The Gunners ponownie z dubletem: Puchar Anglii i Puchar Ligi
George Graham w 1993 roku poprowadził swój zespół do bezprecedensowego w skali ligi angielskiej dubletu - pary krajowych pucharów. To wszystko dzięki cichym bohaterom, których bukmacherzy nie typowali raczej przy swoich strzeleckich rubrykach.
Bramka Stephena Morrowa w finale Coca Cola Cup przeciwko Sheffield Wednesday przesądziła o ostatecznym zwycięstwie Kanonierów 2-1 (wcześniej do siatki trafiali Harkes i Merson). Arsenal w tamtym sezonie chciał jednak czegoś więcej. Andy Linighan został bohaterem na Wembley, kiedy w doliczonym czasie gry finału Pucharu Anglii dobił... Sheffield Wednesday.
Dla Morrowa ten finał okazał się jednocześnie szczęśliwy i pechowy. Gdy tylko rozbrzmiał końcowy gwizdek sędziego, Tony Adams podbiegł do swojego kolegi, by unieść go na rękach w geście triumfu. Niestety niefortunnie opuścił go na murawę, a ten złamał ramię. Morrow został zniesiony na noszach, a swój medal otrzymał dopiero podczas fety po Pucharze Anglii.
Swoją chwilę chwały w tym sezonie miał również Linighan - choć na jego decydujące trafienie fani zgromadzeni na stadionie i przed telewizorami musieli czekać ponad dwie godziny.
Arsenal w drodze do finału Pucharu Anglii pokonał Yeovil, Leeds, Nottingham Forest, Ipswich i Tottenham. W starciu na Wembley prowadzenie dał Kanonierom niezawodny Ian Wright. W 61. minucie odpowiedział jednak Hirst, a kolejne minuty nie przyniosły rozstrzygnięcia.
Dogrywka również zdawała się nie wyłonić zwycięzcy, a najdłuższy finał Pucharu Anglii i pierwszy, w którym zadecydują rzuty karne był coraz bardziej realny. Wówczas z pomocą przyszedł obrońca Kanonierów Linighan. Warto dodać, że piłkarz grał ze złamanym nosem po niebezpiecznym starciu z Markiem Brightem. Jego bramka ze 119. minuty była najcenniejszą spośród ośmiu trafień, które zdobył w 156 występach z armatką na piersi.
To był wyjątkowy finał z kilku względów. Przyciągnął największą rzeszę kibiców w tamtym okresie (62,262) na Wembley, został opóźniony o pół godziny z powodu wypadku na pobliskiej drodze (po raz pierwszy w historii), a David O'Leary - który w gablotce z klubowymi rekordami jest ujęty na wielu listach - rozegrał swój ostatni mecz dla klubu. Alan Smith również zapamięta ten szczególny mecz - otrzymał w nim bowiem jedyną żółtą kartę w całej karierze.