Wywiad z Przemkiem Rudzkim
08.10.2021, 11:14, Michał Kruczkowski 16 komentarzy
Na umilenie Wam okresu przerwy reprezentacyjnej przygotowaliśmy rozmowę z człowiekiem, który na co dzień oddycha angielską piłką. Przemek Rudzki, który na żywo komentował ostatnie derby północnego Londynu, zdradził nam kulisy pracy na Emirates Stadium. Z poniższego wywiadu dowiecie się także nieco więcej o jego pisarskim warsztacie i redakcyjnej codzienności w newonce.sport. Poznacie stosunek Przemka do Arsenalu - czy rzeczywiście, jak zakłada sporo ludzi, nie darzy sympatią Kanonierów? Gorąco zachęcamy do lektury i komentarzy.
Podczas ostatniego wyjazdu do Anglii Waszym pierwszym przystankiem było Stamford Bridge, gdzie Chelsea podejmowała Manchester City. W 2003 roku dokładnie takie spotkanie było Twoim pierwszym doświadczeniem Premier League na żywo w roli kibica. Co więcej, w tamtym meczu grał Gianfranco Zola, z którym teraz rozmawialiście przy samej murawie. Czy w takich sytuacjach odczuwasz duży sentyment, czy jednak po tylu latach pracy w tym zawodzie to gdzieś już odchodzi?
Nie, nie odchodzi, nie może odejść. Wiem, że ludzie czasami się wkurzają, kiedy wracam przemyśleniami do tego, że byłem w Londynie, ale te osoby nie zrozumieją nigdy jednej rzeczy. Londyn był miejscem, który ukształtował mnie jako dorosłego człowieka. Przedtem żyłem w dość wygodnych warunkach, bo to jest wygodne – być studentem na studiach dziennych, mieszkać z rodzicami, mieć podane śniadania, obiady i kolacje, kwestia kieszonkowego i dorywczych prac. Z jednej strony cieszę się, że miałem prawdziwą młodość. Nie miałem czegoś takiego jak Krzysiek Stanowski, który w wieku trzynastu lat przyszedł do redakcji „Przeglądu Sportowego” i zajął się pracą. Moje studia tak naprawdę były pretekstem do wielkiej zabawy, bo one mnie jakoś specjalnie nie interesowały. Można więc powiedzieć, że w życiu zawodowym zachowałem się trochę jak osoba na lotnisku, która przy boardingu nie stoi w kolejce, tylko poczeka aż wszyscy wejdą do samolotu i wchodzi na końcu. Ta ostatnia wizyta w Londynie była sentymentalna, bo odwiedziłem dwa miejsca, które są dla mnie najistotniejsze. Na Stamford Bridge narodziła się idea, żeby zostać dziennikarzem. Wtedy siedziałem niedaleko trybuny prasowej i widziałem tych wszystkich reporterów. Oglądanie ekipy komentatorów z charakterystycznymi mikrofonami przystawianymi do ust czy też dziennikarzy prasowych było fascynujące. Wracając z tamtego meczu do domu ciągle myślałem: „muszę to kiedyś robić”. Stadion Arsenalu również jest dla mnie sentymentalnym miejscem, bo w tamtych okolicach była moja szkoła. Teraz trochę zabłądziliśmy i wyszliśmy nagle pod mostem z napisem „Finsbury Park”. Uświadomiłem sobie, że właśnie tam jest mój były college. Minęło osiemnaście lat, aż ciężko uwierzyć, że aż tyle. Z jednej strony to były czasy beztroski, ale z drugiej ta beztroska była ograniczona. Głównie musiałem liczyć na swoje ręce, czasami na kumpli, gdy był jakiś większy dołek. Czasami mieszkając w Londynie nie miałem pieniędzy na jedzenie, co dzisiaj jest dla mnie abstrakcyjne. Obok szkoły mieliśmy kebab, gdzie codziennie jadłem frytki, bo ten kebab był dla mnie za drogi. To był jedyny czas w życiu, gdy miałem nadwagę, mimo że teoretycznie biedowałem. Nawet w trakcie wywiadu z Gianfranco Zolą powiedziałem, że to jest taki mecz, który spina dla mnie pewne rzeczy klamrą.
Jak wspomniałeś, mija Ci osiemnaście lat w zawodzie. Czy dalej pojawia się stres? Wiem, że kiedyś mówiłeś, że gdy wchodzisz do dziupli, to raczej go już nie ma. Z kolei była też historia, gdy zabrakło Ci słówka po angielsku w rozmowie z Kevinem De Bruyne, no i wtedy zdenerwowanie się pojawiło.
Stres faktycznie pojawia się w sytuacjach, w których bardzo szybko trzeba zrobić rozmowę. Pomny tamtego doświadczenia, o którym wspomniałeś, teraz już sobie na to nie pozwoliłem. Zeszliśmy z naszego stanowiska komentatorskiego i rzecznik Premier League mówi: „ok, Rodri dla ciebie”. A ja odmówiłem, powiedziałem, że nie chcę teraz z nim rozmawiać. Jeżeli ta rozmowa ma mieć jakąś wartość, to muszę sobie ułożyć w głowie pytania. Znakomicie to wyszło na drugi dzień po meczu Arsenalu, kiedy zszedłem do mixed zone’y, która jest położona w bardzo niekomfortowych warunkach, bardzo blisko trybun. Stewardzi nie wygonili kibiców Arsenalu, którzy cały czas wyzywali piłkarzy Tottenhamu. Przez to zawodnicy Spurs nie chcieli tam wyjść. Dużo się mówi o wyzwiskach w Internecie, o walce z rasizmem, itd., ale widziałem kibiców rożnych kolorów skóry, którzy wyzywali Nuno Espirito Santo czy Hugo Llorisa. To było niefajne. Dopiero jak ci ludzie zostali wyproszeni, można było przeprowadzać rozmowy. Od momentu, w którym dowiedziałem się, że przyjdzie Bukayo Saka, do jego przyjścia minęło około piętnastu-dwudziestu minut. Dla doświadczonego dziennikarza to jest dobry czas, żeby pewne rzeczy sobie ułożyć w głowie. Możesz wtedy przeprowadzić rozmowę, która ma ręce i nogi, która ma jakąś puentę. I tak właśnie wyszło z Saką. Nie wrzucam więc już samego siebie pod pociąg. Ten stres wynika z bardzo prostej rzeczy, powiem ci to na przykładzie innego języka. Jako młody chłopak mówiłem biegle po rosyjsku. Natomiast dzisiaj mój rosyjski jest na bardzo niskim poziomie. Angielskiego na co dzień nie używam, poza językiem czytanym, więc te rozmowy są stresujące. Człowiek chce mówić po angielsku, tak jak mówi po polsku, przez co zaczyna się plątać w korytarzach myśli, a potem się okazuje, że nie ma odpowiednika jakiegoś słowa i jest już po tobie. Niestety z angielskim nie jest tak jak z jazdą na rowerze. Jest to moją dużą bolączką, ale żeby to mogło być podtrzymane, musiałbym mieć native’a, co być może jest jakimś rozwiązaniem, lub po prostu przeprowadzić się do Anglii. Przed rozmową z Davidem Seamanem od rana nie mogłem się obudzić, wypiłem trzy kawy. Po tej trzeciej kawie zacząłem odczuwać delikatne drgania. Seaman przyszedł i myślę sobie, kurczę, zaraz będzie mi drżeć ręka i ktoś pomyśli, że to dlatego, że boję się Davida Seamana, a tak nie było, bo mogłem się już dzień wcześniej do tego przygotować. Ja też nie jestem osobą, która otwiera Wikipedię i próbuje przygotować czterdzieści pytań, z których wyławia trzy. Jestem zwolennikiem naturalnych rozmów, one wychodzą najlepiej. Te pytania muszą zmierzać do konkretu.
Pozostając jeszcze przy stresie, czy pojawia się on u Ciebie przy pisaniu? Zastanawiasz się nad tym, jak dany tekst czy książka zostaną odebrane?
Nie, w ogóle. Zawsze stresuję się tylko jedną rzeczą - deadline’em. Teraz na przykład kończę pisać opowiadania dla SQN’u, mam deadline, który sam sobie wyznaczyłem. Dzisiaj jestem już jeden dzień po tym terminie. Wynika to z tego wyjazdu do Anglii, który wyjął mi cztery czy pięć dni, dlatego od kilku dni odczuwam stres. Lubię mieć zamknięte sprawy. Gdy wydawałem „Zapiski z Królestwa” i oddałem ostatni rozdział, było już po poprawkach, to odczułem nieprawdopodobną ulgę. Chyba nie można tego porównać z niczym innym w tym zawodzie.
Możesz zdradzić, o czym będą te opowiadania?
Chciałbym, żeby była to niespodzianka. Jest to kilka bądź też kilkanaście opowiadań, jeszcze wszystko zależy od tego, jaki finalny kształt będzie miała książka. Myślę, że premiera może być w okolicach maja lub czerwca. Piłka w tych opowiadaniach pojawia się bardzo śladowo, są one za to mocno obyczajowe. Jest to trochę historia o naszych zachowaniach w różnych sytuacjach jako gatunku ludzkiego, o emocjach, miłości, nienawiści, relacji ojca z synem czy też rywalizacji. Futbol jest główną osią tego wszystkiego, ale jak wspomniałem, w bardzo małych ilościach. Obiecałem sobie, że powoli będę się tej poręczy puszczał. Idzie mi to z trudem, wiadomo, że zawsze się skręca w znane rewiry, w których łatwiej nam się poruszać. Powiem tak, jeśli w książce „Futbol i cała reszta” futbol nie był najważniejszy, to tutaj będzie jeszcze mniej ważny. Myślę, że jeśli przeczyta to pięćdziesięcioletnia kobieta, która w ogóle nie interesuje się piłką, to będzie to dla niej miało taką samą wartość jak dla kogoś, kto się piłką interesuje.
Wgłębiając się jeszcze bardziej w Twój pisarski warsztat, czy istnieje ryzyko zbytniego wzorowania się na stylu innych i implementowania go do swoich tekstów?
Wydaje mi się, że jeśli ktoś wziąłby tekst do ręki, nie znając autora, to mniej więcej będzie wiedział, że to ja napisałem. Oczywiście na początku był to dla mnie bardzo duży problem, starałem się pewne rzeczy kopiować, bo nie umiałem się poruszać po nieznanym terytorium. Później przez te wszystkie lata to się zmieniło. Myślę, że „Futbol i cała reszta” najlepiej oddaje styl mojego pisania. Może się on komuś podobać, a komuś nie, ktoś może powiedzieć, że jest momentami rozegzaltowany. Im jestem starszy, tym bardziej staram się uciekać od grafomanii, w sensie opisywania zjawiska w sposób, który wydaje mi się super atrakcyjny. Czasami rzeczy trzeba uprościć, mam wrażenie, że piszę prościej. Nigdy nie lubiłem zbyt skomplikowanego pisania, popisywania się słowami, które zna autor. Nie jest sztuką otworzyć słownik Kopalińskiego i szukać kolejnych wyrazów, które wykorzystamy w naszym tekście. To nie jest nic trudnego, tylko pytanie, po co?
Tak się złożyło, że wczoraj minęło osiem lat od wydania Twojej pierwszej książki pt. „Gracz”. Napisałeś, że nie jesteś z niej zadowolony, mimo że ludzie w komentarzach ją chwalili. Skąd więc to niezadowolenie?
Uważam, że jest naiwna, momentami infantylna. Ludzie mogą myśleć, że to tania kokieteria, ale nie miałem czegoś takiego po napisaniu „Futbol i cała reszta”. Uważałem, że ta książka jest dobra, mało tego, uważałem, że ciężko mi będzie napisać cokolwiek lepszego, co zresztą widać po średniej ocenie na lubimyczytać, wynoszącej niemal osiem. Po napisaniu jej czułem, że oddałem coś na poziomie, na który mnie stać. Asia Mika, która była redaktorką tej książki, napisała o niej bardzo pochlebne słowa. Był to dla mnie wielki komplement, ponieważ ona w ogóle nie interesowała się piłką, a jest to jedna z najlepszych redaktorek w Polsce, która redagowała Żulczyka, Orbitowskiego czy Małeckiego. Mam cichą nadzieję, że przy nadchodzących opowiadaniach czy przy powieści, jeśli siądę do niej w przyszłym roku, wrócimy do tej współpracy. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że redaktor potrafi popchnąć książkę na zupełnie inne tory, uwypuklić jej mocne strony, nieco ograniczyć słabości. Nie boi się powiedzieć autorowi, że coś jest po prostu do dupy. Ty oczywiście buntujesz się przeciw temu, bo to jest twoje dziecko i nie chcesz, żeby ktoś inny przy nim grzebał, ale warto się temu poddać, bo naprawdę może to przynieść bardzo dobre efekty. Wbrew temu, co wiele osób o mnie sądzi, mam bardzo duży dystans do swojej twórczości, wiem, co robię źle, a co dobrze. Jestem w stanie sklasyfikować, na jakim poziomie jest to, co napisałem. Wcale nie uważam, że wszystkie moje teksty są bardzo dobre. Czasami zupełnie nie masz weny, a potem się okazuje, jak z „Graczem”, że napiszesz coś, z czego nie jesteś zadowolony, a ludzie są zachwyceni. Z kolei napiszesz coś świetnego, a nikt w to nie klika, nikomu się to nie podoba. Różnie bywa.
Niedawno stwierdziłeś, że ostatnie dwa lata były najlepszym okresem w Twoim życiu zawodowym. Od razu na myśl przychodzi newonce.sport. Jak wygląda codzienna praca w tej redakcji? Spotykacie się, konsultujecie między sobą swoje teksty? Czy jest osoba zarządzająca?
Tą osobą jestem ja, natomiast mam wielkie szczęście, że pracuję z takim zespołem ludzi, którzy w tym liberalnym układzie nikogo nie oszukują. Wypracowaliśmy taki system, że w zasadzie w trakcie tygodnia korygujemy tylko pewne rzeczy. Jest duża świadomość tego, o czym chce się pisać i kiedy chce się to napisać. Nawet szczególnie nie musimy rozmawiać czy toczyć wielkich debat. To zupełna odmiana po pracy w korporacji, dużym wydawnictwie, gdzie według mnie wiele spotkań jest po prostu niepotrzebnych. Osoby, które są świadome tego, co chcą robić, wolą poświęcić ten czas na pracę. Widzę to po sobie, zamiast siedzieć na pięciu dwugodzinnych kolegiach, mogę coś napisać. W newonce mamy kreatywne spotkania w poniedziałki, gdzie dyskutujemy o różnych rzeczach, a później każdy siada do swojej roboty. Wypada taka średnia, że mniej więcej każdy pisze jeden tekst dziennie. Fajne jest to, że nikt nie stoi nad nikim z batem. Na początku nie było różowo. Nikt nas nie znał, nie było tak, że wszyscy klikali z wielkim zainteresowaniem. Znakomicie poradziliśmy sobie z pandemią, bo pisaliśmy dużo tekstów felietonowych, ponadczasowych. Podczas Euro, Igrzysk, a także we wrześniu mieliśmy już bardzo dobre liczby i zasięgi. Było to też dobre przygotowanie pod to, co nas finalnie czeka, czyli paywall. Wierzymy w to, że treści się bronią, bardzo bezpiecznie staramy się poruszać po granicy zainteresowań ludzi. Podam przykład analiz pomeczowych Michała Treli. Ktoś może pomyśleć, że analiza nie brzmi zbyt ciekawie, na pewno nie jest to clickbait, a okazuje się, że te teksty czyta bardzo dużo ludzi, jest sporo taktycznych freaków. Z jednej strony karmimy czytelników ludzkimi historiami, a z drugiej mamy wiele merytorycznych rzeczy. Staramy się dokładać te cegiełki, żeby nie stać w miejscu. Napisałem, że te ostatnie dwa lata były najlepsze, bo ta praca jest bardzo przyjemna, nie wiąże się z żadnymi sztywnymi ramami poza tym, że codziennie piszemy o rzeczach, które lubimy.
Pewnie jednym z najczęstszych pytań, jakie dostawałeś, jest to, jak zostać dziennikarzem sportowym. Spytam konkretniej, jak dobrze pisać? Czy jest na to skuteczny sposób? Przykładowo Krzysztof Stanowski stwierdził, że tej sztuki nie da się nauczyć.
Absolutnie się z nim zgadzam, nie da się nauczyć pisać. Można technicznie składać zdania w akapity, akapity w teksty, itd. Wydaje mi się jednak, że to musi gdzieś być w środku człowieka, musisz to mieć. Bez tego będziesz mógł jedynie pisać rzeczy, których nikt nie zapamięta. To będzie bardziej umiejętność składania liter, a nie pisania tekstów. Jak to mówił Paweł Zarzeczny – trafianie palcami w klawiaturę. Akurat Paweł pisał świetnie, dlatego miał wyczucie, kto ma ten talent. Patrząc na to, co Krzysiek zrobił w tym zawodzie czy co mnie się udało zrobić, to myślę, że się co do nas nie pomylił. Mówimy o tekstach, ale chciałbym to rozszerzyć ogólnie na dziennikarstwo. Kluczowa jest pracowitość, która jest trochę ginącą cechą. Musisz być bardzo pracowity i bardzo mocno się starać utrzymać na określonym poziomie. Widziałem kariery dziennikarskie, gdzie ta krzywa wzrostu była bardzo szybka, ale potem następowały równie szybkie spadki, dlatego że ktoś się zadowalał tym, co ma. Sztuką jest to, aby w momencie dojścia na jakiś poziom spróbować pokazać wszystkim, dlaczego na tym poziomie jesteś. Ktoś mógłby powiedzieć: „stary, po co ty codziennie piszesz teksty?”. Wydaje mi się jednak, patrząc na losy niektórych dziennikarzy, których obserwowałem z bardzo bliska i którzy poznikali z tej mapy dziennikarskiej, że moja taktyka jest lepsza.
Myślę, że od newonce możemy sprawnie przejść do Arsenalu, ponieważ prowadzisz audycję z Arkiem Sitarzem, który jest kibicem Kanonierów. Czy temat The Gunners regularnie się między Wami przewija, czy to w postaci analitycznych rozmów, czy też może banteru, gdy Arsenalowi nie idzie?
iększy banter pojawia się raczej ze strony Arka, bo należy akurat do tej grupy kibiców Arsenalu z dużym dystansem do osiągnięć swojego klubu w ostatnich latach. Kwestia Kanonierów w moim przypadku jest dość niesamowita. Jako że studiowałem obok Highbury, cały czas byłem blisko tego klubu, oddychałem jego historią. Arsenal to dla mnie Thierry Henry, Dennis Bergkamp, Patrick Vieira, Arsene Wenger, Łukasz Fabiański, potem Wojtek Szczęsny. Gdybym miał powiedzieć o Arsenalu jedno zdanie, powiedziałbym, że to dla mnie ważny klub. Uważam, że silny Arsenal jest potrzebny tej lidze. Ludzie nie zdają sobie sprawy, ile radości sprawiło mi to, że ta młoda drużyna wygrała tak wysoko z Tottenhamem i pokazała, że potrafi grać w piłkę. Jest też tak, że kilka razy napisałem o Kanonierach coś z lekką szyderą, a ta szydera nie sprawdza się w środowiskach kibicowskich (śmiech). Trzeba bardzo uważać z tego typu rzeczami. Co ciekawe, zdarza się, że w skrzynce znajduję wiadomości, serio, że jestem kibicem Arsenalu. Większość fanów The Gunners uważa jednak, że tego klubu nie lubię. Ktoś nawet napisał mi pod zdjęciem z Emirates, że może teraz poczuję sympatię do Arsenalu. Ja mam sympatię do wszystkich klubów z Premier League. Chciałbym po prostu, żeby zespoły, które przyzwyczaiły nas do pewnego poziomu, grały fajnie w piłkę. Kanonierzy pokazali to w meczu z Tottenhamem, jednak trudno to będzie podtrzymać. Teraz grają z Brighton i nie powiedziałbym, że są faworytem tego meczu (rozmowa miała miejsce przed ligowym meczem z Mewami - przyp. red.).
Wykorzystajmy fakt, że komentowałeś ostatnio mecz na Emirates. Jak wyglądają kulisy pracy komentatora na tym stadionie w porównaniu do innych obiektów w Anglii? Jaki jest komfort pracy? Póki co pytam o kwestie czysto techniczne, a nie samą atmosferę.
Wygląda to bardzo dobrze, to dosyć przyjemny stadion do komentowania meczów. Na pewno miejsca są lepsze dla komentatorów niż na Stamford Bridge, gdzie zawsze bardzo wysoko siedzisz, powiedziałbym wręcz, że pionowo w stosunku do murawy. Najlepszy obiekt do komentowania to jednak Old Trafford. Wizja boiska jest tam świetna. Jeśli chodzi o Emirates, lubię tam pracować, nie ma dla mnie tam słabych punktów. Standardowo przyjeżdżamy na stadion troszeczkę wcześniej, mamy łączenia, coś nagrywamy, tak jak teraz rozmowę z Seamanem. Obecnie przez procedury covidowe zmieniło się to, że nie można przebywać w biurze prasowym. Można sobie szybko wziąć kawę, coś do jedzenia, ale im więcej osób jest na powietrzu, tym lepiej. Ja zawsze rozglądam się, gdzie jest toaleta śmiech. Martwię się, czy w razie potrzeby zdążę w przerwie. Bardzo się cieszyłem, że na Stamford Bridge za naszymi stanowiskami dostawili taki jakby barak. Nie wiem, jak oni tam go zawiesili, ale od razu się uspokoiłem, jak to zobaczyłem.
A doping?
Zaimponowało mi to, że kibice wspierali bardzo mocno Artetę. Można było to zauważyć już przed pierwszym gwizdkiem. Wydaje się, że na ten moment zyskał duży kredyt zaufania. Super atmosfera po meczu, w metrze wszyscy uśmiechnięci, z kolei kibice Tottenhamu podłamani, trochę nie wierzyli, jak to się mogło stać. Przez ponad dwadzieścia lat dostawali cięgi, więc dziwię się, że nie zdążyli się przyzwyczaić. To też pokazuje, jak szybko można się od czegoś odzwyczaić, jeśli coś jest złe. Zaskoczył mnie ten doping, który był bardzo mocny. Moje poprzednie dwie wizyty na Emirates nie pozostawiły na mnie żadnego wrażenia. Fajnie powiedział Andrzej Twarowski, że pierwszy raz odczuliśmy tu na żywo, jak wielki jest to klub. To był prawdziwy konkret, gdy masa tych ludzi krzyknęła. Oby więcej takich meczów, żeby ten Brentford nie robił jednak obciachu markom typu Arsenal czy Chelsea tym, że ma lepszy doping na swoim malutkim, kameralnym stadioniku.
Wróciliście na stadiony po długiej przerwie. Mówiłeś już nieco o tych procedurach covidowych, ale czy jest jeszcze więcej tych zmian w kontekście pracy na obiektach piłkarskich?
Bardzo mało, tak naprawdę najwięcej czasu zajmuje przygotowanie się do wyjazdu. Musisz wypełnić personal locator form, który ma kilka zagwozdek, dziwnie sformułowanych. Byliśmy tam cztery dni, drugiego dnia trzeba było zrobić sobie wymaz. Bardzo sprawnie poszło wszystko na Heathrow, mimo że kolejka była gigantyczna. Wystarczyło przyłożyć paszport biometryczny do maszyny i się przechodziło, zero dyskusji z jakimiś celnikami. Przygotowanie musi być konkretne, ale jak masz już wszystkie papiery, to jest łatwo. Zresztą widać po Anglikach, że mimo wzrostu zakażeń jest liberalne podejście do noszenia maseczek w metrze. Tam około dwie na dziesięć osób je nosi. Nie czułem się więc do końca komfortowo, bo zacząłem się zastanawiać, co będzie, jeśli przywiozę sobie niespodziankę albo jak wyjdzie pozytywny test i będę musiał zostać dziesięć dni na kwarantannie w pokoju hotelowym. Wyjątkowo sprawnie poszedł ten wyjazd. Naprawdę nie było wielu różnic, poza tym, że na lotnisku czasami trzeba było założyć maseczkę.
Nie da się ukryć, że przy oglądaniu meczu na żywo zupełnie inaczej odbiera się grę zawodników niż za pomocą przekazu telewizyjnego. Który z zawodników Arsenalu zrobił na Tobie największe wrażenie? Czy odczuwałeś różnicę w poziomach gry w porównaniu do występów Chelsea, Manchesteru City czy Liverpoolu, które oglądałeś dzień wcześniej?
Jak popatrzy się na pierwszą połowę na Emirates, był bardzo wysoki poziom. Trzeba jednak powiedzieć, że Tottenham grał bardzo słabo i mam wrażenie, że nie sprawdził do końca Arsenalu. Oglądałem analizę Jamiego Carraghera, który powiedział, że między graczami Kogutów było więcej miejsca niż w przestrzeni kosmicznej. To prawda, momentami wyglądało to śmiesznie, tak jakby Nuno Espirito Santo nie miał na ten mecz żadnego planu. Na pewno podobał mi się Thomas, który zagrał świetny mecz. Podobała mi się też energia Bukayo Saki czy Emile Smith Rowe, który jest bardzo młodym zawodnikiem, ale można odnieść wrażenie, że ma w swojej grze dojrzałość. Jeśli miałbym podać jakieś zaskoczenie, to chyba Tomiyasu. Wygrał wiele pojedynków, robił wszystko w punkt. Arsenal może mieć z niego dużą pociechę. Mam wrażenie, że po tej fazie testowej wykształcił się kręgosłup trochę większy niż oparty na trzech piłkarzach. Wiadomo, że Arsenal gra bardzo dobrze, gdy na boisku jest Partey, Odegaard i Smith Rowe, ale nie możemy pomijać Bukayo Saki, nie możemy pomijać wkładu Aarona Ramsdale’a. Ja mam swoją teorię, że on coś w końcu odwali, ale teraz broni 200% ponad stan tego, co potrafi. Może być też tak, że poczuł wielkość Arsenalu, która dała mu siłę, dzięki niej może wejść na rejestry nieznane do tej pory przez niego samego, bo póki co wygląda świetnie. Przypomniała mi się trochę dyskusja z Manchesteru United, Dean Henderson czy David De Gea? Trochę bezsensowna, bo wiadomo, że De Gea jest lepszym bramkarzem i nawet, jak ma roczny dołek, to warto na niego poczekać ten rok, bo może wrócić mocniejszy niż Dean Henderson. Uważam, że cena za Ramsdale’a była zdecydowanie za duża, ale jestem też kompletnym antyfanem Leno i myślę, że bramkarz był potrzebny Arsenalowi.
Chciałem się zatrzymać przy Tomiyasu, ponieważ kibice Arsenalu wybrali go najlepszym piłkarzem derbów północnego Londynu. Będę szczery, przed przejściem do Londynu nigdy wcześniej o nim nie słyszałem, okres wtedy też nie był zbyt optymistyczny, dlatego podchodziłem do tego ruchu z pewną dozą sceptycyzmu. Co według Ciebie może on dać Arsenalowi, jak scharakteryzowałbyś jego grę?
Jest bardzo agresywny w doskoku. Podobały mi się jego starcia z Sonem, który jest niezwykle doświadczonym graczem na poziomie Premier League i którego trudno jest przypilnować. Nawiążę do tego, co mówiłem wcześniej. Wydaje mi się, że kibice Arsenalu wybrali go, ponieważ jest on dla nich zaskoczeniem. Ja też byłem ciekawy tego transferu i podobnie jak ty zastanawiałem się, czy to nie jest kolejne przepalenie pieniędzy. Gdy taki Tomiyasu przychodzi za dwadzieścia milionów funtów, ma taki problem, że od razu musi zaznaczyć swoją obecność, bo piłkarzy w Premier League o takiej wartości jest mnóstwo. Czasami się łapię na tym, że widzę jakiegoś gościa, co gra w lidze francuskiej i przypominam sobie, że kiedyś występował w Anglii, przyszedł do Newcastle za piętnaście milionów, ale przepadł. Tomiyasu to młody chłopak, wiemy, że Azjaci są bardzo pracowici, nie trzeba ich dwa razy namawiać, co mają zrobić na boisku, nigdy nie odpuszczają. Szykuje nam się ciekawy pojedynek japońsko-koreański. Oczywiście Son jest na pole position, bo to jeden z najlepszych ofensywnych piłkarzy na świecie, a jeszcze jeśli robisz coś z przodu, to jest to bardziej doceniane niż działania z tyłu. Z wielką przyjemnością będę się przyglądał Japończykowi. Bardzo dużo mówiło się o Benie Whicie, a Tomiyasu jednak nas zaskoczył. I fajnie, ja lubię takie powiewy świeżości, inne podejście do piłki. Dobre dla niego jest to, że może być częścią tego nowo budowanego Arsenalu, tego projektu, który Arteta cały czas stara się sklecić.
Poruszmy też ciekawy przypadek Granita Xhaki. Czy to u Wengera, czy u Emery’ego, czy u Artety, Szwajcar miał pewne miejsce w składzie, mimo że czasami najzwyczajniej na nie zasługiwał. Teraz wypadł na trzy miesiące przez kontuzję i znów podzieliły się wśród kibiców głosy, czy tak nie będzie lepiej dla klubu. Według Ciebie przynosi on więcej pożytku czy szkody dla Arsenalu?
Postać tragiczna, Granit Xhaka - osąd bohatera. Nie wiadomo, jak go osądzić. Z jednej strony człowiek, którego wygwizdywały trybuny, a teraz z kolei widziałem reakcję kibiców, jak on po tym urazie wyszedł, aby się cieszyć na murawie. Wydaje mi się, że to piłkarz, który czasami nie radzi sobie ze swoją psychiką. Ma umiejętności, które predysponują go do gry w Arsenalu, ma charakter i odwagę. Z drugiej strony, przeczytałem gdzieś, że przez te jego wszystkie lata w Londynie, żaden piłkarz nie polował więcej razy na kości rywali w jakiejś rywalizacji, jak Xhaka w derbach północnego Londynu. Czasami popełnia głupie faule, gdzieś mu się grzałka przepali. W tej konstelacji arsenalowej patrzę na niego jednak trochę inaczej. Tam bardzo brakuje piłkarzy z charakterem, potwierdził nam to David Seaman. Granit Xhaka usiłuje być takim liderem, ale może przez to, że nie ma takich umiejętności jak wielcy zawodnicy Arsenalu sprzed lat, to gdzieś to się rozmija. Dla niego też szybko leci czas, już niedługo skończy trzydzieści lat i będzie po drugiej stronie góry. Myślę, że to nie jest postać, wokół której Arteta chce budować swój zespół, bo jednak średnia wieku jest o wiele niższa. Wśród tej młodzieży może służyć za gościa, który będzie się starał to skleić. Młodzi zawodnicy czasami potrzebują takiego zakapiora, który przyjdzie ich obronić, gdy ktoś silniejszy będzie chciał ich zbić. Myślę, że Granit Xhaka może pełnić rolę takiego straszaka. Nie umiem jednoznacznie ocenić tego piłkarza. Z jednej strony chętnie bym go wyrzucił z Arsenalu, a z drugiej zastanawiam się, czy ktoś w tej szatni ma więcej charakteru od niego.
Przed derbami północnego Londynu Mikel Arteta powiedział, że obecnie nie dałby rady grać w Premier League, bo poziom poszedł aż tak w górę. Uważasz, że nieco wyolbrzymił sprawę czy rzeczywiście w te kilka lat Premier League aż tak się zmieniła?
Moim zdaniem to kokieteria. Arteta ma trzydzieści dziewięć lat, jest najmłodszym menedżerem Premier League, nie mówi o jakichś dawnych czasach, był świetnym piłkarzem. Zawsze śmieszy mnie ta dyskusja, czy jakiś zawodnik sprzed lat poradziłby sobie dzisiaj. Jeśli Johan Cruyff musiałby się dostosować do tempa Premier League, to pewnie by się dostosował. Oczywiście jest ta różnica między ligą włoską, hiszpańską a angielską, tam jest więcej czasu na podjęcie decyzji. Widać też po piłkarzach z Bundesligi, jak Timo Werner czy Kai Havertz, że ta aklimatyzacja w Anglii trwa dłużej, a niekiedy, tak jak w przypadku Wernera, nie odbywa się prawie w ogóle. To chłopak, który nie postawił stempla jakości, jakiego się po nim spodziewaliśmy. Myślę, że to nie jest piłkarz na Chelsea. Mikel Arteta na pewno by sobie poradził, był zawodnikiem o niesamowitej inteligencji boiskowej. Był ciekawym połączeniem piłkarza inteligentnego z zawodnikiem, który gra ostro. Jak mawia klasyk, miał gol. Generalnie grał w otoczeniu dużo lepszych graczy od siebie, ale był dla nich na pewno kimś znacznie ważniejszym niż Granit Xhaka jest dzisiaj dla Arsenalu. Myślę, że przy tej wypowiedzi chciał trochę sobie samemu wręczyć legitymację, że ta liga jest taka trudna, więc Arsenalowi też będzie ciężko wygrywać. Zawsze warto szanować trenerów, którzy odmładzają skład. Każda liga potrzebuje nowych bohaterów, Arsenal takich bohaterów dostarczył i fajnie, że wokół nich Arteta chce budować nowy zespół.
Jeszcze ogólnie o Premier League, ale nie o kwestiach sportowych, a moralnych. Nawiązuję trochę do Twojego tekstu o Rwandzie. Wiadomo, że angielska piłka jest pięknie opakowana, wszystkim nam się podoba, ale często gdzieś w tle rozgrywają się nieciekawe, a wręcz szemrane historie. Czy kibice, dziennikarze, piłkarze mogą cokolwiek z tym zrobić, w jakikolwiek sposób na to reagować?
Moja odpowiedź jest bardzo krótka, nic się z tym nie zrobi. Jak popatrzysz na stadiony, trybuny są wypełnione po brzegi, ludzie chodzą na mecze. Jak wchodził Abramowicz do Chelsea, to kibice nie mieli z tym problemu, jak na Etihad pojawili się szejkowie, to też nie było problemu. Fani chcą oglądać transfery, chcą oglądać trofea, nie patrzą na to, skąd jest właściciel klubu. Kibic jest hipokrytą. Nic się w tej kwestii nie zmieni.
Przechodzimy do strzałów z armaty, czyli pytań naszych użytkowników. Czy dostrzegasz w projekcie Artety pewną ciągłość i czy widzisz Arsenal w przyszłym sezonie w europejskich pucharach?
Europejskie puchary to cel, który na pewno powinni sobie wyznaczyć. Widzę ciągłość poszukiwania. Arteta chce znaleźć swój własny styl, jest pewnie zauroczony tym, co zobaczył na Etihad, pracując u boku Pepa Guardioli. Młoda drużyna na pewno pozwala snuć plany długoplanowe, pytanie tylko, czy Arteta będzie uwzględniany w tych planach, jeśli przyjdą kolejne dołki? Bukayo Saka powiedział mi, że dla tej drużyny nie ma żadnego limitu. To trochę wyświechtany frazes, ale dobrze, że piłkarze Arsenalu tak myślą.
Powtarzało się pytanie, które pewnie niejednokrotnie słyszałeś od lata, czyli co będzie z Tobą i resztą angielskiej ekipy Canal+ po zakończeniu sezonu?
Nie mam o czym mówić. Zostały kupione prawa przez innego nadawcę, ja nadal pracuję w Canal+, w którym do końca sezonu jest liga angielska. Gdyby prawa do Premier League poszły do innego nadawcy z tego powodu, że źle komentowałeś tę ligę, to mógłbyś mieć wyrzuty sumienia. Nauczyłem się oddzielać w życiu rzeczy, za które ponoszę odpowiedzialność i za które tej odpowiedzialności nie ponoszę. Mogę powiedzieć o swoim odczuciu. Dla kogoś, kto przez szesnaście lat przy tym pracował, jest to przykra historia, ale z drugiej strony moje życie zawodowe pokazuje, że na zmianach wychodziłem najlepiej. Kiedy zwalniali mnie z „Przeglądu Sportowego” myślałem, że to jest zawodowy koniec świata. To były jednak tylko emocje związane z danym momentem, bo teraz z perspektywy dwóch lat po prostu się z tego śmieję. Kiedyś wydawało mi się, że matura jest najtrudniejszą rzeczą, jaka mnie może spotkać w życiu. Dzisiaj powiedziałbym, że od tamtej pory takich matur miałem z tysiąc. Przyznaję, że żałuję sytuacji z Premier League, ale jest jeszcze dużo czasu, nie wiadomo, co się na tym rynku zadzieje. Wyjątkowo spokojnie do tego podchodzę, być może to jeszcze do mnie nie dotarło. Może jestem jak ta osoba, która w wypadku ma połamane nogi, a jeszcze chodzi. Może w maju zdam sobie sprawę, że jednak nie mogę iść dalej. Ja nie mam żadnej oferty, a gdybym miał, to pewnie nie mógłbym o tym powiedzieć. Mówiąc zupełnie szczerze, kompletnie nie zaprząta to teraz mojej głowy.
Czy dalej uważasz Tottenham za kandydata do mistrzostwa, jak stwierdziłeś po pierwszej kolejce?
Powiedziałem, że jeśli Harry Kane nie odejdzie do Manchesteru City, będzie w dobrej dyspozycji i będzie grał swoje z Sonem, to ta drużyna ma w sobie wystarczająco jakości, żeby bić się o pierwszą czwórkę. Na pewno nie jestem aż tak szalony, żeby mówić, że walczą o mistrzostwo po jednym wygranym meczu. Ta degrengolada Tottenhamu jest jednak dla mnie szokująca, myślę, że niedługo Espirito Santo straci pracę. Jeśli znajdą bardzo dobrego trenera, to będą się bić o miejsca od szóstego do czwartego.
Twój ulubiony piłkarz Arsenalu wszechczasów?
Zdecydowanie Dennis Bergkamp. Nie znam piłkarza, który był obdarzony lepszą techniką. Pewnie trwałaby w mojej głowie dyskusja między Henrym a Bergkampem, ale ten drugi jest chyba jedynym piłkarzem w historii światowej piłki, którego akcje raz na jakiś czas odpalam sobie randomowo na YouTubie. Z żadnym innym zawodnikiem takiego związku nie mam (śmiech).
Czy uważasz, że w klubach Premier League i niższych lig powinien być wymóg posiadania w kadrze większej liczby graczy z Wysp?
Nie, dla mnie narzucanie takich rzeczy jest złe. To jest wolny rynek i każdy ma prawo budować klub po swojemu. Nie można się wtrącać ludziom do tego, jak budują swoje przedsiębiorstwa i firmy, bo to oni łożą na to pieniądze. My za często wydajemy ludziom polecenia, ale ciekaw jestem, co sami byśmy zrobili, gdybyśmy zainwestowali w to własny majątek. Przyszliby do ciebie i powiedzieli, żebyś włożył do składu trzech Anglików, a ty nie posiadasz żadnego zdolnego. Zadaniem jest wygrywanie meczów, to jest biznes, takie pomysły mi się nie podobają.
Jaka była najbardziej kuriozalna sytuacja, która wydarzyła się podczas komentowanego przez Ciebie meczu?
Zawsze przywołuję to samo. Kiedyś Canal wprowadził komentowanie meczów 3D z dziupli. Żeby było śmieszniej, był to mecz na Emirates, Arsenal - Chelsea. Pod koroną stadionu był nietoperz, który zaczął lecieć w moim kierunku. Myślałem, że to ćma, strąciłem z siebie okulary i słuchawki, bo wydawało mi się, że ta ćma usiadła mi na twarzy. To najgłupsze wydarzenie, którego nigdy nic nie przebije. Komentowałem ten mecz z Krzysztofem Przytułą, który zwijał się ze śmiechu, bo widział, że walczę z jakimś nietoperzem z Emirates (śmiech). Na szczęście nie mamy już transmisji w 3D, więc tego typu przykre niespodzianki nie będą mnie spotykać.
Czemu zrezygnowałeś z założenia z resztą Kanału Sportowego?
Mówiąc najkrócej, z lojalności, co dzisiaj może jest rzadko spotykaną cechą. Może się wydawać, że to zbyt banalny powód, ale po rozmowach z ludźmi z góry z Canal+ zrozumiałem, że to jest problem dla stacji, która tworzyła wówczas własną aplikację. Pracowałbym w medium stricte konkurencyjnym, po tamtych konsultacjach okazało się, że nie byłoby to mile widziane w Canale. Druga rzecz, równie istotna, byłem wtedy po zwolnieniu z „Przeglądu Sportowego”. Znajdowałem się w kiepskim stanie psychicznym, który skończył się finalnie nawrotem depresji ze studiów, potężną obniżką poczucia własnej wartości i długotrwałą terapią. Czułem się zarazem zmęczony i wypalony zawodowo, tak totalnie. Przez lata pracowałem w dziennikarskim mainstreamie, z wielką odpowiedzialnością za masę ludzi na plecach, potrzebowałem od tego uciec. Wiedziałem, że wokół Kanału Sportowego będzie dużo szumu. Spotkałem się z opiniami, że teraz źle żyję z chłopakami, co jest bzdurą. Dlaczego miałbym źle żyć z kimś, kto ma na pokładzie mniej osób do podziału kasy? (śmiech) Staram się bardzo zdroworozsądkowo podchodzić do życia. Po zwolnieniu szybko dostałem kilka konkretnych ofert, ostatecznie zdecydowałem się na coś, co dałoby mi tę ucieczkę od mainstreamu, a newonce.sport był takim miejscem. Musiałem sobie coś udowodnić – że potrafię od zera zbudować projekt, pracować w ciszy, z daleka od blasku fleszy i tłumów ludzi. Dzisiaj śmiało mogę powiedzieć, że się udało. Ludzie chyba nie wiedzą nawet, jak bardzo się udało. Poszedłem na pożegnalny koncert Rasmentalism. Z Arkiem od dwóch lat prowadzimy audycję „Futbol i Cała Reszta”, to moja ulubiona część pracy w newonce. Byłem tamtego wieczoru bardzo poruszony, przede wszystkim tym, że ludzie na widowni podchodzili do mnie i prosili, żeby Arkowi przekazać dobre słowa i życzenia, nie mogli odżałować, że to się kończy, to było miłe i wzruszające zarazem, naprawdę. Pomyślałem wówczas, może to głupie i naiwne, że warto było iść do newonce tylko po to, żeby poznać takich ludzi jak Arek, wyjść ze sportowej „bańki”, często hermetycznej. Tkwiłem w niej przez lata i pogubiłem szerokie horyzonty, jakie miałem wchodząc do zawodu. Ważne jest również to, że bardzo chciałem pozostać przy pisaniu, bo uważam, że zbudowało mnie ono jako dziennikarza, wylało fundament, telewizja zrobiła oczywiście resztę. Mam wrażenie, że ludzie, zupełnie mi obcy, bardziej przeżywają historię z Kanałem Sportowym niż ja sam. Śmieszy mnie natomiast myślenie, że ja się czegoś wystraszyłem, bo moim zdaniem w tamtym czasie, uwzględniając wszystkie towarzyszące okoliczności, łatwiejszą decyzją było dołączenie do KS niż do newonce, przecież to zdecydowanie był wybór dużo trudniejszej ścieżki. Zostałem w Canal+, by móc dalej komentować Premier League. Tracimy do niej prawa, ale ja nie należę do ludzi, którzy czegokolwiek w życiu żałują.
Czy krytyka Edu i Kroenke jest zasłużona? Fani skandują „Edu i Kroenke out”, a jakby nie patrzeć, Arsenal wydał najwięcej w trakcie letniego okienka i byli to sami zawodnicy w wieku 20-23 lat. I to takie talenty jak Odegaard, White, Lokonga, czyli zawodnicy, za którymi ganiały się czołowe kluby na świecie.
Może mamy jakiś przełom w relacjach kibiców z właścicielami. Glazerowie ściągnęli do United Cristiano Ronaldo i już nikt nie pamięta, co się działo na Old Trafford, jak się nie mógł odbyć mecz z Liverpoolem. Wiele topowych klubów w rękach amerykańskich właścicieli znalazło się w dziwnych potrzaskach, ale to też trochę nawiązuje do twojego wcześniejszego pytania o zepsucie w piłce. Zrobisz cztery czy pięć transferów i kibic będzie siedział cicho, powtórzę jeszcze raz - kibic jest hipokrytą. Wiem, że pojawił się ten Daniel Ek ze Spotify’a, siedział na derbach z Thierrym Henrym. Kroenke powiedział jednak, że nie sprzedaje klubu. Jeśli ja chcę kupić twoje auto, ale ty go nie chcesz sprzedać, to transakcja nie wyjdzie. Trzeba się skupić na tym, żeby ten zespół wspierać. Z właścicielami zawsze będzie tak, ze będzie niechęć w ich kierunku. Czasami lepszy jest wróg poznany niż ktoś nowy, nie ma złotych środków. Zobacz na Leicester, był tam właściciel, którego całe miasto kochało, zginął tragiczną śmiercią i biznes przejął jego syn, jest super chemia między nim a kibicami. Na wynik sportowy to się jednak nie przekłada, bo Leicester City dwa razy zaprzepaściło szansę na Ligę Mistrzów, a w tym w ogóle mogą zapomnieć o czołowej czwórce, ostatnio przegrali z Legią. Nie chodzi o budowanie relacji na linii kibic-klub. To oczywiście jest fajne, z ludzkiego punktu widzenia super to wygląda, natomiast jeśli spojrzy się na to od strony biznesowej, to jedno z drugim nie ma ze sobą kompletnie nic wspólnego. Jeśli bym był kibicem jakiegoś klubu w Premier League, to mniej zajmowałbym się właścicielami, chyba że by to był Mike Ashley. Ten Ashley jest dobrym przykładem, bo tkwi tam tyle lat, a Newcastle jest w Premier League, więc swoje podstawowe założenie wypełnia.
Jakiego Polaka widziałbyś w barwach Arsenalu? Kto przydałby się w obecnym składzie?
Przy takiej grze na pewno sprawdziłby się Piotrek Zieliński, na pewno też Robert Lewandowski, bo on by się sprawdził wszędzie. Myślałem też o tym w kontekście bramkarzy, problem został chwilowo rozwiązany, ale uważam, że za łatwo pozbyto się Polaków z Emirates. Mieli dwóch bardzo dobrych bramkarzy, czas pokazał, że Łukasz stał się jednym z najlepszych golkiperów w Premier League. Niestety dla Arsenalu stało się to dopiero, gdy opuścił północny Londyn. Wojtek wylądował w Juventusie. Wiem, że czasami jest sporo zastrzeżeń do jego gry, ale jednak nie ma co porównywać ostatnich lat Juventusu do Arsenalu, bo teraz jest po prostu w większym klubie. Fajnie, gdyby tam byli przez te wszystkie lata, budowali tam karierę i rywalizowali ze sobą. Z innych Polaków chciałbym, żeby następnym przystankiem dla Kuby Modera był Arsenal. Jest to piłkarz, który dobrze się wdraża w Brighton, ma wielki talent i myślę, że super się rozwinie pod wodzą Pottera.
W tym sezonie Manchester United dostał tylko jeden rzut karny. Czy zauważył Pan, że poziom sędziowania się poprawił?
Nie, nie zauważyłem. Uważam, że cały czas jest bardzo dużo błędów. Są dobre kolejki albo kumulacje pomyłek. Forma sędziów jest taka jak Tottenhamu i Arsenalu w tym sezonie, albo są super, albo są beznadziejni.
Czy uważa Pan, że ktoś z dwójki Emile Smith Rowe - Bukayo Saka zostanie w Arsenalu do końca kariery, czy może odejdzie do lokalnego rywala? Można też podpiąć pod to pytanie, który z tych młodych zawodników ma największe szanse na zostanie światową gwiazdą?
Obaj mają wszystko, w bardzo młodym wieku zaczęli grać na bardzo wysokim poziomie. Mają nieodzowny element, żeby zrobić duże kariery, czyli radość z gry w piłkę. Bukayo Saka to przesympatyczny chłopak, miałem teraz okazję po raz pierwszy z nim porozmawiać. Nie widziałem ani trochę, żeby był przytłoczony tym, co się działo wokół niego po mistrzostwach Europy. To bardzo pewny siebie gość, skoncentrowany na tym, żeby odnieść sukces z Arsenalem. Jeśli Kanonierzy mają wrócić do elity Premier League, to chciałbym, żeby oni byli dwoma motorami napędowymi tej drużyny. Wtedy z takim zespołem łatwiej się utożsamić. Myślę, że Saka ma rację, mówiąc, że nie powinni sobie stawiać żadnych ograniczeń. Jeśli z marszu wchodzisz w tak młodym wieku do tak silnej ligi i reprezentacji, to znaczy, że umiesz dużo. Sporo zależy od tego, co Arsenal będzie osiągał. Łatwo się mówi, żeby ktoś został do końca kariery w jednym klubie. Obserwujemy za miedzą przypadek Kane’a. Możemy też posłużyć się przykładem Van Persiego, który odszedł z Emirates, bo chciał zdobyć mistrzostwo.
Na koniec dodam jeszcze jedno pytanie od siebie. Jako że mija równe ćwierć wieku od przejęcia Arsenalu przez Arsene’a Wengera, nie wypadałoby nie poruszyć tego tematu. Patrząc na ostatnie sezony, czy możemy stwierdzić, że Wenger wykonywał robotę ponad stan?
Czy ja wiem, czy ponad stan? Mądrze zarządzał tym klubem, był w innej sytuacji od Artety, bo Premier League dopiero się rozwijała. Wykorzystał wszystkie instrumenty, które posiadał, czyli przede wszystkim inteligencję. Zmienił na zawsze tę ligę, dzisiaj mówi się o tym, że piłkarze dbają o to, aby dobrze jeść i się wysypiać, ale Wenger zalecał im to już na początku swojej pracy na Highbury. Myślę, że w końcówce trochę się pogubił. Menedżer jest jak chirurg, musi cały czas podążać za trendami. Ludzie czasami myślą, że jak coś kiedyś działało, to znaczy, że dzisiaj też prawdopodobnie zadziała. Piłka jest tworem bardzo plastycznym, przede wszystkim pod względem dotarcia do ludzi, standardów, nowinek taktycznych. Myślę, że Wenger stał się tak wielką postacią w Arsenalu, że ta legenda przerosła jego samego. Chciał być wszystkim. Uważam, że jego główny problem polegał na tym, że nie do końca umiał delegować zadań. Najchętniej pewnie podlewałby sam kwiatki na Emirates. Przegrał z tym duchem czasu. U Fergusona powody rozstania z piłką były inne, po tragedii rodzinnej chciał być blisko żony, pożegnał się mistrzostwem Anglii. W przypadku Wengera to była jednak narastająca frustracja. Zawsze trudno jest zejść ze sceny w odpowiednim momencie. Myślę, że za sto lat Wenger będzie oceniany jako wielka postać Arsenalu, człowiek, który dużo rzeczy zmienił i dużo rzeczy wygrał. W całej historii tego klubu stanie się jednym z punktów odniesienia, mimo że czasami było w tych małych rzeczach francuskiej groteski, jak szarpanie się z suwakiem czy mówienie dziwnych zdań, które nie miały pokrycia z rzeczywistością. Ja go bardzo cenię, ale nie jestem też do końca obiektywny, bo jestem sentymentalny. Dla mnie tamten Arsenal, który zbudował Arsene Wenger, z wielkimi piłkarzami, którzy na zawsze wyznaczyli jakiś kierunek tej lidze, to jest wręcz baśniowa opowieść. Każdy kibic Arsenalu, który ma wystarczająco dużo inteligencji, by docenić pracę innych, będzie zawsze oceniał Arsene’a Wengera na plus.
źrodło:Drużyna | M | W | R | P | Pkt |
---|---|---|---|---|---|
1. Liverpool | 11 | 9 | 1 | 1 | 28 |
2. Manchester City | 11 | 7 | 2 | 2 | 23 |
3. Chelsea | 11 | 5 | 4 | 2 | 19 |
4. Arsenal | 11 | 5 | 4 | 2 | 19 |
5. Nottingham Forest | 11 | 5 | 4 | 2 | 19 |
6. Brighton | 11 | 5 | 4 | 2 | 19 |
7. Fulham | 11 | 5 | 3 | 3 | 18 |
8. Newcastle | 11 | 5 | 3 | 3 | 18 |
9. Aston Villa | 11 | 5 | 3 | 3 | 18 |
10. Tottenham | 11 | 5 | 1 | 5 | 16 |
11. Brentford | 11 | 5 | 1 | 5 | 16 |
12. Bournemouth | 11 | 4 | 3 | 4 | 15 |
13. Manchester United | 11 | 4 | 3 | 4 | 15 |
14. West Ham | 11 | 3 | 3 | 5 | 12 |
15. Leicester | 11 | 2 | 4 | 5 | 10 |
16. Everton | 11 | 2 | 4 | 5 | 10 |
17. Ipswich | 11 | 1 | 5 | 5 | 8 |
18. Crystal Palace | 11 | 1 | 4 | 6 | 7 |
19. Wolves | 11 | 1 | 3 | 7 | 6 |
20. Southampton | 11 | 1 | 1 | 9 | 4 |
Zawodnik | Bramki | Asysty |
---|---|---|
E. Haaland | 12 | 0 |
Mohamed Salah | 8 | 6 |
B. Mbeumo | 8 | 1 |
C. Wood | 8 | 0 |
C. Palmer | 7 | 5 |
Y. Wissa | 7 | 1 |
N. Jackson | 6 | 3 |
D. Welbeck | 6 | 2 |
L. Delap | 6 | 1 |
O. Watkins | 5 | 2 |
- A wszystko to przez Havertza...
- 19.02.2024 30 komentarzy
- Red Dead Redemption
- 17.07.2023 12 komentarzy
- Zagadnienia taktyczne: Tequila
- 25.09.2022 15 komentarzy
- Zagadnienia Taktyczne: Idealny początek
- 19.08.2022 16 komentarzy
- Zagadnienia taktyczne: Podsumowanie sezonu 21/22 cz.3 - Widoki na przyszłość
- 05.07.2022 27 komentarzy
- pokaż całą publicystykę
- Wywiad z Emilem Smith-Rowem: Jego inspiracje na boisku i poza nim
- 05.09.2022 10 komentarzy
- Pot, cierpienie i egoizm
- 11.11.2021 8 komentarzy
- Wywiad z Przemkiem Rudzkim
- 08.10.2021 16 komentarzy
- Historia Jacka Wilshere'a
- 27.08.2021 35 komentarzy
- Obszerny wywiad z Xhaką dla The Guardian
- 07.02.2021 21 komentarzy
- pokaż wszystkie wywiady
Lubie chlopa , dzieki za wywiad :D
@al_arsen: No trzeba jechać. Można popisać czy videorozmowa
@losnumeros napisał: "Rudzki znakomity dziennikarz z pasją, ale jakoś nie mam wrażenia, że jest kibicem AFC,"
Rudzki to kibic Tottenhamu.
@arsenallord:
Z Żelkiem może być kłopot bo kto pojedzie na Zanzibar żeby z nim wywiad przeprowadzić :)
Szacunek za wywiad, bardzo dobrze wykonana praca. Rudzki znakomity dziennikarz z pasją, ale jakoś nie mam wrażenia, że jest kibicem AFC, raczej nim był sądząc po jego wywiadzie.
Szacunek za wypowiedź o Wengerze, trafione w samo sedno ( to samo dotyczy Mourinho, Ancelotti itp): "Ludzie czasami myślą, że jak coś kiedyś działało, to znaczy, że dzisiaj też prawdopodobnie zadziała. Piłka jest tworem bardzo plastycznym, przede wszystkim pod względem dotarcia do ludzi, standardów, nowinek taktycznych. Myślę, że Wenger stał się tak wielką postacią w Arsenalu, że ta legenda przerosła jego samego. Chciał być wszystkim. Uważam, że jego główny problem polegał na tym, że nie do końca umiał delegować zadań. Najchętniej pewnie podlewałby sam kwiatki na Emirates. Przegrał z tym duchem czasu."
Ja akurat Rudzkiego nie lubię, kiedyś jeden z nich ulubionych komentatorów, teraz mnie irytuje. Tak czy inaczej za fascynacje Bergkampem i nietoperza ma u mnie plusa.
Ciekawy artykuł tylko dlaczego wyszedł jutro o 11? :D
A według mnie to świetny komentator, który ma pasję do swojej pracy i widać to w jego komentarzu. Każdy jest inny, każdy inaczej buduje zdania, ma inny ton głosu, wiedzę czy wyczucie. Ja lubię emocjonujący styl komentowania Twarowskiego, ale i Rudzki mi odpowiada.
A wywiad ciekawy. Ciekawe czy udałoby się dotrzeć do Fabiańskiego, chciałbym taki wywiad zobaczyć
Bardzo ciekawie się czytało. Dobra robota
Moja propozycja do następnego wywiadu - Rafał Dębiński albo Żelisław Żyżyński
Fajny wywiad, lubię w Przemku to, że nie boi się pokazać swojej ludzkiej twarzy i mówi o stresie, trudnościach, a nie tylko tych przyjemnych stronach zostania dziennikarzem.
Ciekawy wywiad, widać, że gość ma pasję Premier League. I za Boga bym nie powiedział, że On lubi Arsenal.... raczej wręcz przeciwnie....
Trzy razy ciekawszy wywiad niż jego komentarz. Chociaż uważam, że i tak w komentowaniu nie jest taki zły
Pszemek Nudzki
Fajnie się czyta, dobra robota.
Świetna robota! ; )