Lachter: Nadal jestem agentem Arszawina

07.07.2009, 17:49, Michał Wojciechowski 19 komentarzy

Andriej Arszawin stwierdził ostatnio, że zakończył współpracę ze swoim agentem Dennisem Lachterem i sam będzie reprezentował swoje interesy. Za powód zerwania kontraktu Rosjanin podał zbyt małą ilość czasu, jaką jego agent poświęcał pracy po narodzinach swojego dziecka.

Dzisiaj w mediach Lachter zaprzeczył jednak słowom Arszawina i stwierdził, że nadal pracuje dla piłkarza, a jego kontrakt ważny jest jeszcze przez osiemnaście miesięcy. Lachter zaprzeczył również temu, że zachęcał zarząd klubu FC Barcelona do złożenia oferty właśnie za Arszawina.

- Nadal mamy obowiązujący kontrakt, który będzie ważny jeszcze przez półtora roku. Do tego czasu będę agentem Andrieja Arszawina.

- Po pierwsze, moje dziecko urodziło się w styczniu i jeśli musicie wiedzieć, nie było mnie w domu przez większość czasu, kiedy moja żona była w ciąży. Spędziłem wtedy jedenaście miesięcy pracując nad transferem Andrieja do Arsenalu.

- Po drugie, dziwnie jest usłyszeć coś takiego, ponieważ Andriej nigdy nie mówił o moim dziecku, kiedy potrzebował mnie w Anglii, a ja pojawiałem się tam częściej niż trzydzieści razy w czasie ostatniego roku. Poświęcałem swój czas, moją wiedzę, mój profesjonalizm i moje własne pieniądze. Dlatego uważam, że powód iż nie mógłbym teraz w pełni zajmować się jego sprawami jest co najmniej dziwny.

- Tak, on wysłał mi list, ale to tak jakby nie dotrzymał kontraktu z Arsenalem, albo kimkolwiek innym. Jeżeli myśli, że może od tak po prostu zerwać formalną umowę zawartą między konkretnymi osobami, tylko z powodu nowo narodzonego dziecka to... cóż można powiedzieć... po prostu nie może tego zrobić. Ja jestem jego agentem.

- Nigdy nie rozmawiałem z zarządem Barcelony i myślę, że ktoś po prostu stworzył tę historię. Te wypowiedzi nie są moje. Dwa miesiące temu słyszałem o konflikcie między Arszawinem i innymi piłkarzami Arsenalu, ale to także bzdury. Wygląda na to, że media po prostu szukają sensacji - powiedział Dennis Lachter.