Bolesne wspomnienia..
26.01.2011, 16:32, Radosław Przybysz 214 komentarzy
Zima w pełni. Po ostatnich ociepleniach myślałem, że śnieg już nie wróci, ale gdzie tam. Za oknem szaro, brzydko i zimno. A wiadomo jak taka aura człowieka nastraja. Podporządkowałem się więc nastrojowi i ni stąd ni zowąd zacząłem sobie przypominać najgorsze porażki Arsenalu, jakie moja wątła pamięć zdołała pomieścić.
Mógłbym zrobić z tego niezłe zestawienie, na palcach obu rąk nie zliczę nocy spędzonych na rozmyślaniu czemu stało się tak, a nie inaczej, a kufli piwa wypitych ze smutku nie policzyłbym i mając górnych członków ze dwadzieścia. Wszystko to z rozpaczy i niedowierzania po niektórych „wyczynach” moich pupili. Po meczach, których teoretycznie nie można było nie wygrać, po pięknych bataliach, które nic nie dawały, wreszcie po sromotnych upokorzeniach z odwiecznymi rywalami.
Ostatnim takim meczem były chyba derby północnego Londynu, kiedy z 2:0 udało się dociągnąć kogucikom na 2:2. Bolało. Ale gorsze były chyba te wcześniejsze (przepraszam za te uogólnienia jeśli chodzi o czas – nie mam pamięci do dat) – z pięknym golem za kołnierz Almunii autorstwa żółtodzioba Danny’ego Rose’a. Też bolało. Jak cholera.
Porażki dwa sezony temu z West Hamem albo The Villans po meczach, w których Arsenal oddawał dwadzieścia celnych strzałów, a rywale jeden, no może dwa. Porażki ze Stoke po autach wykonywanych przez Delapa. Każdy wiedział, że to groźne, ale nikomu z tego bramki nie strzelili. Arsenalowi chyba nawet dwie. To już nie bolało. To niemiłosiernie wkurzało.
Czemu my, a nie Chelsea, Manchester albo ktokolwiek inny?! Te klęski jednak dawało się zapomnieć w natłoku ligowych spotkań, za to mecze w Lidze Mistrzów to inna bajka. Te są jak stara rana, która jakoś nie chce się zagoić.
Nie będę już wspominał finału PZP z Saragossą, który z racji wieku ledwo pamiętam, ale zostawił na jakiś czas trwały znak w stanie moich paznokci, ani przegranej w 2007 roku w 1/8 finału ze skazywanym na porażkę PSV. Brazylijczyk Alex do dzisiaj lubi maltretować Kanonierów.
Za to czasem budzę się zlany potem w środku nocy mając koszmary o dwóch ćwierćfinałowych pojedynkach w LM. Pierwszy to mecz z Liverpoolem w 2008 roku. To był jeden z moich najgorszych wieczorów spędzonych z logiem piłki sklejonej z gwiazdek. Piękna szarża Walcotta i gol Adebayora – ekstaza, radość i obrazek uspokajającego graczy Wengera, a po minucie naiwność przygłupiego sędziego ze Szwecji, spryt bodajże Babela i już nas w tej pięknej Lidze nie było.
Drugi ćwierćfinał to poprzedni sezon. Znowu syzyfowe prace Walcotta, znowu wielka radość po odrobieniu dwóch bramek na Emirates i jeszcze większa po golu Bendtnera na Camp Nou, a już po paru minutach rozczarowanie i rezygnacja. Messi nas skarcił. Po raz kolejny za wysokie progi na kanonierskie nogi.
Wszystkie te mniejsze lub większe porażki to pikuś przy meczu, o którym chciałbym dzisiaj nieco więcej powspominać, choć nadal nie mogę go odżałować i wspomnienia te bolą mnie strasznie. Co to za spotkanie? Mała podpowiedź: myślę, ze gdybyśmy grali w jedenastu, a w bramce nadal byłby Lehmann, a nie Almunia, to nie Blaugrana podniosłaby puchar. No, pewnie, że już wiecie.
Bo właśnie tak uważam. Oprócz zmarnowanych fantastycznych okazji Henry’ego z początku meczu, to właśnie gra przez 80 minut w dziesiątkę była według mnie powodem porażki. Zresztą sędzia Terje Hauge sam po meczu przyznał, że pospieszył się z tą czerwienią dla Niemca, że, jak to mówią Anglicy, zabił mecz tą decyzją.
A jednak niedługo potem okazało się, że wcale nie zabił. Równie wątpliwy rzut wolny dla The Gunners, dośrodkowanie Henry’ego i niebo. Po prostu niebo. Jeszcze nigdy wcześniej nie byłem w takim stanie (wtedy jeszcze nie poznałem smaku pięknej kobiety ;]). Przez następny tydzień kuracja na gardło i pretensje sąsiadki czemu tak waliłem w ściany.
Chyba wszyscy pamiętamy to jak na umięśnionym ciele Campbella układała się ta żółto-czarna koszulka. Swoją drogą ten zestaw kolorów zawsze będzie kojarzył mi się z tym pięknym sezonem pełnym zaskakujących i przepięknych zwycięstw dzieciaków Wengera.
Nirwana trwała do 76 minuty, do bramki Eto’o. Później była nerwowość. A po golu Belletiego rezygnacja i smutek. Zwykły smutek. Nigdy wcześniej ani później nie odczuwałem czegoś takiego po porażce mojego ukochanego zespołu. Bywała już wściekłość, i to nie raz, było zażenowanie, była straszna irytacja, czasem pojawiała się też obojętność, ale nigdy taki smutek. Może bluźnię, ale czułem się jakbym stracił kogoś bliskiego.
Minęło 5 lat, a czuję to trochę do dzisiaj. Ten puchar był nasz. Po prostu należał się Arsenalowi. Za gola Henry’ego z Realem, za rewanż na Highbury – najpiękniejszy bezbramkowy remis jaki znam, za upokorzenie Starej Damy i Vieiry przez Cesca, za karnego w ostatniej minucie z Villareal, wybronionego przez ekscentrycznego Jensa, za fantastyczną linię obrony Flamini-Senderos-Toure-Eboue, na którą nikt nie postawiłby załamanego pensa, a ona powstrzymywała najlepszych napastników Europy, nawet za wiewiórkę na Highbury.
Należał się Henry’emu, należał się Wegnerowi, należał się Campbellowi, należał się Piresowi (jak ja wtedy żałowałem, że on musi zejść), należał się wreszcie wielkiemu Bergkampowi.
Ci wszyscy katalońscy magicy futbolu, te dzieci szczęścia z La Masii, które przez 80 minut meczu nie mogły znaleźć sposobu na skromny Arsenal miały jeszcze czas. Mogły sobie tę Ligę Mistrzów zdobyć za rok, za dwa, za trzy. I zdobyły. I pewnie będą dalej zdobywać. Czy my ją kiedyś zdobędziemy jakoś ciężej mi prorokować.
Trochę poszedłem z tym tekstem w patetyczną nutę, ale to przez emocje, które mną targają, gdy wspominam ten wieczór na Stade de France (dla mnie osobiście na kanapie z pizzą). Nie umiem inaczej mówić czy pisać o tym meczu. Żałuję strasznie, że ta fantastyczna grupa piłkarzy, która w tamtym sezonie osiągnęła tak wiele już nigdy razem nie zagra. Że nie zobaczę Thierry’ego wznoszącego Puchar Europy, nie zobaczę Piresa grającego ten mecz do końca, nie zobaczę Lehmanna broniącego sam na sam z Giulym i nie zobaczę drugi raz Campbella krzyczącego z radości w strugach deszczu z tą piękną żółto-czarną koszulką na piersi…
źrodło:
Drużyna | M | W | R | P | Pkt |
---|---|---|---|---|---|
1. Liverpool | 16 | 12 | 3 | 1 | 39 |
2. Chelsea | 17 | 10 | 5 | 2 | 35 |
3. Arsenal | 17 | 9 | 6 | 2 | 33 |
4. Nottingham Forest | 17 | 9 | 4 | 4 | 31 |
5. Bournemouth | 17 | 8 | 4 | 5 | 28 |
6. Aston Villa | 17 | 8 | 4 | 5 | 28 |
7. Manchester City | 17 | 8 | 3 | 6 | 27 |
8. Newcastle | 17 | 7 | 5 | 5 | 26 |
9. Fulham | 17 | 6 | 7 | 4 | 25 |
10. Brighton | 17 | 6 | 7 | 4 | 25 |
11. Tottenham | 17 | 7 | 2 | 8 | 23 |
12. Brentford | 17 | 7 | 2 | 8 | 23 |
13. Manchester United | 17 | 6 | 4 | 7 | 22 |
14. West Ham | 17 | 5 | 5 | 7 | 20 |
15. Everton | 16 | 3 | 7 | 6 | 16 |
16. Crystal Palace | 17 | 3 | 7 | 7 | 16 |
17. Leicester | 17 | 3 | 5 | 9 | 14 |
18. Wolves | 17 | 3 | 3 | 11 | 12 |
19. Ipswich | 17 | 2 | 6 | 9 | 12 |
20. Southampton | 17 | 1 | 3 | 13 | 6 |
Zawodnik | Bramki | Asysty |
---|---|---|
Mohamed Salah | 13 | 9 |
E. Haaland | 13 | 1 |
C. Palmer | 11 | 6 |
B. Mbeumo | 10 | 2 |
C. Wood | 10 | 0 |
N. Jackson | 9 | 3 |
Y. Wissa | 9 | 1 |
Matheus Cunha | 8 | 3 |
J. Maddison | 7 | 4 |
A. Isak | 7 | 4 |
- A wszystko to przez Havertza...
- 19.02.2024 30 komentarzy
- Red Dead Redemption
- 17.07.2023 12 komentarzy
- Zagadnienia taktyczne: Tequila
- 25.09.2022 15 komentarzy
- Zagadnienia Taktyczne: Idealny początek
- 19.08.2022 16 komentarzy
- Zagadnienia taktyczne: Podsumowanie sezonu 21/22 cz.3 - Widoki na przyszłość
- 05.07.2022 27 komentarzy
- pokaż całą publicystykę
- Wywiad z Emilem Smith-Rowem: Jego inspiracje na boisku i poza nim
- 05.09.2022 10 komentarzy
- Pot, cierpienie i egoizm
- 11.11.2021 8 komentarzy
- Wywiad z Przemkiem Rudzkim
- 08.10.2021 16 komentarzy
- Historia Jacka Wilshere'a
- 27.08.2021 35 komentarzy
- Obszerny wywiad z Xhaką dla The Guardian
- 07.02.2021 21 komentarzy
- pokaż wszystkie wywiady
O kurde, to nie ten temat :P
Wiecie dlaczego wole Birmingham? Bo oni na wyjazdach bardzo słabo graja a tutaj Finał na Wembley :) A tak na powaznie jakos bardziej mi leza niz WHU
No to raczej Arsneal - birmingham jest 3-1 z whu
Smutny tekst, ale bardzo mi się podoba :)
Ze patetyczne?...nie szkodzi...znaczy ze pisał Człowiek,ktory czuje...Mam nadzieje,ze po tym sezonie zle sny ustąpią...nie tylko Twoje:)
Fajny tekst, tez pamietam doskonale ten mecz, spac nie moglem nie wiem ile... Potem pamietam to cos ten styl ktory ulecial z kanonierow. Pamietam placz po przejsciu henka do barcy. Płakalem i płakalem tekst to chyba z 5 razy przeczytalem bo wierzyc nie moglem. Aż wkońcu nastepca titiego, ktorego juz pokochalem, piekna gra Arsenalu za sprawa cesca diabiego Rvp i wielu innych. Teraz jest czas ktory kocham, klepiemu rowniutko wszystkich jak leci. mimo ze mam mature i nisiaj spedzilem mala godzinke na dywaniku u drektora jest fajnie, bo czuje i widze co sie dzieje- jest dobrze- wygramy cc LM i lige, dostane sie na polibude i zrobie cos jeszcze a rok 2011 zapamietam hmmm do konca zycia + 1 dzien.
Odczucia miałem dokładnie te same (Jednak dla mnie to nadal jedyne niebo :P) Gol Campbella, stłuczony żyrandol, guz, ślizg na kolanach przez przedpokój i słodki głos mamy "CZY CIEBIE JUŻ DO RESZTY PORĄBAŁO?!" a o odejściu kogoś bliskiego to nie bluzga, to naprawdę był płacz (w moim przypadku do 3 w nocy)... Najlepszy art. i wywierający chyba najwięcej emocji. Świetna robota, a nie które myśli mógłbym z zamkniętymi oczyma powtórzyć słowo w słowo teraz pozostaje nadzieja na pobudkę i ten gest triumfu z pucharem w ręce, zza całej tej mgły spekulacji niedowiarków. ;)
wspaniały artykuł;p a pamiętacie finał pucharu uefa z Galatasaray?? wtedy mimo iż przegraliśmy to właśnie od tego meczu zaczołem sie interesować Arsenalem a za pare miesięcy zaczołem im kibicować i trwa to do dziś heh zawsze jak jest mecz w sobote albo niedziele i chodze smutny to nawet mama wie że Arsenal przegrał;p
PatrolFr--->No to nie jesteście sami:DJa też po tym finale zacząłem się interesować Arsenalem, a potem i kochać. I masz racje, jak wpadniesz w te sidła to już się nie wyrwiesz:D
PS. Nie rzycia tylko Życia:D
Noo szkoda że nie ma już Bergkampa, Henry i Pires:/ to byli piłkarze! Ale teraz jest Nasri, RvP, Fabs i Vermaelen:)A wkrótce to filarami całej drużyny będą Ramsey, Wilshere, Walcott, Afobe, Miyaichi i Wellinghton:D
Sprawdziłem. Sezon 2006/07 na Emirates. Miałem ten mecz ciagle przed oczami ;)
@BOSS89
Już tłumaczyłem, że mam słabą pamięc do dat, dokładnych wyników, etc.
Nie należę też (niestety) do ludzi na tyle skrupulatnych by siedziec teraz i szukac tego wyniku, ale jak dziś pamiętam mecz, w którym oddaliśmy ze 25 strzałów na bramkę Młotów (swój dzień miał wtedy Green), a Tevez strzelił nam bramkę i polegliśmy 0:1, przy jednym celnym strzale rywali.
Na pewno nie było to dwa sezony temu, to taka metafora, coś jak "sto razy już to widziałem", ale źle umiejscowiona, przyznaję ;)
I dzięki za dokładnosc z jaką czytacie teksty.
hehe to ja widze ze tak jak kolega fabregas1987 na dobre zaczałem interesować sie Arsenalem - po tym właśnie pamiętnym finale. Na początku było zainteresowanie, potem ciekawość - co oni mogą pokazać, następnie sympatia oraz emocje przy meczach Arsenalu, aż do miłości a co za tym idzie uzależnienia, a każdy kto w takie cos wpadnie, już się z tego nie wywinie i do końca rzycia będzie przeżywał każdy mecz swojego ukochanego klubu.
Ajć! Boli :( Było o tym przypominać ? Ja oglądając ten pamiętny finał byłem lekko podniecony, że dotarliśmy, aż tak daleko ale chciałem właśnie zobaczyć moich pupili wznoszących puchar... Cóż, nie dane nam to było. Może wkrótce ? Oby.. :) Nigdy nie straciłem wiary w sukces tego niewątpliwie wielkiego klubu. Zawsze będę z Kanonierami, aż do czasu gdy nadejdzie koniec mojego żywotu na ten wspaniałej planecie, którą zwą Ziemia :D
porazka 2-3 z kurczakami:(((
jakbyśmy wtedy grali 11 na 11 z Lehmannem grającym wtedy chyba najlepszy sezon w karierze to mogło być pięknie. Nie pozostaje wierzyć, że to jest ten sezon!xD
Zawsze gdy oglądam skrót meczu finału Lm to łezka kręci się w oku...
Tak jest i teraz czytając ten tekst płakać się chce....
Ale cóz jest ten sezon...
fabregas1987 mam tak samo jak ty ; )
taak, pamoietny finał, musze przyznac, ze od tamtego meczu zaczalem sie powaznie interesowac tym klubem, mimo, ze to Barca wznosila puchar to jakos poczulem, ze AFC to jest ten klub, ten jedyny ...
Arsenal jest specyficznym klubem, klubem, ktory moze zagrac wiele wspanialych spotkan zeby przegrac na wlasnym obiekcie z beniaminkiem (WBA czy N'castle), z odwiecznym rywalem - Spurs :(:(
ale jak to sie mowi "Z klubem jest sie na dobre i na zle" i to mnie ce****e ...
Bardzo dobry tekst, uderzający w patetyczną nutę, ale pomimo tego taki autentyczny, przywołujący wspomnienia.
Jednakże w tej beczce miodu można uświadczyć również łyżkę dziegciu, a więc przechodząc do sedna sprawy, autor pisze następująco:
"Porażki dwa sezony temu z West Hamem..."
Przypomniałem sobie w pamięci wszystkie ostatnie starcia z "The Hammers" i nijak nie mogę uświadczyć tej porażki z West Hamem sprzed dwóch sezonów.
Wyniki meczów z West Hamem z ostatnich sezonów prezentują się następująco (rezultaty napisane z perspektywy Arsenalu, najpierw podane wyniki meczów na Emirates):
sezon 2010/2011 (obecny)- 1:0 i 3:0
sezon 2009/2010- 2:0 i 2:2
sezon 2008/2009- 0:0 i 2:0
sezon 2007/2008- 2:0 i 1:0
Tak więc, gdzie jest ta porażka sprzed dwóch sezonów?
Z "Młotami" ostatnimi czasy grało się nam wyjątkowo dobrze (niewiele jest drużyn w lidze, z którymi nie przegraliśmy w ostatnich czterech sezonach) i wolę abyśmy to właśnie z nimi zmierzyli się w finale Carling Cup.
michalpol.blox.pl/2011/01/Przypadek.html
Oglądać! Wspaniały filmik :)
Czytając Twój tekst, panie Radosławie,
bolało mnie znowu.
Mimo że w każdym następnym sezonie
było sporo dobrych meczów, do dziś
nie jesteśmy tak silni, jak w tamtym
finale. Ale co tam! Do końca świata
nadrobimy.
Też pamiętam ten mecz najlepiej ze wszystkich meczów Arsenalu. To był ostatni dobry rok dla Arsenalu, po tym sezonie zaczęły się 4 jałowe lata.
Ten sezon może być inny, a jeśli nie ten to na pewno następny. Mamy nową generacje piłkarzy i oni w końcu muszą wygrać ligę lub ligę mistrzów.
Arsenal i tak nieźle sobie poradził w tym finale z 2006 grając 5 kwadransów w osłabieniu. Gol Campbella to było coś niesamowitego, ale niestety Barcelona musiała wszystko pokrzyżować i zdobyć 2 bramki. Szkoda tych strzałów Henry'ego, które Valdes często wybraniał fartem.
Życie nie zawsze jest sprawiedliwe ;]
Miałem identyczne odczucia po tym meczu, świetny tekst.
Myśle, że wtedy i obawiam się, że troche dzisiaj brakowało nam i brakuje w zespole takich kilerów
graczy, którzy zawsze gdzieś wbiją tą piłke do bramki, takich jak kiedyś miał manchester (van nisteerloy) i ma obecne (chichirato)
Boje się, że to w ostatecznym rozrachunku decyduje o sukcesie drużyny..
Mam nadzieje, że ten sezon pokaże mi, że tak nie jest i wygra wreszcie prawdziwy futbol - że wreszcie wygra Arsenal
Ja osobiscie wsztrzymałbym sie z tym tekstem na kilka dni, jeszcze wczoraj wywalczyliśmy awans do finału Curling Cup a tu taki stonowany tekst i same negatywne myśli, ale mimo wszystko to gratulacje dla autora za tekst i ogólnie podoba mi się ten pomysł z tymi częstymi felietonami
Również bardzo dobrze pamiętam tamten mecz gdy sekundy mijały w nieskończoność.Zszedł z boiska Fabregas chwilę potem rezerwowy Larsson odmienił grę Barcelony + ta bramka Eto'o ze spalonego.To właśnie od sezonu 2005/2006 zacząłem kibicować the gunners.
Ten tekst mnie nakłania aby znowu obejrzeć ten smutny finał. Ale nie mogę się poddać! Nie chcę widzieć tej niewykorzystanej szansy Henry'ego z 2 czy 3 minuty. Tej ciszy po kartce dla Lehmanna i pretensji, że mógł być gol i żółta kartka. A potem ta radość, ekstaza po bramce Campbella, a w drugiej połowie kolejna niewykorzystana sytuacja Henry'ego, kiedy szedł sam na sam z Valdesem. I w końcu bezradność po golu Eto'o i golu wpuszczonym między nogami po strzale Belletiego. A wszystko zmieniło wejście Larssona, którego tak szanuję, a jednocześnie nienawidzę po tamtym wieczorze. I mimo, że tamtą Barcelonę z Ronaldinho w składzie bardzo lubiłem za tą magię Brazylijczyka, to tamten wieczór jest nie do wymazania z pamięci. Ehh....
Dobry tekst! Brawa dla autora!
wieczór finału LM 2006 tez nie byl dla mnie zbyt przyjemny. cieszylem sie dlugo jednak od 81 minuty zamilkłem i nic juz do konca tego dnia nie powiedziałem...
nigdy tak nie mialem przy okazji meczu Arsenalu pozniej...
Fajny tekst.
"Zresztą sędzia Terje Hauge sam po meczu przyznał, że pospieszył się z tą czerwienią dla Niemca, że, jak to mówią Anglicy, zabił mecz tą decyzją."
Niby tak, ale wtedy już w 16 minucie byłoby 1:0 dla Barcy. Nie wiadomo jakby się gra potoczyłą ;P
to troche wstyd ze majac tak fenomenalny sklad pare lat temu nie potrafilismy wygrac Ligi mistrzow , mielismy takie gwiazdy w zespole, takie indywidualnosci, tak silni bylismy w druzynie, mielismy dobre wszystkie formacje, mielismy druzyne bez podzialow, z kilkoma liderami, ograny sklad ktory juz odnosil sukcesy, wielkiego managera
Jeden z lepszych tekstów ... nie najlepszy tekst od dawna jaki tu czytam a już tak krótko nie jestem (tylko mało pisze ) . Pamiętam to do dziś i dalej czuję to samo , moim jednym z wielu marzeń jest to aby Arsenal wygrał w końcu pierwszy tytuł ligi mistrzów. Gdy Campbell strzelił gola tak szalałem z radości że goniłem po domu jak debil wskoczyłem na łóżko , na którym leżała malutka siostra , jakimś cudem ją ominąłem . Jak barca wyrównała a pożnij strzeliła zwycięską bramkę i skończył się mecz to pamiętam że płakałem szkoda że na tę chwilę nie możemy przeżyć tego samego co wtedy . Bo to nie jest już ten Arsenal co kiedyś . Ale jak ktoś mądry powiedział "Nadzieja umiera ostatnia" pozostaje nam już mieć nadzieję że nasi pupile powtórzą a nawet pobiją ten wynik w niedalekiej przyszłości .
To był pierwszy sezon na dobre z Arsenalem, wcześniej również trzymałam za nich kciuki ale to było takie dziecinne i jeszcze niedojrzałe. Moja miłość do Arsenalu zrodziła się z tych wspaniałych chwil z walk przeciwko Realowi czy Juve ale myślę, że dopiero przegrany finał sprawił, że już nie było odwrotu przed moim losem kibica "młodych strzelb" jak to wtedy mówiono na naszych graczy.
Czasem prześladują mnie te bolesne porażki, wiem jaką część mojego życia zmieniły na gorszą(po tej sprawie z Liverpoolem przez dłuższy czas nie cieszyło mnie już oglądanie i słuchanie o piłce). Nie cofniemy czasu, dziś trzymam kciuki za każde kolejne spotkanie i naprawdę doceniam to, że nie walczymy o pierwszą 4 tylko o majstra... niektórzy nie potrafią tego docenić, może dlatego, że nie pamiętają gorszych czasów.
żałuję, że urodziłem się o te kilka lat za późno :(
Wygrajcie nam w tym sezonie LM lub PL to będziemy wniebowzięci, wówczas zgodziłbym się nawet na odejście Fabregasa.
Aż mi się łezka zakręciła... Piękny tekst, ach te wspomnienia... Już nawet nie chodzi o czerwo dla Jensa, bo to można przeboleć. Ale o kanał Almuni, o niepilnowanie przez niego krótkiego słupka! Tego nadal nie mogę przeboleć :/ Ach ta ekipa... Ashley, Sol, Titi, Robert, Dennis, Jens! Kolo, Freddie, Gilberto.... Cesc, a nawet Senderos i wielu, wielu innych
Sczerze fajny teskt a szczególnie o finale z barca
Piękny tekst, bardzo mi się podoba. Mi również ten finał był wtedy obojętny, ale serce mi ściska, gdy pomyślę, że Henry, Bergkamp i Ci wszyscy inni już nigdy nie wzniosą Pucharu Europy. Rzeczywiście aura pogodowa nastraja do takich rozmyślań, ale życie toczy się dalej i trzeba je brać takim jakie jest. Chciałbym zobaczyć kiedyś Robina z tym trofeum, jednak wątpliwe jest czy ktokolwiek z nas tego doczeka. Użyłeś trafnego określenia nazywając więcej niż piłkarzy dziećmi szczęścia z La Masii.
Smak pięknej kobiety....
Fenomenalny tekst:)Powinien byc dodany do niego jeszcze tylko ten filmik:)
youtube.com/watch?v=aSs2KvnWwlU
Po zdobyciu gola z barcą. Uważam że jak wygramy ligę to odkupimy swoje winy.
"na umięśnionym ciele Campbella układała się ta żółto-czarna koszulka" ten wers mnie rozwalił :] poza tym fajny artykuł
skromny Arsenal???
Zdjęcie Sola. Bezcenne...
Pamiętam większość meczy wymienionych przez autora, ale finał z Barcą pamiętam dobrze, miejsce gdzie go oglądałem, z kim i przy jakich browarkach. Ale najbardziej pamiętam to, że nie byłem jeszcze wtedy z Arsenalem.. Było mi zupełnie obojętne kto wygra ten mecz. Co ja bym dał żeby oglądać w najbliższych latach taką finałową potyczkę Kanonierów, oczywiście zakończoną zwycięstwem.
Dla mnie osobiście najbardziej smutnym i zarazem wkurzającym przeżyciem (za sprawą sędziów przygłupów) był ćwierćfinał z Liverpoolem. Oglądałem oba mecze i po rajdzie Walcotta myślałem, że dostanę ekstazy. Później była już tylko rozpacz i nerwy. Trzeba też dodać, że w pierwszym meczu powinien być podyktowany karny za faul na Hlebie, ale policjant z Holandii dał du.y brakiem decyzji.
*Marex myślę, że taka drużyna już powstała, tylko teraz musi przyjść na nią czas. I odpowiednie wzmocnienia w obronie ale to już inny temat
Super tekst, jestem dumny z bycia kibicem Arsenalu. W tym sezonie muszą wygrać wszystko (trzeba to wszystko nadrobić)
Ja tego meczu jakoś nie przeżyłem, może dlatego, że wtedy zaczynałem kibicowanie Arsenalowi (a dokładniej od wspomnianego meczu ze Starą Damą). Jakiś tam ból pozostaje, gdy przypomnę sobie o tym finale, ale ja najbardziej nie mogę się pogodzić z tą porażką z LFC w 2008r. To jest moja najboleśniejsza rana...
Nie 80 minut w dziesiatke tylko 70
Prawie się popłakałem...
Fajny tekst, ale tą notkę o smakowaniu kobiety mogłeś sobie odpuścić he he :P... Ta wiewiórę też pamiętam ha ha :D
Już żałuję, że to przeczytałem, tylko się przez to bardzo zdołowałem ;(((
Ja po tym meczu zacząłem kibicować ARSENAL-owi. Dla mnie ten mecz nie kojarzy się z porażką. Mi ten mecz kojarzy się z charakterem - grając przeciwko Barcelonie w dziesiątkę od początkowych minut pierwszej połowy większość drużyn już by się poddała. Ale nie - strzeliliśmy bramkę i prowadzenie utrzymywaliśmy długo. Niestety dwie asysty Larsson-a przesądziły o losach meczu. Mimo ostatecznego wyniku jestem dumny z tego, co pokazali nasi tamtego wieczora.