Arteta po meczu z Liverpoolem

11.04.2023, 10:47, Mateusz Rosłoń 13 komentarzy

Po niesamowicie ciekawym zremisowanym spotkaniu z Liverpoolem na Anfield Road Mikel Arteta tradycyjnie wziął udział w konferencji prasowej. Oto, co miał do powiedzenia dziennikarzom:

O swoich emocjach w trakcie meczu...

Wow, to było superintensywne spotkanie! Zaczęliśmy mecz wyjątkowo dobrze, zdominowaliśmy grę, poprowadziliśmy ją tak, jak chcieliśmy. Strzeliliśmy pierwszą bramkę i dalej graliśmy swoje. Potem zdobyliśmy drugą i był to moment, w którym należało ich dobić. Przed końcem pierwszej połowy daliśmy im jednak nadzieję.

Straciliśmy bramkę, a oni przy tej szczególnej atmosferze na swoim stadionie zdołali wykrzesać z siebie trochę wiary. Druga połowa to już całkiem inna historia. Nie chodzi o to, jak zaczęliśmy, bo uważam, że przez pierwszych kilka minut szło nam naprawdę dobrze, ale o to, że potem przestaliśmy grać.

Oddawaliśmy każdą piłkę, szczególnie w niebezpiecznych obszarach - zostawialiśmy otwartą przestrzeń przy przechwytach, a oni są drużyną, która wykorzystuje je najlepiej na świecie. A kiedy tak się dzieje, pojawia się chaos. Mnóstwo piłek ląduje w twoim polu karnym, trudno jest wybrnąć z tych wszystkich sytuacji i trzeba się męczyć.

Nasza gra opierała się na wielkich momentach w obronie, w których ogromną rolę odegrał Aaron, a oni zmarnowali karnego. Potem mogliśmy zamknąć mecz, bo mieliśmy trzy dogodne sytuacje po kontrach, kiedy oni byli przeciążeni lub my wychodziliśmy dwóch na dwóch. Zabrakło nam bezwzględności. Tak więc jeśli spojrzymy na obie połowy, wynik wydaje się sprawiedliwy. Musimy go zaakceptować, a lekcja jest następująca: trzeba grać tak, jak zagraliśmy w pierwszej połowie.

O tym, czy nasza drużyna często doświadcza takiej atmosfery jak na Anfield...

Spójrzmy na to, co Liverpool robił wielkim drużynom, również w tym sezonie - to wyjątkowy zespół. Niesamowicie trudno jest ich dominować przez całe 90 minut. W każdym momencie mogą zmienić tempo i podyktować swoje warunki. Kiedy wspinają się na taki poziom, niewiele drużyn za nimi nadąża - w tym roku znów mieliśmy przykłady takich wyników. Tak że należy im się uznanie, bo są naprawdę dobrą drużyną.

O tym, czy starcie Xhaki z Alexandrem-Arnoldem podburzyło kibiców...

Nie wiem, czy tak było. Mieliśmy po tym ogromną szansę na gola. Gdybyśmy strzelili na 3-0, być może kibice nie byliby tak podekscytowani, ale to oni zdobyli bramkę, a to dało im impet i nadzieję. Ale i tak należało zagrać lepiej w drugiej połowie, to jest lekcja dla nas. Musimy się trzymać tego, jak zagraliśmy przed przerwą. Pokazywać naszą osobowość. Jeśli będziemy to robić, wygramy wiele spotkań.

O nastrojach w szatni...

Kiedy tracisz bramkę w końcówce, zawsze skupiasz się na utracie dwóch punktów, bo już masz je w garści, a potem cierpisz, ale na podstawie pewnych momentów z meczu myślisz sobie "Ach, powinniśmy byli to zrobić!". Jednak tak zupełnie uczciwie mówiąc, nasi przeciwnicy mieli cztery duże szanse, które mogli zamienić na gole, a do tego nie trafili karnego. Będziemy musieli spojrzeć na siebie w lustrze, bo powinniśmy byli zagrać dużo lepiej w drugiej połowie.

O kluczowych interwencjach Aarona Ramsdale'a...

Jeśli chcesz wygrywać i brać udział w wyścigu o tytuł, potrzebujesz swojego bramkarza. Ile razy Alisson zrobił to, co musiał zrobić? To nieodzowne, bramkarz musi dawać te magiczne momenty. Gracze z pola też mieli dzisiaj kilka wyjątkowych momentów - potrzebujemy ich, żeby wygrywać na takich terenach.

O tym, jak zespół zareaguje na ten wynik...

No cóż, reagujemy już od 31 spotkań. Każdy kolejny dzień to test, a teraz test będzie dotyczył tego, jak dobrzy będziemy w poniedziałek i jak dobrze się przygotujemy, żeby zagrać swoje z West Hamem i ich pokonać.