Czar 'The Invincibles'
24.10.2009, 06:17, Krzysztof Mierkiewicz 91 komentarzy
W niedzielę 24 października 2004 roku - dokładnie 5 lat temu - po przegranej 0-2 z United na Old Trafford, licznik dni, w czasie których drużyna Arsenalu była niepokonana w lidze, zatrzymał się na podziwu godnej liczbie 536. Przez ponad rok i pięć miesięcy zespół prowadzony przez Arsene’a Wengera nie doznał porażki na ligowych boiskach. Przez 76 tygodni piłkarski świat zastanawiał się, czy istnieje ekipa zdolna zatrzymać The Invincibles - zwyciężyć Niezwyciężonych.
Podczas gdy inni zachodzili w głowę i analizowali fenomen podopiecznych Wengera, my - Fani - wprost pękaliśmy z dumy, mając świadomość, że na naszych oczach Vieira i spółka wprowadzają już na zawsze Klub do historii futbolu.
Chciałbym tym tekstem złożyć hołd piłkarzom tamtych czasów i przypomnieć Nam wszystkim, kim tak naprawdę oni byli - bo z pewnością czymś więcej niż tylko zespołem, którego nie sposób było pokonać… Dla mnie Invincibles po dziś dzień stanowią kwintesencję tego, za co kocham i samą piłkę, i tę Drużynę. Nie mam jednak na myśli wyłącznie pięknego i zwycięskiego stylu gry, ale to poczucie integralności całego składu, tę bezgraniczną wiarę, że „razem możemy wszystko”, że Zwyciężymy dzięki Jedności - bo tak przecież brzmi łacińskie motto Arsenalu – Victoria Concordia Crescit. Arsenal AD 2003/2004 z pewnością miał w sobie coś niezwykłego – coś, co śmiało można nazwać Czarem Invincibles.
Początek…
7 maja 2003 roku na Highbury Kanonierzy pokonali drużynę Southampton aż 6-1, by 4 dni później wygrać wyjazdowe spotkanie z Sunderlandem 4-0. Mecze te były ostatnimi w sezonie 2002/2003, który Arsenalu ukończył na 2. miejscu w tabeli. Jak na ironię, w 2002 roku Arsene Wenger oświadczył, że jego skład jest w stanie zwyciężyć w lidze nie doznając porażki i tym samym spełnić jeden z trenerskich celów Francuza.
Niepowodzenie sprawiło, że deklarację i samą osobę Bossa zaczęto traktować mało poważnie, a ideę niepokonanego Mistrza angielskiej ekstraklasy odłożono na półkę należną mrzonkom i czczym życzeniom, choć ta sztuka udała się już zespołowi Preston North End, ale miało to miejsce w sezonie 1888/1889, a zatem w zamierzchłych – jak na piłkarskie realia – czasach. W dodatku, wtedy w lidze rozgrywało się zaledwie 22 mecze.
W poprzedzającym nowy sezon okienku transferowym Klub nie pokusił się o żadne pokaźniejsze wzmocnienie, sprowadzając jedynie 33-letniego Jensa Lehmanna z Borussii Dortmund. Ale to właśnie wówczas na Highbury trafili m. in. Fabregas, Clichy i Senderos - a przede wszystkim bardzo ważnym posunięciem okazało się podpisanie nowych kontraktów z Francuzami: Piresem i Vieirą.
Po niespełna trzech miesiącach przerwy Premier League znowu ruszyła, a emocje kibiców na nowo rozpaliła perspektywa walki o tytuł, którą tradycyjnie miały toczyć drużyny Arsenalu i Manchesteru United. Inauguracja sezonu miała miejsce 16 sierpnia na Highbury. The Gunners pewnie pokonali Everton i rozpoczęli marsz po ligowy triumf. Nic jednak nie zapowiadało tego, co miało się wydarzyć w najbliższych miesiącach...
Pozwólcie, że tekst okraszę filmami, które pokazują piłkarski kunszt tamtej drużyny, pozwalają przyjrzeć się każdemu trafieniu, wysłuchać bohaterów tej historii i osoby związane z Klubem, no i oczywiście, poczuć ten Czar. Zachęcam Was do obejrzenia wszystkich filmów składających się na tę serię.
Miesiąc prawdy…
Po pierwszych pięciu spotkaniach Arsenal pewnie przewodził w lidze, ale przed Klubem z Highbury stało nie lada wyzwanie – na przyjazd Kanonierów czekały Czerwone Diabły i Liverpool, a do Londynu miało zawitać, trzecie w minionym sezonie, Newcastle United Także mającego nastąpić nieco później derbowego z Chelsea nie można było zaliczać do łatwych - tym bardziej, że w czerwcu 2003 roku na Stamford Bridge zawitał Roman Abramowicz, a kasa The Blues zasilona została 100 milionami funtów, niezwłocznie wydanymi na transfery.
Wielu kibiców i ekspertów było zgodnych, co do tego, że niepodobnym będzie wyjść z tych wszystkich starć bez porażki. Tym bardziej, że pierwszy z meczów miał być rozegrany w Teatrze Marzeń przeciwko aktualnemu Mistrzowi Anglii.
Gdy przy stanie 0-0, holenderski napastnik United - Ruud van Nistelrooy, ustawił piłkę na 11. metrze i przygotowywał się do wykonania rzutu karnego, obawy zdawały się urzeczywistniać – przegrana The Gunners miała stać się faktem. Jednak ówczesny najlepszy strzelec Diabłów z całych sił huknął w poprzeczkę i Arsenalowi udało się wywieźć 1 punkt - a co ważniejsze, zaliczyć 8 mecz bez porażki.
Spotkania, które miały miejsce później, były przepełnione emocjami
i nagłymi zwrotami akcji. Z pewnością niejeden fan Kanonierów przypłacił te 270 minut walki z Newcastle, Liverpoolem i Chelsea sporym uszczerbkiem na zdrowiu, wystawiając oddane Klubowi serca na ciężką próbę. Ale opłaciło się - Arsenal wygrywał kolejno: 3-2, 2-1 i 2-1.
Podopieczni Wengera przetrwali okres próby, wychodząc zwycięsko z następujących po sobie konfrontacji z najpoważniejszymi rywalami. Faktem stało się to, iż ten skład ma potencjał, by dokonać rzeczy niebywałej - ale równocześnie wiadomo było, potrzebny jest do tego tytaniczny wysiłek. Ale i to można było zniweczyć poprzez choćby i kilkusekundową utratę koncentracji.
Tytułu nie zdobywa się wygrywając z najlepszymi…
…a grając konsekwentnie przeciwko ligowym średniakom i outsiderom. To powiedzenie związane jest z piłką od długiego czasu i trudno się z nim nie zgodzić. Prawdziwych mistrzów poznaje się bowiem nie tylko po tym, jak wygrywają wielkie mecze, koncentrując się na pojedynkach z wymagającym rywalem - ale także po tym, że nie są chimeryczni i nie przechodzą obok spotkań na kameralnych stadionach, gdy zainteresowanie mediów jest mniejsze.
Taki właśnie był Arsenal w sezonie 2003-2004. Niezależnie, czy takim piłkarzom jak Henry, Bergkamp, Pires, Wiltord, Ashley Cole, Ljungberg przyszło mierzyć się z ekipą Leicester, Leeds bądź Wolverhampton, czy też czuć presję wyniku i ogłuszający doping kibiców przeciwnika na Old Trafford, Anfield Road, czy Stamford Bridge zawsze mogliśmy być pewni, że nie zawiodą, że dadzą z siebie wszystko.
Pires i Ljungberg bez wytchnienia biegali wzdłuż linii bocznych, nie pozwalając defensorom przeciwników chociaż na chwilę spokoju. Środek pola w niemal każdym meczu był zdominowany przez Vieirę i Gilberto Silvę. O jakości defensywy stanowili dwaj środkowi – Campbell i Toure, a także Ashley Cole i Lauren. Bramki natomiast bronił Jens Lehmann. Zgodnie z koncepcją francuskiego szkoleniowca Kanonierów, za ofensywę odpowiadała niemal cała drużyna, ale podstawową parę napastników stanowili Henry i Bergkamp. To właśnie ci wszyscy zawodnicy (ale także ich świetni i zawsze gotowi dać z siebie wszystko zmiennicy) sprawili, że pod koniec marca 2004 roku - po rozegraniu 30 spotkań ligowych - The Gunners mieli na koncie 58 bramek strzelonych i zaledwie 20 straconych.
Jednak wtedy - w pierwszych dniach kwietnia - przyszły dni, które zasiały we wszystkich kibicach Klubu z Highbury ziarno niepokoju odnośnie spełnienia ich pięknego snu: snu o niepokonanym Arsenalu.
Pucharowa próba charakteru…
3 kwietnia na Villa Park – obiekcie The Villans - miał miejsce półfinałowy pojedynek w ramach FA Cup. Na drodze Kanonierów stanął nie kto inny, jak Manchester United. Ten mecz miał przybliżyć Arsenal do Potrójnej Korony, a w dodatku dać im rekordowy, czwarty z rzędu, awans do finału najstarszych pucharowych rozgrywek na świecie. Niestety, dominacji na boisku nie udało się zamienić na bramki, a w 32. minucie Paul Scholes pokonał Lehmanna, ustalając wynik spotkania. Marzenia o The Treble rozpłynęły się w powietrzu, a sama drużyna wyglądała na wyraźnie zdruzgotaną. Jak miało się jednak niebawem okazać, piłkarzy Wengera czekała kolejna próba charakteru i woli walki.
W 3 dni po porażce w Pucharze Anglii na Highbury przyjechał lokalny rywal – Chelsea. Derby stolicy miały zostać rozegrane w ramach ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Lepszej okazji, by zapomnieć o goryczy porażki z United, nie można było chyba sobie wyobrazić. Gdy tuż przed przerwą Reyes dał prowadzenie gospodarzom, fani na Highbury myśleli już na pewno o półfinale Pucharu Europy. Jednak i tym razem zwycięstwo wymknęło się z rąk. Lampard i Bridge przechylili szalę zwycięstwa na niebieską stronę Londynu. Arsenal przegrał 1-2 i wydawało się, że nie ma drużyny, która byłby w stanie podnieść się po tak mocnych ciosach, otrzymanych w przeciągu 3 dni od największych rywali. „Z nieba do piekła…” - podobne słowa z pewnością zagościły na ustach wielu fanów.
Obrazu klęski dopełniał fakt, że The Gunners odpadli wcześniej z Pucharu Ligi [1-2 z Middlesbrough], a także przegrali spotkanie o Tarczę Dobroczynności [3-4 z… Man Utd(sic!) po rzutach karnych].
Pucharowy koszmar stał się faktem, ale każdy związany z Klubem powtarzał, że nie wszystko stracone, że Arsenal nadal nie przegrał w Premier League, że nie można się poddawać.
Jedyny taki Puchar!
Żaden piłkarz ówczesnego Arsenalu nie miał zamiaru odpuścić w tak ważnym momencie! To najdobitniej świadczy o ich wielkości i wyjątkowości. Pucharowa gehenna nie złamała karku Vieiry i kolegów, Boss nie pogrążył się w rozpaczy, kibice na Highbury nie ucichli – działał Czar The Invincibles.
W niespełna 72 godziny po przekreśleniu szans na triumf w jakimkolwiek pucharze, Thierry Henry objawił swoją wielkość – strzelił 3 bramki, goszczącemu przy Avenell Road, Liverpoolowi. Kanonierzy pokonali The Reds 4-2, w tydzień później roznieśli Leeds United aż 5-0 i pewnym było, że wrócili na właściwe tory. Kryzys został zażegnany, sportowa złość wzięła górę na rozpamiętywaniem porażek.
Choć marzenie o bezprecedensowym triumfie zdawało się być na wyciągnięcie ręki, to emocje bynajmniej nie malały - a wręcz przeciwnie. Każdy zdawał sobie sprawę, że najtrudniej będzie utrzymać koncentrację na finiszu, gdy cel, który kilka miesięcy temu wydawał się marzeniem, stawał się namacalny.
Stało się, przyszedł ostatni mecz. Na wypełnione kibicami Arsenalu Highbury przyjechało – skazane już na spadek do Championship – Leicester City. Lisy nie miały nic do stracenia i grały bez kompleksów, natomiast Kanonierzy mieli świadomość, że o ich być albo nie być na zawsze zapamiętanym zadecyduje najbliższych 90 minut. W 26. minucie goście zdobyli bramkę i wyszli na prowadzenie, trybuny zamarły. Po przerwie z rzutu karnego trafił, nie kto inny, jak Henry, a zwycięstwo, jak przystało na kapitana, dał Arsenalowi Patrick Vieira.
Sezon dobiegł więc końca... Bilans meczów Arsenalu wyniósł 26 zwycięstw i 12 remisów! Kanonierzy zdobyli 90 punktów, strzelając rywalom 73 bramki. Thierry Henry został królem strzelców z 30 trafieniami na koncie. Nie przegraliśmy ani jednego spotkania, dokonując rzeczy teoretycznie niemożliwej.
Angielska Federacja nie pozostała obojętna wobec tego historycznego dokonania i przygotowała wyjątkową, bo pozłacaną, wersję Pucharu. Patrick Vieira wzniósł go nad głowę przy ogłuszającej wrzawie sympatyków – rozpoczęła się eksplozja radości. Był 15 dzień maja 2004 roku… Cały piłkarski świat długo pozostawał pod wrażeniem, bowiem czegoś takiego nie osiągnął jeszcze nikt.
Zapraszam do obejrzenia tego momentu, bez wątpienia jednego z najświetniejszych w całej historii Klubu (wręczenie Pucharu od 4. min. filmu):
A oto ci, dzięki którym ziścił się Czar - ci, którzy już na zawsze pozostaną na kartach piłkarskich kronik. Oto The Invincibles:
To jeszcze nie koniec…
Rozpoczął się nowy sezon, licznik wciąż bił, a Arsenal nadal był niepokonany. Nie stanowiło niespodzianki, iż Kanonierzy byli faworytami w wyścigu po Mistrzostwo. Jednak w Londynie, dzięki ogromnym nakładom finansowym ze strony nowego właściciela, powstał zespół, z którego siłą należało się liczyć. Niezmiennie niebezpieczny pozostawał także długoletni rywal Arsenalu – Manchester United.
W pierwszych 9 spotkaniach nowego sezonu The Gunners strzelili aż 29 bramek, powiększając liczbę meczów bez porażki do 49. Wydawało się, że Arsene Wenger stworzył zespół, który będzie wygrywał już zawsze. Wtedy jednak przyszedł - wspomniany we wstępie - wyjazd na Old Trafford. Mimo tej porażki i przerwania passy, Arsenalowi udało się zająć 2. miejsce w lidze, natomiast bezkonkurencyjna okazała się Chelsea, sięgając po Puchar drugi raz w swojej historii.
Arsenal od zawsze zajmował miejsce w czołówce zarówno Premier League, jak i całej światowej piłki, a dokonania drużyny Wengera z lat 2003-2004 powinny być znane każdemu szanującemu się kibicowi piłkarskiemu. Wszyscy fani Klubu z północnego Londynu wręcz muszą znać Ich - Niezwyciężonych - historię oraz mieć świadomość tego, że Victoria Concordia Crescit nie jest tylko pustym sloganem.
Myślę, że nie minę się zbytnio z prawdą pisząc, iż większość z nas wciąż żywi nadzieję, że dzisiejszy Arsenal powtórzy wyczyn sprzed 5 lat – że marzenia o Young Invincibles mogą się ziścić, że magia Bossa znowu powróci...
Żadna drużyna nie sięgnęła jeszcze po europejskie puchary, będąc niezwyciężoną przez cały sezon …
Tych z Was, którzy nie mają jeszcze w swoich zbiorach zapisu tamtych spotkań, bramek i akcji, zapraszam do odwiedzenia specjalnego, poświęconego Invincibles działu archiwum strony Kanonierzy.com.
źrodło:Drużyna | M | W | R | P | Pkt |
---|---|---|---|---|---|
1. Liverpool | 11 | 9 | 1 | 1 | 28 |
2. Manchester City | 11 | 7 | 2 | 2 | 23 |
3. Chelsea | 11 | 5 | 4 | 2 | 19 |
4. Arsenal | 11 | 5 | 4 | 2 | 19 |
5. Nottingham Forest | 11 | 5 | 4 | 2 | 19 |
6. Brighton | 11 | 5 | 4 | 2 | 19 |
7. Fulham | 11 | 5 | 3 | 3 | 18 |
8. Newcastle | 11 | 5 | 3 | 3 | 18 |
9. Aston Villa | 11 | 5 | 3 | 3 | 18 |
10. Tottenham | 11 | 5 | 1 | 5 | 16 |
11. Brentford | 11 | 5 | 1 | 5 | 16 |
12. Bournemouth | 11 | 4 | 3 | 4 | 15 |
13. Manchester United | 11 | 4 | 3 | 4 | 15 |
14. West Ham | 11 | 3 | 3 | 5 | 12 |
15. Leicester | 11 | 2 | 4 | 5 | 10 |
16. Everton | 11 | 2 | 4 | 5 | 10 |
17. Ipswich | 11 | 1 | 5 | 5 | 8 |
18. Crystal Palace | 11 | 1 | 4 | 6 | 7 |
19. Wolves | 11 | 1 | 3 | 7 | 6 |
20. Southampton | 11 | 1 | 1 | 9 | 4 |
Zawodnik | Bramki | Asysty |
---|---|---|
E. Haaland | 12 | 0 |
Mohamed Salah | 8 | 6 |
B. Mbeumo | 8 | 1 |
C. Wood | 8 | 0 |
C. Palmer | 7 | 5 |
Y. Wissa | 7 | 1 |
N. Jackson | 6 | 3 |
D. Welbeck | 6 | 2 |
L. Delap | 6 | 1 |
O. Watkins | 5 | 2 |
- A wszystko to przez Havertza...
- 19.02.2024 30 komentarzy
- Red Dead Redemption
- 17.07.2023 12 komentarzy
- Zagadnienia taktyczne: Tequila
- 25.09.2022 15 komentarzy
- Zagadnienia Taktyczne: Idealny początek
- 19.08.2022 16 komentarzy
- Zagadnienia taktyczne: Podsumowanie sezonu 21/22 cz.3 - Widoki na przyszłość
- 05.07.2022 27 komentarzy
- pokaż całą publicystykę
- Wywiad z Emilem Smith-Rowem: Jego inspiracje na boisku i poza nim
- 05.09.2022 10 komentarzy
- Pot, cierpienie i egoizm
- 11.11.2021 8 komentarzy
- Wywiad z Przemkiem Rudzkim
- 08.10.2021 16 komentarzy
- Historia Jacka Wilshere'a
- 27.08.2021 35 komentarzy
- Obszerny wywiad z Xhaką dla The Guardian
- 07.02.2021 21 komentarzy
- pokaż wszystkie wywiady
pamietam te mecze;)
Świetne filmiki , szczególnie ostatni
PIĘKNA HISTORIA OBY JESZCZE KIEDYŚ SIĘ POWTÓRZYŁA
Miło byłoby kiedyś jeszcze ten sukces, może w nast. sezonie ?
Chociaż bardziej prawdopodobne jest to, że za czasów troszkę starszego Songa, dojrzalszego Wilshere itp. znów będziemy świętować nowych Niezwyciężonych !
Ostatni filmik...aż się wzruszyłem :(
Świetny artykuł. A początek - ahh, jak się rozmarzyłam, piękne to były czasy. Ale myślę, że jeszcze powrócą :) Szkoda tylko, że nie kojarzę tych lat, wtedy jeszcze nie interesowałam się Premier League...
Ciekawe kiedy teraz przyjdzie drugi seozn invicibles
Poprostu Fantasyczne , to sie jescze dlugo dlugo nie powtorzy , ale wierze ze kiedys za kilkanascie lat bedzie druga era invicibles:))
świetne czasy ;) teraz marzy mi się ,żebyśmy na koniec tego sezonu mieli 2 przegrane ;P czyli tyle ile na chwile obecną mamy ;D i wreszcie mistrzostwo :P
Vpr ---> wolny to była magia Owena ja bardziej przyczepiłbym się do 3 razy powtarzanego karnego C.Ronaldo (za każdym razem się zatrzymywał)
gdyby nie przegrana z WHU w 07 to był bodajże 4 mecz na ES to rekord nie przegranej na stadionie byłby 2 lata do czasu z Hull C
co do artykułu świetny
Fantastyczny artykuł...Moze jeszcze kiedyś wrócą te piękne czasy :)
W 07/08 też niewiele nam brakowało, przegraliśmy tylko (aż?) 3 mecze. De facto wystarczyłoby wygrać drugi mecz z MU i tytuł byłby nasz... Wolny Hargreavesa wciąż mnie prześladuje :/
No to teraz od jutra Kanonierzy mogli by nie przegrywać już meczów przez najbliższy rok, na taki jubileusz po 5 latach. Było by ciekawie, a Invicibles by powrócili. :)
ach jak tak patrze na te filmiki to sobie mysle: jak mozna byla Adebayora do Kanu porownywac... Pennant tez sie znakomicie zapowiadal. Teraz mamy innych pilkarzy ale mysle, ze Boss wraca do swojej dawnej koncepcji. Prawda jest, ze nie mamy juz tak doskonalego snajpera jakim byl Thierry, ale za znakomitych skrzydlowych (Pires i Ljungberg) sa teraz Arshavin, Nasri, Walcott kazdy z nich jest bramkostrzelny czego brakowalo np. Hlebowi. Mamy Robina, ktorego jak omina kontuzje ciezko jest zatrzymac. Mysle, ze wszystko zmierza w dobrym kierunku, a wiara jaka ma Arsene w ten mlody zespol w koncu przyniesie efekty.
To były czasy :P
Oby w tym sezonie , także Kanonierzy na koniec sezonu podnieśli puchar Mistrzostwa Kraju !
C'Mon ARSENAL !
Na prawdę dobry artykół autror się namęczył.
To był czasy nic dodać nic ująć.
Wspaniały okres naszego klub co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Podobnie jak Krzysiek właśnie za tą piękną grę i wolę walki kocham Arsenal. Ten cały sezon był piękny i mam nadzieję, że doczekam jeszcze takich cudownych chwil. Co do tego feralnego meczu z Manchesterem to nigdy nie zapomnę głupoty arbitra tamtego spotkania i tego karnego?! Ciekawe do ilu spotkań wtedy wyśrubowalibyśmy ten rekord, ale to już mniej ważne.
Wracając do całej otoczki "The Invicibles" to był zespół, który jest wzorem dla każdej kolejnej nowo budującej się drużyny Arsenalu. Wydaję m i się, że jesteśmy już bardzo blisko żeby mieć drugi tak wspaniały zespół. Choć należy pamiętać jakich wtedy mieliśmy wspaniałych zawodników. Póki co brakuje takiego prawdziwego następcy Thierry'ego, Vieiry, Dennisa i wielu innych graczy. Oby w końcu nasza młodzież porządnie wystrzeliła i zdobyła jakiś cenny puchar, a najlepiej kilka.
Wspomnienia ;]
Teraz oczekujemy powtórki ;]
To były czasy...teraz w tym sezonie to już nie możliwe, ale jeżeli teraz do końca sezonu nic nie wtopimy to będzie bardzo blisko tego, co zrobili nasi zawodnicy parę lat temu...
Raczej to już nie powróci, bo teraz poziom w naszej lidze angielskiej jest duże, więc trudno jest wygrać wszystko, ale tego nam nikt nie zabierze, nikt nigdy nie wygra tyle meczów co my i jeszcze żadnego nie przegra, jesteśmy zapisani w historii futbolu i tym trzeba się szczycić!
GO GO GO THE GUNNERS!
Wypada tylko podziękować autorowi za wysiłek włożony w napisanie tego artykułu. Czytałem już na ten temat wiele, ale tutaj również nie zmarnowałem czasu, bo i wspominać takie wydarzenia warto. Po skończeniu lektury pozostaje nadzieja, że aktualna drużyna będzie wstanie osiągnąć coś równie niesamowitego. Obyśmy doczekali tego czasu ;)
rozpiszczacie mnie :) KySiO, po informacje na temat przesłanek odejścia Pennanta z AFC odsyłam do Wkipedii. Zaznaczam, że miały na nie wpływ nie tylko względy sportowe - trudności z przebiciem się do pierwszego składu, w którym grali Ljungberg i Pires. Pojawia się tam i wątek kryminalny...
Polecam
--->KySiO. Opuścił Arsenal bo nie dostawał za dużo szans na grę, cały czas był wypożyczany, z tego co pamiętam rozegrał przez chyba 5, 6 lat 12 spotkań i to były jego jedyne 3 bramki.
Świetny artykuł, Krzysiu. ;) Czuć magię tamtych dni, gratulacje.
Wiecie może czemu Pennant opuścił Arsenal ?
Świetny artykuł, bardzo fajnie się go czyta i aż jest się 36 razy dumnym z tej armaty na piersi
Świetny artykuł. Dobrze jest sobie przypomnieć te stare, wspaniałe czasy. Wierzę ,że jeszcze raz będziemy kiedyś niepokonani ;)
Z taką paką jak była to nie ma się co dziwić szkoda że to się rozpadło;(
Arsenalfan938, jakżesz mógłbym nie pisać, skoro spotykam się z takimi odpowiedziami, jak ta Twoja :) Powiedzieć, że 'miło' jest czytać taką recenzję Czytelnika, to jak nie powiedzieć nic :)
Pozdrawiam i również Dziękuję.
szkoda że nie ma z nami Henr'ego
Panie Krzysztofie, dziękuję panu za to że pan napisał ten cudowny artykuł, aż mi się ryczeć chciało kiedy to czytałem i oglądałem filmiki. Cudownie jest sobie przypomnieć te stare czasy, dziękuje.
Jeśli nikogo nie sprzedamy, a kontuzję nie będą wykluczały z gry naszych najważniejszych zawodników to myślę że przy odrobinie szczęścia możemy być blisko powtórzenia tego wyczynu już za rok... Jednak już w tym roku mamy kadrę która jest w stanie walczyć o wygranie PL.
zyg76 ---> moim zdaniem różnica pomiędzy naszym, polskim sentymentem do 'zwycięskiego remisu' sprzed 26 lat, a hołdem dla wielkiego dzieła 'Invincibles' jest taka, że nasza ówczesna kadra narodowa - przy całej dla nich szacunku - osiągnęła sukces na miarę polskiej piłki wielki, ale w patrząc przez pryzmat futbolu na świecie można się zastanawiać, czym ci Polacy się tak zachwycają, remisem?! Natomioast jeśli chodzi o The Gunners AD 2003/2004 to tamtej drużynie, menadżerowi i wszystkim związanym z sukcesem należy się wielkie uznanie każdego, kto mieni się kibicem piłkarskim. Niezależnie od narodowych sentymentów etc.
Wiesz, Wembley 73 jest dla Polaków pięknym wspomnieniem, na którego powtórzenie widoków nie ma, a The Invincibles nie są tak bardzo odlegli. Ponadto powtórzenie tego wyczynu jest dużo bardziej prawdopowdobne niż to, że 'Biało - Czerwoni' choćby zremnisują z Anglikami. Przykre, ale prawdziwe...
Nie podważajmy dokonań drużyny, której duch cały czas jest - i oby pozostał jak najdłużej - między piłkarzami i fanami Arsenalu.
My fani NAJLEPSZEGO klubu na świecie nie możemy żyć wspomnieniami. Wkrótce nastanie nowa era KANONIERÓW. Wierzę w to.
Pękinie :''')
aż mi się łezka w oku zakręciła ;(
Aż się łezka w oku kręci jak wspomina się tamte czasy ;( piękne.
Obecny skład jest w stanie to powtórzyć. Jedynym punktem drużyny słabszym od ekipy Invincibles jest bramka, ale może któryś z naszych GK wskoczy na "international level" :P W ostatnim sezonie zaliczyliśmy passę 21 spotkań bez porażki, a skład mieliśmy słabszy niż obecnie. Gdyby nie w gruncie rzeczy pechowa porażka z Chelsea (klasyczny mecz typu "my gramy, oni strzelają") ta seria trwałaby do teraz.
to zaczyna przypominać polską tradycje wspominkową Wembley 73 i tzw zwycięski remis :/
nie pozwolą nam Chłopaki TYLKO wspominać! My mamy się cieszyć z następnych sukcesów, tak?!
mike riley - tak się nazwy destruktor tego, co mogli kontynuować ówcześni Gunnersi :/
Mam nadzieję ,że Arsenal jeszcze powtuży taką pasę.