszych momentach.
Arsène Wenger w swoim gabinecie w centrum treningowym Arsenalu (2007). Klub będzie musiał teraz przywyknąć do nowej sytuacji.
Co ciekawe, przychodząc do klubu w 1996 roku, brał pod uwagę bycie trenerem Arsenalu tylko kilka lat. Im dłużej pełnił tę funkcję, tym bardziej londyński klub wszedł mu pod skórę, do tego stopnia, że jej odrzucenia można się zacząć obawiać.
Grupa współczesnych menedżerów o tak dużym znaczeniu dla swojego klubu jest w Anglii wąska. Pod względem trofeów Ferguson przewyższa wszystkich. W kategorii wpływu na całą instytucję kandydatura Wengera zasługuje na uwagę. Odegrał kluczową rolę w zamortyzowaniu kosztu budowy nowoczesnego, rentownego stadionu, nalegał na inwestycję w jedno z pierwszych w Anglii zaawansowanych technologicznie centrów treningowych, rozwinął skauting do poziomu międzynarodowego, co nagrodziło Premier League jednymi z najwspanialszych graczy w jej historii, a także spopularyzował zamiłowanie do pięknego stylu gry, który dzielą lata świetlne od drużyny konsekwentnie pracującej na łatkę "Nudnego Arsenalu".
Osiągnięcia Billa Shankly'ego na tle historii Liverpoolu, Matta Busby'ego dla Manchesteru United i Briana Clough w przypadku Nottingham Forest lśnią do dnia dzisiejszego. Trenerzy ci stali się częścią tożsamości swego klubu, częścią jego duszy. Arsenal miał swojego pierwszego wizjonera w latach 30-tych w osobie Herberta Chapmana. Natomiast oczywistą różnicą pomiędzy wymienionymi legendami a Wengerem jest, że wszyscy inni są plonami brytyjskiej piłki i dorastali całe życie w brytyjskiej kulturze.
Wenger przybył do Arsenalu jako obcokrajowiec bez głośnego nazwiska ani szczególnej reputacji, w czasach, gdy angielski futbol cechowały izolacja i odporność na zamorskie koncepcje. Wykluczony z europejskich zmagań niewiele wcześniej, rodzaj pariasa, co dodatkowo nasiliło dystans pomiędzy piłką na Wyspach i piłką na kontynencie. "Co on może wiedzieć, przychodząc tu z Japonii?", surowo rozważał Fergie w odniesieniu do tego, że przed trafieniem do Premier League Wenger trenował klub z Nagoi. Było to symptomatyczne dla skłonności do lekceważenia pomysłów uznawanych za niepasujące lub nazbyt rewolucyjne jak na angielski futbol.
Wenger się zaadaptował, tak dobrze, że został elementem wystroju wnętrza. To trener, który zawsze, zawsze był wierny swoim ideałom. Na dobre czy złe, wykonywał swoją pracę z niezachwianym przekonaniem. Jak powiedział kiedyś Dein, po spotkaniu pierwszy raz tego francuskiego intelektualisty pomyślał, że jest "specyficzny".
Dużo myśli o ludzkim aspekcie trenowania. Woli podchodzić do swoich zawodników jako ludzi w pierwszej kolejności, a sportowców w drugiej. Interesuje się finansami i sprawami społecznymi, ma poglądy na wiele rzeczy z dala od piłkarskiego boiska. Ma wiele cech, które wydają się sprzeczne, ale razem tworzą osobowość tego wyjątkowego szkoleniowca. Cechuje go duża przenikliwość, ale może być nieobecny i roztargniony. Jest szlachetny i uczciwy, ale zupełnie nie umie przegrywać. Publicznie przemawia z charyzmą, pozostaje skryty w innych sytuacjach. Jest uzależniony od intensywnych doznań w sportowych starciach, ale prywatnie nie znosi sytuacji konfliktowych. Z jednej strony jest jednym z trenerów o najbardziej postępowych pomysłach, z drugiej należy do najbardziej upartych. Jego życzliwość i opiekuńczość są cenione najwyżej przez jego bliskich.
Cokolwiek czeka za rogiem - może równie dobrze być lepiej lub gorzej - jeden człowiek nie zdoła wypełnić pustki, jaką Wenger zostawia po sobie. Jest ostatnią z trenerskich ikon, ludzi-instytucji poświęcających jednemu klubowi dekady. Po wszystkim, co wydaje się jak by było wczoraj, Arsenal bez Arsene'a będzie wymagał pewnego przyzwyczajenia.
Artykuł pochodzi z "The Guardian", napisany przez Amy Lawrence, felietonistkę i autorkę książki "Invincible: Inside Arsenal's Unbeaten 2003-2004 Season" ze wstępem Arsene'a Wengera.
źrodło: The GuardianDrużyna | M | W | R | P | Pkt |
---|---|---|---|---|---|
1. Liverpool | 11 | 9 | 1 | 1 | 28 |
2. Manchester City | 11 | 7 | 2 | 2 | 23 |
3. Chelsea | 11 | 5 | 4 | 2 | 19 |
4. Arsenal | 11 | 5 | 4 | 2 | 19 |
5. Nottingham Forest | 11 | 5 | 4 | 2 | 19 |
6. Brighton | 11 | 5 | 4 | 2 | 19 |
7. Fulham | 11 | 5 | 3 | 3 | 18 |
8. Newcastle | 11 | 5 | 3 | 3 | 18 |
9. Aston Villa | 11 | 5 | 3 | 3 | 18 |
10. Tottenham | 11 | 5 | 1 | 5 | 16 |
11. Brentford | 11 | 5 | 1 | 5 | 16 |
12. Bournemouth | 11 | 4 | 3 | 4 | 15 |
13. Manchester United | 11 | 4 | 3 | 4 | 15 |
14. West Ham | 11 | 3 | 3 | 5 | 12 |
15. Leicester | 11 | 2 | 4 | 5 | 10 |
16. Everton | 11 | 2 | 4 | 5 | 10 |
17. Ipswich | 11 | 1 | 5 | 5 | 8 |
18. Crystal Palace | 11 | 1 | 4 | 6 | 7 |
19. Wolves | 11 | 1 | 3 | 7 | 6 |
20. Southampton | 11 | 1 | 1 | 9 | 4 |
Zawodnik | Bramki | Asysty |
---|---|---|
E. Haaland | 12 | 0 |
Mohamed Salah | 8 | 6 |
B. Mbeumo | 8 | 1 |
C. Wood | 8 | 0 |
C. Palmer | 7 | 5 |
Y. Wissa | 7 | 1 |
N. Jackson | 6 | 3 |
D. Welbeck | 6 | 2 |
L. Delap | 6 | 1 |
O. Watkins | 5 | 2 |
- A wszystko to przez Havertza...
- 19.02.2024 30 komentarzy
- Red Dead Redemption
- 17.07.2023 12 komentarzy
- Zagadnienia taktyczne: Tequila
- 25.09.2022 15 komentarzy
- Zagadnienia Taktyczne: Idealny początek
- 19.08.2022 16 komentarzy
- Zagadnienia taktyczne: Podsumowanie sezonu 21/22 cz.3 - Widoki na przyszłość
- 05.07.2022 27 komentarzy
- pokaż całą publicystykę
- Wywiad z Emilem Smith-Rowem: Jego inspiracje na boisku i poza nim
- 05.09.2022 10 komentarzy
- Pot, cierpienie i egoizm
- 11.11.2021 8 komentarzy
- Wywiad z Przemkiem Rudzkim
- 08.10.2021 16 komentarzy
- Historia Jacka Wilshere'a
- 27.08.2021 35 komentarzy
- Obszerny wywiad z Xhaką dla The Guardian
- 07.02.2021 21 komentarzy
- pokaż wszystkie wywiady
Fajny artykuł.
@Barracuda: Między innymi ostatnie zdanie czy zdanie z przeszłością i dzisiejszością.
Czy ta książka została wydana też po polsku?
On oddychał i oddycha Arsenalem...
Świetny tekst! Nostalgiczny pełen szacunku mam nadzieję że z takim skoro godzina 0 i tak się zbliża bedziemy odnosić się do Papcia. Kawał pięknej historii... naszej kanonierskiej historii. Bo aby stać się legendą nie zawsze trzeba być wiecznyn zwycięzcą . #MerciArsene
@Suchy10: To prawda, styl tego typu artykułów nie jest dla każdego. To wszystko czy wymienisz te fragmenty?
Tekst ciekawy, ale za dużo w nim błędów językowych. Prawdopodobnie wynikają z różnic językowych i tłumaczenia.
Od razu widać, że nikt ze strony tego nie napisał, bo czytało się to nieźle.
Fajny tekst, Arsenal zawsze będzie kojarzony z Wengerem, zapisal on tu kawał historii i ma wiele zasług. Z tym że pewne rzeczy przestały dobrze funkcjonować, kiedyś brak tytułów odrobinę rekompensował Wengerball oglądało się to z przyjemnością. Obecnie ani wyników ani porywającej gry nie było.
Od dawna było wiadomo że jego czas dobiegł końca i odwlekanie decyzji o odejściu tylko zacierało by wspomnienia dawnej chwały.
Otwiera się nowy rozdział, są nowe nadzieje ale też obawy że mimo zmiany trenera właściciel wraz z zarządem nie pozwolą na dogonienie czołówki.
Chciałbym żeby wygrali LE i papcio mógł wstawić europejski puchar do gabloty. Fakt że nie ten najcenniejszy, ale mimo wszystko trofeum. I oby tak się stało. COYG!!!
Świetny tekst, dobrze się czytało. Wzruszyłem się nieco.
Widać da się merytorycznie i z szacunkiem...
To zdj z Finału LM boli najbardziej ta drużyna była wtedy mocniejsza od Barcy mogliśmy ich zniszczyć ... szkoda tej czerwonej kartki Jensa ale nie da się już tego wymazać po tym meczu zakochałem się w Arsenalu i dalej tak jest :) dzięki Papcio za wszystko ale czas na nowe czas wrócić na szczyt :)
@Patryk:
To je to :)
@DyktatorArsene: Bardzo górnolotny komentarz do takiego tekstu.
Nie wiem czemu jak widze tytul tego newsa to za kazdym razem mam wrazenie, ze konczy sie na "zawsze pozostal wiernym siwym zasadom".
Sentymenty sentymentami, ale ja patrzę w przyszłość z nadzieją. Era Wengera musiała się zakończyć. Czasami przykro patrzyło się na Francuza przy okazji różnych dotkliwych porażek, takich jak np. blamaż z Bayernem w LM. Było widać wówczas, że romantyczne, futbolowe wartości, które zawsze wyznawał, odchodziły w niebyt, a jego model prowadzenia drużyny rozstrzaskiwał się jak statek o skały. Wenger się miotał, próbował różnych środków zaradczych, ale było już za późno. Przespał ewolucję w piłce nożnej i stał się niejako pamiątkową tablicą innej ery w futbolu.
Artykuł bardzo ciekawy swoją drogą.
to zdjecie z LM :(
@Nomad: Faktycznie trochę dziwnie to brzmi ;) Poprawione.
"Arsenal po jego odejściu będzie wymagał przyzwyczajenia"
Dżizas :D
Wspaniały artykuł. Zgadzam się z Placio. Łezka w oku się kręci :)
@londo: Czuje się tak bo wszyscy dookoła wypowiadają się o nim jakby już nie żył.
Teraz wychodzi na to że ten stadion to przekleństwo Arsenalu , przed nim co sezon puchar po nim 11 lat i 3 Fa Cup , Wenger nie potrafił zrobić drużyny która by wygrywała na Emirates ok to nasz nowy dom ale każdy chciałby wrócić na Highbury.
@Gunner18AFC:
ja się nie cieszę ale wiem że to jest konieczne ,dla mnie Arsenal to zawsze był Wenger ale wszystko ma swój czas i wygląda to jak pogrzeb. Zresztą sam Arsene powiedzał że czuję sie jak na własnym pogrzebie
Wenger powinien odejść po finale ligi mistrzów. Nie dość że Arsen zarobił sukcesami na stadion to jeszcze klub nabrał kredytów i trzeba było zrobić wyprzedaż większości składu który był w finale ligi mistrzów. Latami grał ściepkami i trzymał klub w top4 a zawodników którzy okazywali się ponad przeciętnymi i tak klub sprzedawał. A szkoda strzępić ryja na zarząd ( ͡° ʖ̯ ͡°)
@Gunner18AFC: Nie
@Gunner18AFC:
Na pewno nie. Ja uważam że Arsenalowi odejście Wengera nie pomoże
tak jak mówiłem że to tan stadion jest najwiekszym osiągnieciem Wengera,wypromował i sprzedał wielu wspaniałych zawodników przez niego.:( a bez składu już nie było mowy o poważniejszych sukcesach
Wenger stadium!
Czy ja jestem jedyną osobą która się szczerze cieszy z odejścia Wengera?
Świetny artykuł! Ehh łezka się kręci po raz 3 .