Wstyd, żenada, kompromitacja. Liverpool 4-0 Arsenal

27.08.2017, 17:56, Dawid Wieczorek 6543 komentarzy

Po obejrzeniu składu na to spotkanie, większość kibiców Arsenalu zastanawiała się, czy nie lepiej byłoby oddać dzisiejszego meczu z Liverpoolem walkowerem. Po spotkaniu wiemy już, iż takie rozwiązanie byłoby najlepsze, ponieważ zawodnicy The Gunners przegraliby tylko trzema bramkami, a my, kibice, nie musielibyśmy oglądać tej żenady, którą zaserwowali nam podopieczni Arsene'a Wengera.

Oto składy, w których wyszły na ten mecz oba zespoły:

Liverpool: Karius - Gomez, Lovren, Matip, Moreno - Wijnaldum, Henderson, Can (84' Grujic) - Salah, Firmino (80' Milner), Mane (74' Sturridge).

Ławka rezerwowych: Ward, Klavan, Arnold, Grujic, Milner, Solanke, Sturridge.

Arsenal: Cech - Holding, Monreal, Koscielny - Bellerin, Ramsey (46' Coquelin), Xhaka, Oxlade-Chamberlain (62' Lacazette) - Ozil, Welbeck - Sanchez (62' Giroud).

Ławka rezerwowych: Ospina, Mustafi, Kolasinac, Coquelin, Lacazette, Walcott, Giroud.

Pierwsza sprawa. Wyjściowy skład. Niemal każdy kibic Arsenalu widząc skład, jaki desygnował na ten mecz Wenger, zadał sobie jedno pytanie: "Dlaczego?". Odpowiedzi nie zna chyba nawet sam Francuz. Wenger postawił w pierwszym składzie na Holdinga, Bellerina oraz Welbecka, mając w obwodzie Mustafiego, Kolasinaca oraz Lacazette'a. Pierwsza dwójka sprezentowała dziś Liverpoolowi trzy bramki. Holding, który dzisiejszym występem pokazał, iż nie jest aktualnie zawodnikiem mogącym grać w pierwszej jedenastce Arsenalu, przy pierwszym golu złamał linię spalonego, a przy trafieniu na 2:0 został dziecinnie ograny przez Sadio Mane. Największym zaskoczeniem w pierwszym składzie był jednak brak Alexandre'a Lacazette'a. Arsene Wenger w tak ważnym spotkaniu na szpicy postawił na Danny'ego Welbecka. Napastnika, który ze swoją skutecznością miałby problem, by nawet w polskiej ekstraklasie zdobyć minimum 15 bramek.

Gdy przed gwizdkiem rozpoczynającym drugą połowę spotkania, kibice zastanawiali się, kto po przerwie pojawi się na murawie: Lacazette, Walcott czy Giroud, Wenger znowu zaskoczył i postanowił wprowadzić na boisko Francisa Coquelina, dla którego był to pierwszy występ w tym sezonie. Jeśli zmiana Aarona Ramseya nie była podyktowana kontuzją Walijczyka, to ponownie jest to niezrozumiały ruch Bossa.

Sam Coquelin nic nie wniósł do gry Arsenalu, a Kanonierzy dalej bili głową w mur. Błędów w defensywie pozazdrościł Holdingowi Hector Bellerin i po rzucie rożnym Arsenalu fatalnie przyjął sobie piłkę, co wykorzystał Salah, który pognał na bramkę Cecha i pewnie trafił na 3:0. Gol Sturridge'a na 4:0 był tylko podsumowaniem festiwalu żenady, który zaprezentowali nam dzisiaj Kanonierzy i gdyby nie przyzwoita postawa Petra Cecha, Anfield opuścilibyśmy z jeszcze większym deficytem bramkowym. Nawet wprowadzenie w 62. minucie Oliviera Girouda oraz Alexandre'a Lacazette'a na nic się nie zdało, gdyż Arsenal zakończył to spotkanie, nie strzelając ani razu celnie na bramkę Liverpoolu.

Wenger chciał dziś wszystkim pokazać, że jest w stanie rotować składem, a Holding w każdej chwili może zastąpić Mustafiego, jeśli ten faktycznie zdecydowałby się opuścić Emirates. Tak się jednak nie stało, dzisiejszy pojedynek pokazał, że aktualnie nie jesteśmy w stanie walczyć z najsilniejszymi i chyba nie ma co dziwić się zawodnikom takim jak Oxlade-Chamberlain, którzy nie chcą podpisać nowych kontraktów. Nawet oferując kosmiczne 180 tys. funtów tygodniowo, nie jesteśmy w stanie zapewnić jednego - poziomu sportowego - i obecnie nic nie wskazuje na to, by miało się to poprawić.