7 maja 2006 roku pozostanie szczególną datą dla każdego fana Kanonierów. Arsenal po 93 latach obfitych w trofea i spektakularne mecze pożegnał swój dom, Highbury. Kanonierzy zrobili to w wielkim stylu - wygrali z Wigan Athletic 4-2 i zapewnili sobie miejsce w czołowej czwórce kosztem swojego lokalnego rywala - Tottenhamu.
Spurs, aby liczyć się w walce o rozgrywki Champions League, musieli pokonać na wyjeździe West Ham United. Podopieczni Arsene'a Wengera dobrze weszli w ten mecz i dzięki bramce Roberta Piresa objęli prowadzenie. Nieoczekiwanie atmosferę na stadionie popsuli gracze Wigan - Paul Sharner i David Thompson - którzy w ciągu kilku minut pokonali Jensa Lehmanna. 2-1!
Kiedy fani Arsenalu nerwowo zaczynali nasłuchiwać w radiach wyniku z Upton Park, Thierry Henry w 35. minucie wyrównał stan spotkania.
Chwilę później w spotkaniu Tottenhamu z West Hamem rzut karny przestrzelił Teddy Sheringham. To nic by jednak nie zmieniło, bo Henry był tego dnia w wyśmienitej formie. Francuz skorzystał z błędu Thompsona, by dać swojemu zespołowi prowadzenie.
Kapitan Kanonierów ustrzelił w tym meczu hat-tricka, kiedy na 14 minut przed końcem nie pomylił się z jedenastu metrów. Po bramce Henry uklęknął i pocałował murawę Highbury. Czy może być lepsze pożegnanie świątyni futbolu? Pomijając fakt, że West Ham wygrał swój pojedynek 2-1.
W ostatnich minutach meczu z twarzy fanów Arsenalu można było wyczytać niemal wszystkie emocje - radość, podniecenie, napięcie i strach. 2010. i ostatnie spotkanie na Highbury dobiegło końca. Przed Kanonierami pisała się nowa historia - na większym, nowocześniejszym, ale czy tak samo czarującym Emirates Stadium?
- Moja celebracja mówi wszystko. Pocałowałem murawę na pożegnanie. Highbury było szczególnym miejscem - stwierdził Henry po meczu.