Tak tworzyła się historia: Liverpool 0:2 Arsenal
11.10.2013, 05:48, Sebastian Czarnecki 30 komentarzy
Są takie mecze, które na zawsze zmieniają bieg piłkarskiej historii. Do tego zdecydowana większość z nich rozstrzygana była na kilka sekund przed ostatnim gwizdkiem sędziego lub w rzutach karnych. Manchester United ma swoje 2:1 z Bayernem Monachium, Chelsea wygraną po serii jedenastek z tym samym rywalem, Manchester City 3:2 z QPR, Liverpool 3:3 z Milanem i Dudek Dance. A my? My mamy ostatnią kolejkę sezonu 1988/1989, spotkanie na Anfield Road, w którym gol w doliczonym czasie gry zapewnił nam dziewiąty w historii tytuł mistrza Anglii.
26 maja 1989 roku. Ostatnia kolejka English Football League (wtedy o zmianie nazwy Premier League jeszcze nawet nie myślano), drugi w tabeli Arsenal jedzie do Liverpoolu na mecz z mającym trzy punkty przewagi liderem. Zacznijmy od tego, że spotkanie początkowo zaplanowane zostało na 23 kwietnia, ale tydzień wcześniej wydarzyło się Hillsborough – 96 kibiców zostało zmiażdżonych jeszcze przed pierwszym gwizdkiem półfinałowego starcia LFC z Nottingham Forest. Innego sprzyjającego terminu nie znaleziono.
Nie wszystko było jeszcze stracone. Liverpoolowi pozostały dwa mecze, z West Hamem i z nami, oba na Anfield. Kluby znajdowały się blisko siebie w tabeli, toteż arytmetyka związana z tym, kto zwycięży była szczególnie skomplikowana. Bez względu na to, iloma bramkami Liverpool pokona West Ham, Arsenal musiał zdobyć połowę ich sumy. Gdyby Liverpool zwyciężył z West Ham 2:0, musielibyśmy wygrać z nimi 1:0 i tak dalej. Ostatecznie okazało się, że Liverpool zwyciężył 5:1, a zatem musieliśmy wygrać przewagę dwóch bramek. "ZA PÓŹNO NA MODLITWĘ, ARSENAL", głosił nagłówek na ostatniej stronie Daily Mirror.
Nick Hornby, Futbolowa gorączka
Sytuacja nie do pozazdroszczenia. To był ten Liverpool, u samego szczytu swojej chwały. Znakomici piłkarze, dowodzeni z ławki przez wielkiego Kenny'ego Dalglisha. Do tego na Anfield Road, które było wówczas prawdziwą twierdzą, a nie domkiem z kart. Tam się po prostu nie wygrywało, a już na pewnie nie dwoma bramkami i nie w takim meczu. Jakby tego było piłkarze LFC mieli już na koncie jeden sukces – kilka dni wcześniej wygrali 3:1 z Evertonem w finale Pucharu Anglii, więc korzystny wynik z Arsenalem zapewniłby im drugi w historii dublet. Drugi z Dalglishem w roli trenera.
Na temat tego magicznego spotkania przeczytać możecie zarówno we wspomnianej wyżej Futbolowej gorączce, jak i w autobiografii Paula Mersona. W obu książkach poświęcono mu cały rozdział, w którym oczywiście autorzy skupili się nie tylko na tym, co działo się na boisku, ale również na tym, co działo się poza nim, w szatni, na ulicach Londynu i w ich głowach. Obie lektury są znakomitym źródłem wiedzy, więc nie gniewajcie się, ale będą tu cytowane.
Liverpool FC 0:2 (0:0) Arsenal FC
Smith 52', Thomas 90'
Liverpool: Grobbelaar – Ablett, Nicoli, Hansen, Staunton, Houghton, Whelan, McMahon, Barnes, Aldridge, Rush (32' Beardsley)
Arsenal: Lukić, O'Leary, Dixon, Adams, Bould (79' Groves), Winterburn, Thomas, Rocastle, Richardson, Merson (73' Haynes), Smith
– Posłuchajcie tylko, nie próbujcie jak dzikusy strzelić goli w pierwszych dwudziestu minutach – mówił [Georg Graham, ówczesny szkoleniowiec Arsenalu]. – W pierwszej połowie szanujcie i przetrzymujcie piłkę, bo jeśli to oni strzelą pierwsi, będziemy musieli zdobyć na Anfield trzy albo cztery gole, a to jest właściwie nie możliwe. Do przerwy gramy na zero–zero. W drugiej połowie ruszymy na nic i zdobędziemy gola. potem, mniej więcej piętnaście minut przed końcem zrobię zmiany i zmienię też ustawienie. Liverpool zesra się ze strachu, a wy uzyskacie szansę na strzelenie drugiej bramki i ją wykorzystacie. W porządku?
Paul Merson, Jak nie być profesjonalnym piłkarzem
Ten cytat w zupełności wyczerpuje temat, bo na boisku działo się dokładnie to, co sobie Graham zamierzył. Prawie.
Arsenal nie utrzymywał się przy piłce i nie kontrolował gry. Pierwszą część spotkania zdominowali gospodarze, którzy zaganiali naszych zawodników na śmierć. Ogromna przewaga w środku na nic się jednak nie zdała, bo The Reds nie potrafili przebić się przez bezbłędnie grającą defensywę boring boring Arsenal i co chwilę się od niej odbijali. Jak zresztą każdy inny zespół w lidze. Mimo tego bezbramkowy remis w zupełności ich zadowalał – dawał im przecież tytuł, więc nic dziwnego, że to właśnie gospodarze schodzili z boiska uradowani.
Szkocki manager Arsenalu był jednak równie zadowolony, jak piłkarze rywali.
– Doskonała robota chłopaki – powiedział. – Wspaniale, rewelacyjnie. Spisujecie się nadzwyczajnie. Wszystko idzie zgodnie z planem.
Naprawdę nic z tego nie rozumiałem. Przecież George nigdy dotąd, naprawdę nigdy, w połowie meczu nie okazywał zadowolenia. Moglibyśmy prowadzić do przerwy 100:0 z Barceloną, a on zawsze znalazłby powód, żeby się na nas złościć. – Paul Merson
Początek drugiej połowy, 52. minuta. Któryś z naszych zawodników został sfaulowany na 40 metrze, do piłki podszedł Nigel Winterburn, który wrzucił ją w pole karne, a tam dopadł do niej niepilnowany przez nikogo Alan Smith, który zdobył swoją 23 bramkę w tamtym sezonie. Szczerze mówiąc, to nie wiem czy Smith w ogóle piłkę dotknął, ale sam twierdzi, że tak, więc nie mamy najmniejszych powodów, aby mu nie wierzyć. Piłkarze Liverpoolu, jak przewidział GG, zesrali się ze strachu. Miało się to wydarzyć po zmianach, które zaplanował na ostatni kwadrans, ale stało się troszkę wcześniej. Niczym zawodnicy Barcelony, doskoczyli do arbitra, otoczyli go i zaczęli na niego wrzeszczeć – spalony, ręka, cokolwiek, tylko nie gol. Pan David Hutchinson pogadał trochę z bocznym i bez chwili zawahania wskazał na środek boiska. Zrobiło się gorąco.
Chwilę później po podaniu Richardsona Michael Thomas znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem, ale kopnął lekko, po ziemi, prosto w wybiegającego w jego kierunku bramkarza.
K***a, przegraliśmy tytuł – Paul Merson.
Doliczony czas gry, Liverpool gra na czas. Pomocnik do bramkarza, bramkarz do obrońcy, a ten znowu do bramkarza. Grobbelaar wykopuje piłkę daleko do przodu, któryś z rywali wbiega nawet w nasze pole karne, ale na tym się kończy. Lukić do Dixona, ten długa piłka do Smitha, Smith do Thomasa, który mija jednego z obrońców i wbiega w pole karne.
Myślałem: "Przynajmniej pod sam koniec spotkania znaleźliśmy się tak blisko zwycięstwa", choć powinienem chyba myśleć: "Błagam, Michael, błagam, błagam, strzel celnie, daj Boże, żeby trafił". W chwilę później on robił przewrót w przód, ja leżałem na podłodze, a wszyscy w pokoju rzucili się na mnie. Całe osiemnaście lat zapomniane w ciągu jednej sekundy. – Nick Hornby
Thomas lekkim, technicznym strzałem przerzuca piłkę nad kładącym się już bramkarzem. Liverpool próbował w ostatnich sekundach coś jeszcze wskórać, ale chwilę później sędzia zagwizdał po raz ostatni. Piłkarze oszaleli, kibice zwariowali, Czerwoni płakali, Dalglish nie wiedział co się dzieje, a Graham po prostu stał, wyraźnie zadowolony z siebie. On chyba cały czas doskonale wiedział, że ten plan, który obmyślił sobie jeszcze przed mecze, po prostu musi się sprawdzić.
--
Artykuł autorstwa Mateusza Marchewki pochodzi z partnerskiego serwisu Highbury.pl
źrodło:Drużyna | M | W | R | P | Pkt |
---|---|---|---|---|---|
1. Liverpool | 11 | 9 | 1 | 1 | 28 |
2. Manchester City | 11 | 7 | 2 | 2 | 23 |
3. Chelsea | 11 | 5 | 4 | 2 | 19 |
4. Arsenal | 11 | 5 | 4 | 2 | 19 |
5. Nottingham Forest | 11 | 5 | 4 | 2 | 19 |
6. Brighton | 11 | 5 | 4 | 2 | 19 |
7. Fulham | 11 | 5 | 3 | 3 | 18 |
8. Newcastle | 11 | 5 | 3 | 3 | 18 |
9. Aston Villa | 11 | 5 | 3 | 3 | 18 |
10. Tottenham | 11 | 5 | 1 | 5 | 16 |
11. Brentford | 11 | 5 | 1 | 5 | 16 |
12. Bournemouth | 11 | 4 | 3 | 4 | 15 |
13. Manchester United | 11 | 4 | 3 | 4 | 15 |
14. West Ham | 11 | 3 | 3 | 5 | 12 |
15. Leicester | 11 | 2 | 4 | 5 | 10 |
16. Everton | 11 | 2 | 4 | 5 | 10 |
17. Ipswich | 11 | 1 | 5 | 5 | 8 |
18. Crystal Palace | 11 | 1 | 4 | 6 | 7 |
19. Wolves | 11 | 1 | 3 | 7 | 6 |
20. Southampton | 11 | 1 | 1 | 9 | 4 |
Zawodnik | Bramki | Asysty |
---|---|---|
E. Haaland | 12 | 0 |
Mohamed Salah | 8 | 6 |
B. Mbeumo | 8 | 1 |
C. Wood | 8 | 0 |
C. Palmer | 7 | 5 |
Y. Wissa | 7 | 1 |
N. Jackson | 6 | 3 |
D. Welbeck | 6 | 2 |
L. Delap | 6 | 1 |
O. Watkins | 5 | 2 |
- A wszystko to przez Havertza...
- 19.02.2024 30 komentarzy
- Red Dead Redemption
- 17.07.2023 12 komentarzy
- Zagadnienia taktyczne: Tequila
- 25.09.2022 15 komentarzy
- Zagadnienia Taktyczne: Idealny początek
- 19.08.2022 16 komentarzy
- Zagadnienia taktyczne: Podsumowanie sezonu 21/22 cz.3 - Widoki na przyszłość
- 05.07.2022 27 komentarzy
- pokaż całą publicystykę
- Wywiad z Emilem Smith-Rowem: Jego inspiracje na boisku i poza nim
- 05.09.2022 10 komentarzy
- Pot, cierpienie i egoizm
- 11.11.2021 8 komentarzy
- Wywiad z Przemkiem Rudzkim
- 08.10.2021 16 komentarzy
- Historia Jacka Wilshere'a
- 27.08.2021 35 komentarzy
- Obszerny wywiad z Xhaką dla The Guardian
- 07.02.2021 21 komentarzy
- pokaż wszystkie wywiady
Bardzo dobry tekst.
Oby wiecej takich historczynych artów.
Co do Paula to polecam jego ksiazke, jest na prawde świetna.
Nigdy tego nie widzialem, ale mysle ze to najpiekniejszy dzien jaki moglbym sobie wymarzyc w historii Arsenalu....
Ale dramaturgia, większa nawet niż w obecnych meczach Arsenalu xd
Jak się to czyta to aż ciarki przechodzą...
Piękna sprawa :)
super mecz arsenalu
pamietam miałem rok:)
piękna historia ;)
mam ten mecz caly na kompie :D obejrzalem go kilka razy, rzadko zdarza sie w futbolu by ostatni mecz w lidze decydowal o tytule, tym bardziej mecz bezposredni miedzy dwoma pretendentami do majstra, 2 sezony temu rownoczesne mecze utd i city a szcezgolnie koncowka city z QPR tez dostarczyly ogromna dawke emocji ale Arsenal to Arsenal! :D trzymam kciuki za ten sezon, oby bylo co swietowac!
Mialem wtedy 3 lata :D
No historia elegancka i jak sie czyta cos takiego, to panuje uczucie dumy, mimo ze to bylo tak dawno i sie o tym nie wiedzialo :)
Ja kibicuje Arsenalowi od 7 lat i nie kojarze zadnego trofeum, dlatego mistrzostwo Anglii kiedy w koncu nadejdzie bedzie mi smakowało niczym najlepsze danie :)
Ar-senal! Ar-senal! Arsenal!! :)
Chyba jestem sezonowcem bo zupelnie nie pamietam i nie znam tamtych czasow.
Była tez kiedys niesamowita ostatnia kolejka w hiszpanii i o ile dobrze pamietam Deportivo przegrało mistrza przez niestrzelonego karnego,coś takiego...
@pawelek1991a
A to kiedyś oglądałem, ale z napisami, mi chodziło o jakiś typowo sportowy. Ten był ciekawy, ale jak dla mnie nie był tak dobrze zrobiony jak te z koszykówką.
To coś wspaniałego, udało się wtedy Arsenalowi zatrzymać Liverpool w ich renesansie. To wydarzenie na pewno miało spory wpływ na późniejsze losy naszego klubu ;)
Nie miałbym nic przeciwko temu, aby się ta historia ponownie spełniła:)
W cholyłud takie historie są określane mianem banału, sztampy. Zabawne, że niedzielne filmy o podobnej fabule to tylko psie kupy, a tutaj to stało się naprawdę. W ogóle futbol jest tak piękny, że nie ma słów by to opisać. Tyle historii, tyle scenariuszy które nikomu by nie przyszły do głowy.
Nawet finał pucharu ligi, gdzie Arsenal sensacyjnie przegrał z Birmingham był pewnie dla kibiców tych drugich niesamowitym przeżyciem.
@zejaz, @pawelek1991a
Tylko że "Fever pich" jest komedią romantyczną i Arsenal jest tam tylko tłem (choć bardzo istotnym) ;P Niemniej polecam ten film każdemu kibicowi Arsenalu (sceny z meczu na Anfield są po prostu świetne plus głownapostać grac Colin Firth).
@zejaz
Film juz zostal nakrecony, wystarczy troche poszperac w necie. Nazywa sie 'Futbolowa Goraczka'
Jeśli chodzi o City vs QPR, to szkoda, że w trakcie sezonu na OT MU nie przegrało 2:1 zamiast 6:1. Wtedy po 3:2 dla City z QPR byłby specjalny dodatkowy mecz o mistrza Anglii między zespołami z Manchesteru. To byłaby ciekawa dogrywka po owym sezonie :)
Piękna historia, ja się pytam czemu jeszcze nie nakręcili o tym filmu?? Oglądałem już tyle filmów jak to w koszykówce trafia gościu za 3 w ostatniej sekundzie i wygrywają mistrzstwo, ale o piłce nic podobnego nie widziałem. A przecież mają prawie gotowy scenariusz.
Z pewnością jest to najbardziej niesamowite spotkanie w historii ligii angielskiej biorąc pod uwagę okoliczności - ostatnia kolejka z 42! i bezpośredni pojedynek dwóch pretendentów do tego faworyt i lider gra u siebie,a decydująca bramka pada jak w kinie w ostatnich sek. Można śmiało powidzieć więcej - nawet w innych silnych ligach nie było w ostatniej kolejce tak dramatycznego meczu dlatego nic dziwnego,że od tego czasu zacząłem poważniej interesować się Arsenalem chociaż wciąż jeszcze w moim kibicowaniu dominował rodzimy zespół Bałtyk Gdynia -jednak po zdobyciu dubletu [pucharów oba finały z Sheff. Wed.] i kolejnym niesamowitym finale [PZP]z Parmą[która wtedy miała super pakę] i bramce Smitha zakochałem się bez pamięci w tym zespole w jego cudownych strojach w niesamowitym choć niedużym Highbury,a potem były mecze z Sampdorią;dramat z Saragossą i era Wengera,dwa dublety kilka pucharów oraz sporo świetnych graczy.I chociaż doskonale pamiętam wiele triumfów choćby - tzw. zaklepanie mistrzostwa na OT czy WHL to jednak nic nie może równać się z meczem na Anfield.Hitchcock by tego lepiej nie wymyślił.
Moim zdaniem nasz wyczyn jest jeszcze bardziej niesamowity od tego co zrobiło City. My graliśmy bezpośredni mecz o mistrzostwo. W porównaniu do City, które było murowanym faworytem i same sobie zgotowało taki thriller, my byliśmy skazywani na klęskę. Wyjazd, świetna gra Live u siebie i te serie. Być w takim momencie na stadionie, to po prostu magia.
Dobrze, że mamy coś takiego w swojej historii, bo to jest właśnie piękno futbolu.
W ostatnim meczu tamtego byla podobna bitwa o top 4...
"Liverpool zesra się ze strachu" :D I te słowa się sprawdziły
To było coś niesamowitego. Ta bramka Thomasa to jeden z najważniejszych goli w historii Arsenalu.
Ale trzeba przyznać, że to co zrobiło City z QPR w sezonie 2011/2012 może się równać z naszym wyczynem :P
Chciałbym zobaczyć coś podobnego w najbliższej przyszłości ;)
MO11
trzy kolejki przed końcem mieliśmy przewage chyba 3 punktów, przegraliśmy z wimbledonem i kimś jeszcze słabym, więc to liverpool wykorzystał nasze błędy, ale całe szczęście arsenal pokazał na anfield co trzeba i mistrz w londynie
adrian,
caly sezon musieli na to pracowac, ale chwila nieuwagi liverpoolu i my wygralismy ;)
Piękna historia ;)