Gdzie ci liderzy...?
26.03.2013, 12:59, Łukasz Szabłowski 1305 komentarzy
Piłka nożna to sport, w którym odniesienie sukcesu zależne jest od wielu czynników. Pieniądze, transfery, zaplecze treningowe, jakość piłkarzy, mentalność, trener, to zaledwie kilka aspektów, które w połączeniu z całą masą innych detali, niuansów, mogą przesądzić o tym, czy dana drużyna osiągnie sukces, czy też chwała i błyski fleszy ominą ich szerokim łukiem. W przypadku Arsenalu prowadzono już wiele analiz, z których wynikało, że londyńczycy nie mogą dojść na szczyt z powodów sportowych, później chodziło już o aspekty pozaboiskowe, następnie winny był trener, aż wreszcie zrzucono winę na tych, których już w klubie nie ma. Ja jednak chciałbym pochylić się nad kwestią niezwykle ważną w perspektywie niezwykle ważnej walki o zajęcie miejsca w czołowej czwórce ligi, walce od której zależeć może prestiż, a także dalsza polityka klubu. Chodzi o kwestię mentalną, a dokładniej rzecz ujmując, o instytucję kapitana, prawdziwego lidera, przywódcy drużyny, który jednym ruchem, gestem, czy nawet mrugnięciem oka potrafiłby obudzić w swoich kolegach siłę lwa, szybkość błyskawicy i determinację godną pomnika przed stadionem.
Czy Arsenal w obecnym sezonie posiada lidera? Czy Vermaelen, który w sposób naturalny przejął opaskę po Robinie van Persiem spełnia się w tej roli? Czy Mikel Arteta, który również często ma okazję ją nosić, spełnia kryteria przywódcy? Czy kreowany na lidera Jack Wilshere rzeczywiście jest gotów do przejęcia tej niezwykle ważnej roli, czy to tylko złudzenie, postrzeganie życzeniowe?
Gdy w 1996 roku Arsene Wenger został zaanonsowany jako nowy trener Arsenalu, w zespole nie trzeba było szukać liderów, bo czaili się wszędzie. Niemal każdy zawodnik miał pewną pozycję, posłuch i cechy charakterystyczne dla przywódcy: waleczność, determinację i wolę walki. Tamtym facetom po prostu się chciało. Nie wszyscy pogodzili się oczywiście ze zmianami jakie zaoferował nowy francuski menadżer, ale ci, którzy zaufali Wengerowi, oddawali za niego życie i zdrowie na boisku. Niekwestionowanym liderem, kimś, do kogo wzdychał w tamtych czasach niemal każdy dzieciak z północnego Londynu, był Tony Adams - niekwestionowana ikona angielskiej piłki, gracz który stylem gry i mentalnością był żywą reklamą brytyjskiego futbolu. Ile razy widzieliśmy go marszczącego czoło, wypluwającego komendy, wymachującego rękoma? Potrafił natchnąć drużynę, a gdy nie dało się wszystkiego przekazać słowami i gestami, brał sprawy we własne nogi, tak jak miało to miejsce dwa miesiące po przyjściu Wengera do północnego Londynu, w derbach z Tottenhamem, kiedy wspaniałym wolejem wyprowadził swój zespół na prowadzenie 2-1 na dwie minuty przed końcem meczu. Prawdziwy duch zespołu. To był zawodnik, który uosabiał cały klub, a jedno spojrzenie na jego sylwetkę wystarczyło by zrozumieć, że w każdym meczu gramy o pełną pulę, że możemy przegrać, ale nigdy się nie poddamy.
Adams dzięki swojej postawie na boisku, a także poza nim, stał się legendą Arsenalu, jak się okazało, po zakończeniu kariery w 2002 roku, a nawet wcześniej, Wenger znalazł godnych następców dla leciwego w tamtym czasie Adamsa. To dzięki Francuzowi możemy chwalić się, że mieliśmy w szeregach drużyny Kanonierów takich piłkarzy jak Patrick Vieira, który spełniał się w roli lidera nie gorzej od Tony’ego Adamsa. To właśnie czarnoskóry Francuz stał się ostoją zespołu, to od niego zależało tempo gry, nastawienie i poziom determinacji drużyny, to on swoim zachowaniem, niekiedy brutalnością dawał sygnał swoim kolegom „panowie, nie odpuszczamy, gramy na całego”. Pamiętamy jego zawziętość, agresję, dyskusje z arbitrami i przeciwnikami, pamiętamy przepychanki i walkę wręcz, mamy w pamięci jego ogromną postać, której nawet cień padający na murawę budził respekt i siał postrach. Vieira niewątpliwie był przywódcą drużyny, która na początku XXI wieku zdominowała angielską piłkę. Był wyrazisty, był opoką, był graczem wybitnym, wokół którego każdy grał jak natchniony.
Naturalnym następcą Francuskiego olbrzyma stał się dość niespodziewanie Gilberto Silva, który po udanym Mundialu w 2002 roku zawitał do północnego Londynu z tytułem Mistrza Świata. Brazylijczyk świetnie wkomponował się w zespół, wywierając na niego niemały wpływ. Po odejściu Vieiry w 2005 roku, to właśnie on przejął rolę lidera, choć opaskę kapitańską otrzymał Thierry Henry. Charyzma, spokój, pewność w grze, to cechy, którymi śmiało możemy określić Gilberto Silvę. Był doświadczonym zawodnikiem, który niczego nie musiał udowadniać, a koledzy z drużyny wiedzieli, że mogą na niego liczyć. Świetny w destrukcji, błyskotliwy w ataku, był dobrym duchem drużyny, był niczym klamra, która potrafiła spiąć dążenia Arsene’a Wengera ku odmłodzeniu składu, z potrzebą posiadania w zespole przywódcy, zawodnika doświadczonego, który potrafiłby wziąć na barki odpowiedzialność za grę i wynik. Gilberto Silva spełniał się w roli vice-kapitana i lidera zespołu, cieszył się szacunkiem u kolegów z drużyny, a także u rywali. Ostoja w trudnych dla Arsenalu czasach, zawodnik, który każdym gestem ujawniał cechy przypisane dla graczy wielkich. Nigdy nie pękał, tak jak Patrick Vieira nie bał się walki, wręcz szukał pojedynków na boisku. Nawet bez opaski potrafił natchnąć drużynę do wzmożonego wysiłku w czasach gdy o sukces było niezwykle ciężko.
Po Brazylijczyku, który ze względu na wiek nie był w stanie kontynuować swej przygody z Arsenalem, w zasadzie ciężko znaleźć przywódcę z prawdziwego zdarzenia, kogoś bez skazy, piłkarza wielkiego duchem i umiejętnościami, człowieka, za którym reszta drużyny wskoczyłaby w ogień. Próbowano Cesca Fabregasa, który liderem owszem, był, ale nie potrafił skutecznie poderwać zespołu w sytuacjach naprawdę kryzysowych. Był jak kapitan Thierry Henry, który bramkami czy świetnymi asystami nakazywał swoim kolegom wzmożony wysiłek, mniej krzyczał, mniej gestykulował, czy dyskutował z arbitrem. Gdy nie szło Cescowi, nie szło całej drużynie. Najlepszym tego przykładem były mecze w Lidze Mistrzów, szczególnie pamiętny wieczór na Camp Nou, gdzie Hiszpan nie był sobą, nie potrafił wznieść reszty zawodników na wyżyny. Cesc zresztą poszedł w ślady Henry’ego z czasów finału Champions League, również w pojedynku z Barceloną, gdy Francuz nie potrafił pociągnąć za sobą zespołu. Z pewnością obu nie brakowało charyzmy, jednak nie potrafili postawić kropki nad i, zawodzili w przeciwieństwie do poprzedników.
W historii nam najbliższej, a mianowicie w poprzednim sezonie, gdy odeszli zawodnicy kluczowi, gdy wydawało się, że sytuacja sama wykreuje nam lidera, gdy całą nadzieję pokładaliśmy w Robinie van Persiem, który dzięki swoim bramkom dawał nadzieję nie tylko swoim kolego, ale także kibicom, wydawało się, że musi się udać. Jednak to nie Holender pełnił rolę przywódcy, jak sugerowałaby nam to opaska kapitana, ale Thomas Vermaelen do spółki z Aleksem Songiem. Rola van Persiego w zespole była widoczna, bo każdy kilkanaście razy oglądał powtórki jego bramek, które pociągały zespół do zwycięstw, a mało kto zwracał uwagę na dwóch prawdziwych bohaterów udanej walki o Ligę Mistrzów z poprzedniego sezonu. To waleczność Songa, jego przebojowość i determinacja miały ogromny wpływ na drużynę. Tak samo Vermaelen, który raz po raz zapędzał się pod pole karne rywali by groźnie uderzyć, albo zdobyć zwycięską bramkę (jak w spotkaniu z Newcastle zakończonym zwycięstwem 2-1). Belg znany był też z licznych dyskusji z sędziami, a także przepychanek z rywalami w trakcie spotkań, co również sugerowało innym Kanonierom walkę i większą chęć zwycięstwa. To detale, ale naprawdę mają ogromny wpływ na to jak przebiega mecz, jak zawodnicy reagują na niekorzystne wydarzenia boiskowe. Przypomnijmy sobie z jaką pasją Arsenal obijał bramkę Wolverhampton po tym jak Alex Song jedną szarżą powalił trzech zawodników Wilków. Takie zachowanie ma istotny wpływ na przebieg meczu, to od nich zależy to, czy piłkarze podniosą się z kolan, czy „będą grać swoje”.
Odejście na początku bieżącego sezonu króla strzelców Premier League – Robina van Persiego – oraz Aleksa Songa, zmroziła krew w żyłach wielu kibiców Kanonierów, jednak dość liczna grupa tychże spała spokojnie, licząc na to, że drużyna z nowym kapitanem – walecznym Thomasem Vermaelenem – pokaże na co ją stać. Kibice wierzyli, ze kapitańska opaska doda Belgowi jeszcze więcej pasji, waleczności i siły. Jak jednak wiemy, rzeczywistość mocno zweryfikowała plany kibiców. Vermaelen nie nawiązał do dawnych liderów, zresztą nie trzeba daleko szukać wzoru do naśladowania: wystarczyło by nawiązał do siebie samego z poprzedniego sezonu. Popularny Verma nie dał drużynie pewności, wręcz przeciwnie, klopsy, kiksy, fatalne zagrania i pomyłki zmuszają zawodników do dwukrotnego zastanowienia się czy podać mu piłkę. Nie dał też Belg natchnienia, nie porwał kolegów do walki. Czy ktokolwiek widział go biegnącego z pasją pod pole karne przeciwnika, z wiarą we własne umiejętności, sugerującego zmasowany atak na bramkę rywali? W poprzednim sezonie rozegrał 43 mecze, w których strzelił 6 bramek. Obecny sezon przyniósł zaledwie jedną bramkę w czterdziestu spotkaniach. Czy to jest lider zespołu? Czy piłkarz, który ma tak mały wpływ na poczynania drużyny może być tak nazywany? Gdzie się podział ten waleczny Vermaelen, który po każdym meczu krzyczał głośniej od kibiców? Nie wiemy czy przytłoczyła go opaska, czy brak wiary w zespół, czy myśli już o przeprowadzce, ale widać, że Belg zgasł. Najgorsze że zgasł wtedy, gdy najbardziej go potrzebujemy. W odróżnieniu od wspomnianych wcześniej piłkarzy, ten umywa ręce w najważniejszym momencie, gdy zagrożenie brakiem Ligi Mistrzów jest wyraźne i groźne jak nigdy wcześniej. Drugim kapitanem jest Mikel Arteta, który nie ma prawa być liderem choćby przez swoją pozycję na boisku: najczęściej ukryty w cieniu, spokojnie, z mozołem wykonujący swoją pracę, jest przydatny, ale niewidoczny, przez co nie ma okazji by choćby swoją grą poderwać zawodników do walki.
Wydaje się, że Arsenal cierpi na brak lidera, kogoś kto potrafiłby wstrząsnąć zespołem nie tylko donośnym krzykiem, ale też pracą na boisku. Brakuje agresji, złości, brakuje czarnego charakteru, który wziąłby na siebie najbrudniejszą robotę, której bałby się największy twardziel. Nie od dziś wiadomo, że aby odnieść sukces, trzeba mieć w drużynie kogoś, kto w trudnych chwilach zapanuje nad boiskowymi wydarzeniami. Jeśli chodzi o słynną wengerowską „jakość”, to pojedynczy zawodnicy prezentują się świetnie, ale brak im zaplecza, brak im kogoś, kto zapewni spokój, nawiąże niekiedy brutalną walkę w środku pola i potrafiłby natchnąć resztę zespołu do ataku. Vermaelen z poprzedniego sezonu był zdeterminowany, nabuzowany, jakby mógł, to sam stanąłby na bramce i jednocześnie strzelił zwycięską bramkę. Ile razy widzieliśmy w poprzednich rozgrywkach Vermaelena motywującego swoich kolegów, a teraz spójrzmy na ten sezon w wykonaniu. Jest przybity, zmarnowany, bez chęci, przytłoczony oczekiwaniami. Może za daleko sięgam w głąb czaszki naszego kapitana, ale być może tu właśnie chodzi o sferę mentalną. Kłopoty Vermaelena zaczęły się od indywidualnych błędów, gdy po jego pomyłkach Arsenal tracił bramki, a później zawodnicy z przednich formacji musieli „przez niego” gonić wynik. Może zwyczajnie jest mu głupio być liderem, gdy to on stał się przyczyną słabych wyników drużyny? Jedno jest pewne: dopóki Vermaelen sam nie odnajdzie siebie z poprzednich lat, dopóty my nie odnajdziemy w nim lidera zespołu. Lidera, który jak ci z dawnych lat, nawet w trudnych chwilach potrafili dać dodatkowy zastrzyk wiary i nadziei w końcowy sukces.
Dwa słowa jeszcze o naszym młodym, no właśnie, przyszłym, czy teraźniejszym liderze? Jack Wilshere to z pewnością wielki talent z sercem ubranym w barwy Kanonierów, ale czy to mianowanie go naszym przywódcą nie jest trochę na wyrost? To młody chłopak, który jeszcze niedawno tylko marzył o grze dla tej drużyny, ma poukładane w głowie, ale to wszystko dzieje się zdecydowanie za szybko nawet jak dla niego. Jego gra z pewnością może natchnąć innych graczy, jego waleczność, nieustępliwość, charakter, to cechy które w przyszłości ustawią go w jednym szeregu z Vieirą, Adamsem czy Silvą. Jednak na daną chwilę to jeszcze dzieciak, który wrócił do sportu po poważnej kontuzji, chłopak na którego barki chcemy wrzucić całą naszą wiarę w sukces, to w nim chcemy widzieć faceta, który otrzyma wreszcie opaskę kapitańską i poprowadzi do chwały. Wielu kibiców już teraz nałożyłoby mu opaskę na ramię, lecz czy nie podobnie wyglądała sytuacja z Vermaelenem? Czy rzeczywiście fizyczny atrybut kapitana momentalnie oznaczać będzie murowany sukces? Czy nie tak samo wierzyliśmy w Belga, który „jeśli bez opaski miał taki wpływ na innych, to z opaską będzie jeszcze lepiej”? Wilshere to materiał na lidera, jednak na pewno Anglik musi jeszcze do tego dojrzeć. Niech udowadnia to w każdym meczu, wtedy nikt nie będzie musiał nakładać mu opaski na ramię. Wtedy sam ją sobie weźmie jak na przywódcę przystało.
źrodło:
Drużyna | M | W | R | P | Pkt |
---|---|---|---|---|---|
1. Liverpool | 15 | 11 | 3 | 1 | 36 |
2. Chelsea | 16 | 10 | 4 | 2 | 34 |
3. Arsenal | 16 | 8 | 6 | 2 | 30 |
4. Nottingham Forest | 16 | 8 | 4 | 4 | 28 |
5. Manchester City | 16 | 8 | 3 | 5 | 27 |
6. Bournemouth | 16 | 7 | 4 | 5 | 25 |
7. Aston Villa | 16 | 7 | 4 | 5 | 25 |
8. Fulham | 16 | 6 | 6 | 4 | 24 |
9. Brighton | 16 | 6 | 6 | 4 | 24 |
10. Tottenham | 16 | 7 | 2 | 7 | 23 |
11. Brentford | 16 | 7 | 2 | 7 | 23 |
12. Newcastle | 16 | 6 | 5 | 5 | 23 |
13. Manchester United | 16 | 6 | 4 | 6 | 22 |
14. West Ham | 16 | 5 | 4 | 7 | 19 |
15. Crystal Palace | 16 | 3 | 7 | 6 | 16 |
16. Everton | 15 | 3 | 6 | 6 | 15 |
17. Leicester | 16 | 3 | 5 | 8 | 14 |
18. Ipswich | 16 | 2 | 6 | 8 | 12 |
19. Wolves | 16 | 2 | 3 | 11 | 9 |
20. Southampton | 16 | 1 | 2 | 13 | 5 |
Zawodnik | Bramki | Asysty |
---|---|---|
Mohamed Salah | 13 | 9 |
E. Haaland | 13 | 1 |
C. Palmer | 11 | 6 |
B. Mbeumo | 10 | 2 |
C. Wood | 10 | 0 |
N. Jackson | 9 | 3 |
Y. Wissa | 9 | 1 |
Matheus Cunha | 8 | 3 |
J. Maddison | 7 | 4 |
A. Isak | 7 | 4 |
- A wszystko to przez Havertza...
- 19.02.2024 30 komentarzy
- Red Dead Redemption
- 17.07.2023 12 komentarzy
- Zagadnienia taktyczne: Tequila
- 25.09.2022 15 komentarzy
- Zagadnienia Taktyczne: Idealny początek
- 19.08.2022 16 komentarzy
- Zagadnienia taktyczne: Podsumowanie sezonu 21/22 cz.3 - Widoki na przyszłość
- 05.07.2022 27 komentarzy
- pokaż całą publicystykę
- Wywiad z Emilem Smith-Rowem: Jego inspiracje na boisku i poza nim
- 05.09.2022 10 komentarzy
- Pot, cierpienie i egoizm
- 11.11.2021 8 komentarzy
- Wywiad z Przemkiem Rudzkim
- 08.10.2021 16 komentarzy
- Historia Jacka Wilshere'a
- 27.08.2021 35 komentarzy
- Obszerny wywiad z Xhaką dla The Guardian
- 07.02.2021 21 komentarzy
- pokaż wszystkie wywiady
RIVALDO700 > Najlepsze były te próby przyjęcia piłki przez Milika , cały czas piłka odskakiwał mu na dwa metry :D Wierzycie jeszcze w awans na MŚ , bo ja jeszcze tak.
dobra a teraz niech mi ktorys ze specjalistow powie ile sytuacji strzeleckich wypracowali lewemu koledzy z druzyny ? Oczywiscie nie liczymy karnych :D .
Pragne zauwazyc ze to Robert cofal sie az do lini srodkowej i wspieral kolegow , ktorzy nie potrafili rozegrac dobrze akcj. Nie oceniam jego hry ktora czasami byla no co by nie mowic .... sami wiecie , ale fakt ze to Robert stwarzal swoim kolegom okazje mowi sam za siebie , nie mamy rozgrywajacego !
Milik to najwieksze nieporozumienie w ofensywie Polski
, chlopak walnal pare goli w gorniku Zabrze , poszedl do bayeru Leverkusen gdzie gra ,,ogony ogonow'' i tyle , zawsze gdy go widze jak sklada sie do strzalu to prawie sie wywala
Lewy 2 gole z karnych wiec na chlodno kolejny mecz kiepski bo i boruc z 11 moze strzelac gole
Verminator > Owszem, ale to jednak stolica La Paz jest najwyżej położona na świecie :)
kubanski > Owszem, nie pomaga im to. Ale to już nie mój problem xD Ja to się w ogóle zastanawiam jak ludzie mogą żyć na takiej wysokości? Chodzi mi o normalne życie normalnego człowieka.
@Pinguite
Mimo wszystko to trochę nie fair, szczególnie że FIFA zakazuje rozgrywania meczów el. mistrzostw świata na wysokości ponad 3000m z wyjątkiem tego właśnie stadionu. Z drugiej strony Boliwia jest ostatni raz grała w mistrzostwach chyba w 1994 (nie jestem pewny) więc za bardzo jej to nie pomaga ;-)
Jeszcze Chile jest wysoko położonym krajem w Ameryce Płd.
kubanski > Owszem, ale drużyny narodowe z reguły grają w stolicach swoich krajów. Więc Boliwia podejmowała dziś Argentynę w stolicy Boliwii, która się nazywa La Paz. To miasto jest położone na wysokości od 3600–4100 m n.p.m., więc nie dziwota ;D
@Pinguite
No ale chyba są tam stadiony położone nieco niżej niż ponad 3600 m.n.p.m ;-)
W Boliwii wiedzą co to atut własnego boiska :)
Zadupie?! Zadupie?! Really?! W Boliwii już tak jest :) To jest górzysty kraj :)
Aha, bo Argentyna grała z Boliwią na wysokości na której człowiek poważnie zaczyna odczuwać chorobę wysokościową. Więc wszystko jasno. To i tak nic, bo pamiętam jak kiedyś pokonali tam właśnie Argentyne chyba 5:0.
No ja dzisiaj idę w kimę o 00:00 , a więc niestety nie obejrzę :( Wczoraj mecz był o 20:30.
Di Maria potrzebował maski tlenowej podczas meczu ;o co za zadupie
Te reklamy nc+ brzmią jak szydera
No właśnie nie oglądałem, bo byłem zmęczony po pracy. Za to dzisiaj i jutro jestem "chory" więc obejrze ;-)
Jovetić całkiem niezły występ, umiejętności ma niesamowite, widać że lubi szybką grę z klepki, do nas pasowałby idealnie. Akcja typu minięcie trzech Anglików, przyjęcie na klate i potężny strzał z woleja prosto w okienko to majstersztyk, Hart obronił, ale z trudnościami. Brać go, a nie jakiś kolejny wynalazek z Ligue 1.
Nacho i Kościelny świetne spotkania rozegrali i to bardzo cieszy, dwóch zawodników, którzy graja w bardzo dobrych reprezentacjach, jeden w najlepszej i to w bardzo ważnym meczu, asystuje, gra świetnie w obronie, a tylko pudło Xaviego pozbawiło go drugiej asysty :) Cieszy, że zaczyna się dobrze dziać :)
@batofator
Mecz odbył się na pustyni, więc spory zapas wody jakim dysponują miał tu istotne znaczenie.
Pinguite, jasna sprawa, ale to jest pewnego rodzaju niekonsekwencja. Ludo na ławce, a w ataku czaruje nas Lewandowski.Dwa gole z karnego... dla mnie czarna seria trwa. Prawie 1000 minut bez gola w reprze. Fornalik to sympatyczny facet, ale chyba brakuje mi odwagi,a skład podporządkowuje pod opinie innych, w tym dziennikarzy.
kubanski > Oglądałeś wczoraj mecz Agi? Po pierwszym secie myślałem , że już po meczu , ale w trzecim ładnie ją zniszczyła :)
NBW > Nie , nie żartuję. Masz coś do Obraniaka? Aha , zapomniałbym jest słaby bo nie rozumie się dobrze z Lewym.
@Verminator97
Nie, jutro. Dzisiaj oglądamy jeszcze Radwańską ;-)
Kiedys widzialem mecz repry jordanii, wyglądali solidnie, ale nie pamiętam z kim grali :-P
Verminator > Tak, ale ten mecz można uznać w kategorii mecz jutrzejszy, ponieważ mecz zaczyna się za godzinę, czyli o 0:30 :D
Na tle walecznych amatorów z San Marino, Polacy dzisiaj niczym się nie wyróżniali. A Milik to kompletnie mnie zawiódł.
kubanski -> jak Japonia mogła przegrać z rzeką? :)
Obraniak jest dobry, ale na razie niech sobie posiedzi na ławce. Dobrze mieć takiego zawodnika. Ale póki co jak tak prezentuje się w kadrze to jedynie ławka go czeka. Ale jak już powiedziałem, dobrze chociaż mieć kogoś takiego na ławce.
A Chile z Urugwajem dzisiaj gra?
@Verminator97
No. To też spora niespodzianka, ale w Omanie jest przynajmniej Al Habsi. Ciekawe czy miał dzisiaj dużo roboty ;-)
kurde też czekałem na ludo a tu wasilewski -_-
Australia - Oman 2-2 :D
Ja chciałem żeby Ludo dzisiaj zagrał , ale niestety Fornalik już go chyba powoli skreśla :/
Japonia przegrała z Jordanem. Można to chyba uznać za sensację...
Za Mierzeja dziś to powinien w ogóle i w ogóle grac Majewski. Ten to ma dobre SFG.
Marzag > Aha, czyli to znaczy, że WRESZCIE możemy go już nie powoływać. Git.
W sumie patrząc na to jak trener Argentyny przekombinował składem to nie dziwi mnie to :D
kanapka,
Mierzejewski to posiada umiejętności podawania takie jak Walcott w zeszłym sezonie... ten facet 1 na 15 podań miał dobrych.. tak to przy 20 SFG powinien duuużo lepiej wrzucać.. a bądźmy pewni, że na treningach było to trenowane..
Pingu > I na dodatek to były bramki tylko z karnych , a nie z gry :D
Pingu, wasyl wszedl z tych samych powodow dla ktorych dudek zagra w czerwcu
Monreal sporo piłek grał do tyłu ale i tak nie było najgorzej
arsenallord > Przecież media już piszą o "Przełamaniu Roberta Lewandowskiego". A niestety do tego powinni dodać "(...) z amatorami" ale to żadne przełamanie.
ogladal ktos mecz anglia ? Jak grali? Widze ze 1-1
Arsenalfcfan
Bo w krajach takich jak Boliwia goście raczej wypadają słabiej.
Nacho dziś git grał.
szkoda że San Marino sam na sam nie strzeliło ;/
Monreal asysta i wg whoscore został MOTM :)
Ale ten pierwszy karny farciarsko wpadł :D Robert nawet z amatorami nie potrawił wbić bramki z gry :D
grosicki połączenie gerwazego i rasiaka
Pinguite też mnie zastanawia po co go wprowadził (że niby 60 mecz czy coś w tym stylu) a tak swoją drogą to Salamon grał długie piły niczym Santi :D
troszkę nie rozumiem zachowania trenera francji czemu szybciej nie wpuścił giroud. Własciwie ogolnie szybciej zmiany powinny byc .
A tak druga zolta kartka dla pogby śmieszna
A jutro w mediach:
"Wspaniały Lewandowski" albo "Dwa gole i asysta Roberta - Kapitalny występ" a nikt nie wspomni, że to było tylko San Marino.
Arsenalfcfan, podobne skojarzenie mi sie nasunelo :-S co za baran, jak mozna grac w tak waznym meczu pilkarzem ktory kopie sie po glowie zamiast pilkarzem ktory w ostatnim meczu repry strzelil gola, i przeciwnikowi z ktorym graja tez w tych eliminacjach strzelil... Myslalem ze chociaz w ~60 min go wpusci