Handel żywym towarem, czyli o Cesku raz jeszcze...

Handel żywym towarem, czyli o Cesku raz jeszcze... 15.01.2011, 22:00, Przemysław Szews 203 komentarzy

[Weekend z publicystyką trwa w najlepsze - tak jak telenowela z Fabregasem i jego DNA w rolach głównych! Po krótkim tekście, gdzie wybraliśmy się razem z Mateuszem Górskim na dziki zachód, czas teraz na tekst poważniejszy, ba - krytycznie niemal ważny z perspektywy dwóch klubów - Barcelony i Arsenalu. Za sprawą tekstu Krzysztofa Kuczewskiego zastanowimy się na temat handlu "żywym towarem" i kluczowymi transferami, kluczowych zawodników w historii Arsenalu. Zapraszam! - Don_Corleone]

Handel żywym towarem, czyli o Cesku raz jeszcze...

Wakacyjna telenowela transferowa z udziałem trójkąta składającego się z Ceska Fabregasa, Arsenalu i Barcelony na długi czas zdominowała dyskusje na stronach i forach poświęconych londyńskiemu klubowi. Przejdzie czy nie przejdzie? A jak przejdzie to zdrajca czy nie zdrajca? Ma w końcu to DNA Barcy, czy to tylko wymysł katalońskich genetyków - propagandzistów nie cofających się przed żadnym świństwem, aby nam odbić genialnie utalentowanego zawodnika? Jak się chwilowo skończyło wszyscy wiemy, powtórkę z rozrywki w kolejnym okienku transferowym mamy zapewnioną.

Wydaje się że strata Fabregasa byłaby dla Arsenalu ogromnym ciosem. Toż to zawodnik niewątpliwie wybitny, w młodziutkim wieku będący najważniejszym piłkarzem jednego z największych klubów w Europie, boiskowy wizjoner obdarzony co najmniej jednym dodatkowym zmysłem, pozwalającym obsługiwać partnerów podaniami o których większość piłkarzy myśli z dziewiczą nieśmiałością. I ten talent miałby nam uciec? Postać którą Arsene Wenger nie raz wymieniał jako absolutnie kluczową, centralne ogniwo „nowego” Arsenalu miałoby odejść z klubu w momencie ogromnie uwierającej pucharowej posuchy? Nie, to byłaby tragedia.

Ale czy na pewno? Kiedy zaczął się temat tego transferu, chwilę po początkowym wzburzeniu, doszedłem do wniosku, że jeśli Cesc odejdzie nie będę otwierał swoich żył. Nie dlatego, że mam wątpliwości co do jego ogromnego talentu lub w jednym z naszych młodych piłkarzy widzę idealnego, natychmiastowego zastępcę. Nie, doszedłem do wniosku, że do spokojnego podchodzenia do ewentualnej rejterady kapitana podchodzę ze spokojem, bo w tej akurat kwestii ufam całkowicie Wengerowi. Gdy słyszę o DNA Barcy i niby nieuchronnym odejściu Fabregasa, przed oczami mam inne głośne transfery z Arsenalu w ostatnich latach. W jakim momencie swojej kariery odchodzili od nas zawodnicy? Czy mogli i powinni zostać w Arsenalu? Jak im się wiodło potem? Czy patrzyliśmy z zazdrością na ich kapitalne mecze w barwach innych klubów? Czy bardzo za nimi tęskniliśmy i czy ich brak spowodował znaczne pogorszenie jakości gry drużyny? Mówiąc krótko, czy Wenger umie sprzedawać piłkarzy, czy zazwyczaj te sprawy partaczy, co powoduje obawę, że w sprawie Fabregasa znów może zawalić?

Historia zdaje się podpowiadać, że raczej nie mamy się czego obawiać. Popatrzmy na kilka przykładów:

Po pierwsze i chyba najważniejsze – Henry. Thierry Henry. Piłkarz legenda, napastnik fenomen. Skrzyżowanie strusia pędziwiatra z TGV, jedyne ciało we wszechświecie łamiące ograniczenie prędkości nałożone przez Einsteinowską teorię względności. O jego osiągnięciach w Arsenalu nie ma co pisać, każdy kto w XXI wieku mniej lub bardziej interesował się piłką nożną wie co to za jeden. Po kilku fantastycznych sezonach odszedł za przyzwoite pieniądze do rzeczonej Barcelony, wciąż w glorii jednego z najlepszych napadziorów świata. Mimo już słusznego jak na napastnika wieku miał być centralną postacią w ataku Blaugrany. Ale nie wyszło to najlepiej. Titi grał, trochę goli nastrzelał, ale mimo wielu solidnych występów, niewątpliwie nie spełnił pokładanych w nim nadziei i nawet nie zbliżył się do poziomu osiąganego w Arsenalu. Po trzech sezonach, latem tego roku udał się na emeryturę do MLS. Patrząc z perspektywy czasu odszedł od Nas w najlepszym chyba możliwym momencie.

Po drugie Patrick Vieira. Za swoich najlepszych czasów niedościgniony wzór dla wielu młodych adeptów futbolu marzących o karierze defensywnego pomocnika. Człowiek którego nogi rozciągały się w poprzek całego boiska, gigant środka pola wciągający nosem drugą linię przeciwnika, łatwy do przejścia niczym pustynia Gobi. Hollywoodzkiego wyciągacza kapuchy pt. „Starcie Tytanów” nie oglądałem, ale jeśli nie jest o pojedynkach Patricka z Roy'em Keane'm to oglądać nie chcę. Po 9 sezonach w Londynie Pat odszedł do Juventusu (zresztą niejako ustępując miejsca Fabregasowi), potem 4,5 roku pograł w Interze, teraz kończy karierę usilnie grzejąc ławę w ociekającym petrodolarami City. W tym przypadku dysproporcja pomiędzy formą w Arsenalu i trzech pozostałych klubach jest ogromna. W Interze niektóre mecze Pata były po prostu tragiczne, stanowił cień samego siebie. Oczywiście, nękały go kontuzje, ale nawet w pełni zdrowia grał co najwyżej przeciętnie. Kolejny raz moment odejścia zawodnika można po czasie uznać za odpowiedni.

Oba powyższe przykłady mają jedną zasadniczą wadę w kontekście Fabregasa. Zarówno Titi jak i Pat odchodzili z Arsenalu w słusznym wieku (choć 29 lat dla defensywnego pomocnika to wcale nie tak wiele), w Londynie zostawili to co najlepsze, poza tym zdobywali trofea, byli rozpieszczani pochwałami i uwielbieniem fanów, co siłą rzeczy mogło wpłynąć na dalszą karierę, bo właściwie swoje zrobili i już tak bardzo nie musieli. Jednak również piłkarze młodsi, u szczytu kariery, a nawet u jej progu, odchodzili z Arsenalu i też wiodło im się niespecjalnie.

Nicolas Anelka był objawieniem. Przyszedł do nas za śmieszne pieniądze z PSG i niemal z miejsca zaczął być uznawany za naturalnego następcę samego Iana Wright'a. Niestety, sodówa do głowy uderzyła (choć, jak pokazała przyszłość, w tym wypadku to raczej bardziej permanentna przypadłość), kasy się zachciało, a że ekonomista Wenger skory do finansowej rozpusty nigdy nie był, wielki francuski talent odpłynął do madryckiego Realu (warto wspomnieć, że z bardzo korzystną 45-cio krotną przebitką). No i się zaczęło. Anelka w żadnym ze swoich licznych klubów miejsca na dłużej nie zagrzał, tłumów nie porwał, ale świata kawałek zobaczył. Paryż, Madryt, cztery kluby w Anglii, odwiedził Nic nawet piękny Stambuł, nim na dłuższy czas osiadł w Chelsea. Piłkarz to na pewno niezły, ale czy ktoś tak naprawdę żałuje, że nie został w Arsenalu? Mając w pamięci jego charakterek, chyba niewielu, szczególnie że za chwilę do klubu przybył Henry.

Pokrótce kilka innych przykładów:

Alexander Hleb po świetnym sezonie w Arsenalu połasił się na Barcelonę, gdzie zaginął kompletnie i sam wychlipał, że odejście z Londynu było błędem. Mathieu Flamini w Milanie od czasu do czasu gra, jednak głównie gdy kontuzjowani są inni pomocnicy. Jego kariera na pewno nie rozwija się tak dynamicznie jak pod koniec gry w AFC.

Obaj Ci piłkarze odeszli, bo chcieli. Można się kłócić czy w takiej sytuacji klub (i Wenger) nie powinien ich zatrzymać na siłę, jednak takie działanie zazwyczaj nie ma sensu. Nudne i wyświechtane powiedzenie - „z niewolnika nie ma pracownika” - pasuje się tu jak ulał.

Poza tym Marc Overmars, Freddie Ljungberg, Robert Pires czy Ashley Cole. Każdy z tych zawodników bądź co miał najlepszego zostawił w Arsenalu, innym zespołom zostawiając jedynie ochłapy swojego talentu, bądź jak Cashley odejść musiał, bo dalszych perspektyw w naszym Klubie po prostu nie miał. Błędów Wengera wciąż nie widać.

Oczywiście w przypadku Fabregasa może być zupełnie inaczej. Piłkarz to nietuzinkowy, więc może jako pierwszy za czasów Wengera zrobi oszałamiającą karierę w życiu poarsenalowym, kolekcjonując trofea i Złote Piłki niczym szarzy zjadacze chleba puszki po piwie. Jednak na razie logika podpowiada żeby zanadto nie panikować i zaufać tym co wiedzą lepiej. Strategia „zakupowa” Boss'a jest specyficzna. Można ją lubić lub nie, choć moim zdaniem w zalewie zadłużających się na potęgę nienasyconych gigantów, zasługuje na duży szacunek. Natomiast co do transferów z klubu chyba nikt nie może mieć większych zastrzeżeń. „Czasowo” są zazwyczaj trafione i jeśli do nich dochodzi wygląda, iż jest to zawsze decyzja dogłębnie przeanalizowana.

Co więc jeśli Cesc odejdzie? Cóż, uznam że widocznie musiał i innego lepszego wyjścia nie było. A patrząc na dość mierne „kariery” jakie porobili nasi byli zawodnicy to raczej On się powinien martwić, a nie my.

Autor tekstu: Krzysztof Kuczewski (mrvertigo)

BarcelonaCesc Fabregas autor: Przemysław Szews źrodło:
Aby dodawać komentarze, musisz być zalogowany. Załóż konto lub zaloguj się w serwisie.
poprzednia12345 następna
aguero10 komentarzy: 861215.01.2011, 22:03

Bardzo szkoda mi było Flaminiego przydałby sie teraz na środek.

poprzednia12345 następna
Następny mecz
Ostatni mecz
Arsenal - Ipswich 27.12.2024 - godzina 21:15
? : ?
Crystal Palace - Arsenal 21.12.2024 - godzina 18:30
:
Tabela ligowa
Tabela strzelcówStrzelcy
DrużynaMWRPPkt
1. Liverpool15113136
2. Chelsea16104234
3. Arsenal1686230
4. Nottingham Forest1684428
5. Manchester City1683527
6. Bournemouth1674525
7. Aston Villa1674525
8. Fulham1666424
9. Brighton1666424
10. Tottenham1672723
11. Brentford1672723
12. Newcastle1665523
13. Manchester United1664622
14. West Ham1654719
15. Crystal Palace1637616
16. Everton1536615
17. Leicester1635814
18. Ipswich1626812
19. Wolves1623119
20. Southampton1612135
ZawodnikBramkiAsysty
Mohamed Salah139
E. Haaland131
C. Palmer116
B. Mbeumo102
C. Wood100
N. Jackson93
Y. Wissa91
Matheus Cunha83
J. Maddison74
A. Isak74
SondaMusisz być zalogowany, aby posiadać dostęp do ankiety.
Publicystyka
Wywiady