Absurdalna miłość

Absurdalna miłość 18.03.2018, 03:46, Michał Kruczkowski 53 komentarzy

O Arsenalu pisałem już nie raz, czy to w postaci newsów, czy też meczowych zapowiedzi. Tym razem będzie bardziej osobiście, gdyż będzie to historia pewnej miłości. Dla wielu osób miłość ta jest kompletnie niezrozumiała, a w ludzkich realiach tego typu związek powinien się już dawno rozpaść. W tym przypadku chodzi jednak o relację pomiędzy gościem z północnej Polski, a klubem piłkarskim z północnego Londynu. Głęboko wierzę, że największy serwis fanów tego klubu jest miejscem, gdzie znajdę o wiele więcej zrozumienia.

Gdy patrzę w przeszłość, mam wrażenie, że pod jakimś względem kibicowanie Arsenalowi było mi pisane od zawsze. Arsene Wenger objął rządy na Highbury niecały miesiąc po moich narodzinach. Fanem Kanonierów zostałem w 2003 roku (zaczęło się od otrzymania w prezencie klubowej koszulki, klasyk), a jak wiemy w sezonie 2003/2004 po raz ostatni udało nam się wygrać znaczące trofeum. Co więcej, już od dzieciaka liczbą, z którą się najbardziej utożsamiałem była "4", dlatego też nie byłem w ogóle zdziwiony, gdy masowo zaczęły rozpowszechniać się żarty, wiążące Arsenal z czwartym miejscem. Każdy rok mojego kibicowania przynosił inne doświadczenia. Jak zapewne się domyślacie, więcej było tych bolesnych aniżeli przyjemnych. Obecny sezon miał być najbardziej wyjątkowy ze wszystkich, gdyż postanowiłem wreszcie spełnić swoje marzenie i obejrzeć na żywo mecz Arsenalu w Premier League. Na początku września wykupiłem członkostwo, a w listopadzie starałem się nabyć bilet na derby północnego Londynu. Niestety, z powodu zbyt dużego zainteresowania tym meczem, nie udało się. Co się odwlecze, to nie uciecze. Wiedziałem, że moją ostatnią szansą na hitowe starcie na Emirates jest marcowy mecz przeciwko Manchesterowi City. Tym razem sukces, bilet kupiony, świetne miejsca, czas spełniać marzenia. Wylatując z Polski jeszcze nie wiedziałem, co mnie czeka...

W Anglii jak zawsze byłem przepełniony pozytywną energią. O Wyspiarzach można mówić różne rzeczy, jednak entuzjazm, uprzejmość i radość, jaką potrafią zarazić tamtejsi ludzie jest tym, czego najbardziej brakuje mi w naszym kraju. Po dwóch dniach spędzonych z rodziną, przechadzaniu się po peryferiach Londynu i obserwowaniu panicznej reakcji Anglików na padający śnieg, nadszedł ten długo wyczekiwany przeze mnie moment. Przed Emirates byłem dosyć wcześnie, dlatego udało się jeszcze zajść do klubowego sklepu, odwiedzić pub wypełniony kibicami The Gunners, a nawet zobaczyć autokar z jadącymi w środku piłkarzami Obywateli. Było to już moje trzecie zetknięcie z naszym stadionem, jednak po raz pierwszy czekało na mnie doświadczenie obejrzenia meczu Premier League z bliska. Oczywiście nie mogłem sobie odpuścić okazji zakupienia programu meczowego. Pierwsze wejście na trybuny. Ciary, ekscytacja, może nawet lekkie wzruszenie. Obraz, który tak często widziałem w ekranie telewizora miałem teraz na wyciągnięcie ręki. Przez chwilę zapomniałem nawet o przenikliwym zimnie i zwyczajnie cieszyłem się przebywaniem w wymarzonym miejscu. Rozgrzewka i przedmeczowe zapowiedzi spikera umilały mi czas przed rozpoczęciem spotkania. Wręczenie nagrody za najlepszego piłkarza stycznia Mohamedowi Elneny'emu pomogło mi jednak zdjąć kolorowe okulary, obrazując fakt, że obecnie nasza dyspozycja pozostawia wiele do życzenia, a mieliśmy przecież za chwilę zagrać z najlepszą drużyną na Wyspach. Nie było jednak już czasu na zamartwianie się. Wyprowadzenie piłkarzy na murawę, charakterystyczna dla angielskiej ekstraklasy muzyka i pierwszy gwizdek arbitra. Zaczynamy.

Jedyne nad czym nieco ubolewałem przed spotkaniem było to, że na mecz wybrałem się sam. Dosyć szybko dołączyli jednak do mnie moi kompani, którzy przez wszystkie te lata wielokrotnie towarzyszyli mi przy oglądaniu meczów The Gunners. Problem w tym, że naprawdę ich nie znoszę. Nie mogłem jednak nic już poradzić i tak oto beznadzieja, rozczarowanie i wstyd były ze mną także w Anglii. A może to ja po prostu wreszcie odwiedziłem ich dom. Po powrocie do Polski zostałem zapytany o to, czy City rzeczywiście gra tak fantastyczną piłkę. Mogłem jedynie odpowiedzieć, że nie pamiętam. Naprawdę, wszystkie stracone przez nas gole widzę jak przez mgłę. W mojej pamięci zakodowały się inne obrazy. Pamiętam nieporadność naszych zawodników, pamiętam grobową atmosferę na trybunach, pamiętam kibiców City, skandujących hasła, żeby Wenger został w klubie. Dobrze widzę kontrast pomiędzy dwoma różnymi menedżerami, chodzącym ciągle przy linii i żywo dyrygującym Hiszpanem a siedzącym całe spotkanie i ściskającym z nerwów ręce Francuzem. W mojej pamięci został zmarnowany karny Aubameyanga, będący gwoździem do trumny z napisem "nadzieja", a także kibice w czerwonych koszulkach, którzy już pół godziny przed końcem meczu zaczęli masowo opuszczać stadion. Nie zapomnę też policzka w twarz, jakim było to, że po odsiedzeniu na mrozie ponad stu minut, zaledwie trzech piłkarzy pokazało osobistą klasę i podeszło do trybun, aby podziękować pozostałej resztce kibiców. Myślę jednak, że najtrwalej w mojej głowie zakoduje się jedna sytuacja. Cały mecz siedział przede mną mężczyzna, który przyszedł na stadion wraz z synkiem, na moje oko chłopak mógł mieć maksymalnie pięć lat. Wytrwale oglądali całą tę błazenadę, jednak na dziesięć minut przed końcem, po kolejnym kompromitującym zagraniu któregoś z naszych zawodników, mężczyzna gwałtownie wstał, krzycząc: "Nie, nie, nie, dosyć tego, wychodzimy stąd, idziemy!" Współczułem temu małemu chłopcu, którego tata musiał wyciągnąć za rękę ze stadionu ich ukochanego klubu, gdyż wiem, że czeka go jeszcze wiele takich rozczarowań. Sam przez to nieraz przechodziłem, a on odczuje to jeszcze bardziej, gdyż doświadcza tego wszystkiego z bliska. Tak właśnie wyglądało spełnianie mojego marzenia.

Możecie powiedzieć, że jestem naiwny. Przecież dobrze wiedziałem na co się piszę, jadąc na starcie przeciwko potworowi, którego stworzył Guardiola. Po cichu wierzyłem jednak, że mój pierwszy mecz na żywo będzie przełomowy dla Arsenalu, że znowu historia mojego życia połączy się w jakiś sposób z historią tego klubu. No i prawie się tak stało, bo po meczu dochodziły do mnie głosy o możliwym zwolnieniu Wengera. To dopiero byłby paradoks. Szybko zszedłem jednak na ziemię i przypomniałem sobie, że prędzej sam dostanę pracę w Arsenalu, niż gdyby mieli wyrzucić Francuza. Doświadczyłem osobiście upadku i największego kryzysu mojego klubu, jaki do tej pory pamiętam. Dlatego też nie zdziwiły mnie ponowione pytania, po co ja się z nimi jeszcze męczę i dlaczego sobie po prostu nie odpuszczę? Odpowiedź jest jednak dla mnie jasna. W miłości nie ma miejsca na odpuszczanie. Nawet jeśli ta druga strona tyle razy cię zraniła i rozczarowała, to po prostu trzeba o tę relację dbać i walczyć. A nic tak nie umacnia relacji, jak upadki. Nawet jeśli wiem, że tej miłości nie da się logicznie wytłumaczyć, nawet jeśli jest ona tylko jednostronna, to ja chcę być jej wierny. Niejednokrotnie słyszałem, że jeśli nasza droga życiowa jest ciężka, to znaczy, że idziemy w dobrym kierunku. Jeżeli to prawda, to nie mogłem wybrać lepszego zespołu. Gdy patrzę na kibiców klubów, które taśmowo zgarniają najważniejsze trofea, to nie ma we mnie zazdrości. No bo jaka radość jest w tym, że bez większych emocji przyjmuje się kolejne zwycięstwo, które jest dla nich czymś oczywistym. Nie chciałbym być fanem zespołu zbudowanego na ogromnych pieniądzach miliarderów, nie chciałbym być fanem klubu, który nie ma słabych stron, deklasując i wywyższając się ponad wszystkich. Jestem kibicem klubu, który ma więcej wpadek niż sukcesów. Wspieram klub, z którego często wszyscy wokół sobie żartują. Przechodzę całą drogę z klubem, któremu momentami naprawdę już ciężko kibicować. Jestem kibicem Arsenalu i jestem z tego powodu cholernie dumny, bo zwyczajnie mogę się z tą drużyną utożsamiać. Ja też mam pełno wad, nad którymi muszę pracować, też nieraz było mi wstyd za moje zachowanie, a moje życie nie jest pasmem ciągłych sukcesów. Nikt nie odbierze mi wszystkich radosnych momentów spędzonych z tą drużyną, nikt nie odbierze mi tego, że dzień, w którym Arsenal sięgnie po mistrzostwo czy Ligę Mistrzów, a wierzę, że dożyję takiego dnia, będzie jednym z najpiękniejszych i najbardziej wyjątkowych wydarzeń w moim życiu. Wierzę też, że jeszcze wrócę na Emirates i na żywo doświadczę pięknych chwil , a nawet jeśli po raz kolejny miałbym zobaczyć bandę papudraków w czerwonych koszulkach, którzy po meczu odwrócą się do mnie plecami, schodząc do szatni, to nadal będę z nimi. Bo właśnie na tym opiera się ta niewytłumaczalna miłość.

Emirates StadiumManchester City autor: Michał Kruczkowski źrodło: własne
Aby dodawać komentarze, musisz być zalogowany. Załóż konto lub zaloguj się w serwisie.
poprzednia12 następna
Ranczomen komentarzy: 1232117.03.2018, 00:18

Tru story.

Swoją drogą, którzy trzej podziękowali? Tak z ciekawości.

MVTI komentarzy: 1908 newsów: 57317.03.2018, 00:17

Świetny tekst, bardzo dobrze się go czyta. Oddaje w pełni to co my - kibice Arsenalu - czujemy najbardziej do tego klubu.

Kysio2607 komentarzy: 1336017.03.2018, 00:13

Ostatnia "część" tekstu mega :) popieram w stu procentach, oddałeś wszystko to co sam czuję w sercu :D

poprzednia12 następna
Następny mecz
Ostatni mecz
Tottenham - Arsenal 28.04.2024 - godzina 15:00
? : ?
Wolves - Arsenal 20.04.2024 - godzina 20:30
0 : 2
Tabela ligowa
Tabela strzelcówStrzelcy
DrużynaMWRPPkt
1. Arsenal34245577
2. Liverpool34228474
3. Manchester City32227373
4. Aston Villa34206866
5. Tottenham32186860
6. Manchester United331651253
7. Newcastle331551350
8. West Ham341391248
9. Chelsea321381147
10. Bournemouth341291345
11. Brighton3211111044
12. Wolves341271543
13. Fulham341261642
14. Crystal Palace341091539
15. Brentford34981735
16. Everton341181533
17. Nottingham Forest34791826
18. Luton34672125
19. Burnley34582123
20. Sheffield Utd34372416
ZawodnikBramkiAsysty
C. Palmer209
E. Haaland205
O. Watkins1912
D. Solanke183
Mohamed Salah179
A. Isak171
Son Heung-Min159
J. Bowen155
P. Foden147
B. Saka147
SondaMusisz być zalogowany, aby posiadać dostęp do ankiety.
redbox.pl
Publicystyka
Wywiady
Piłka nożna
Probukmacher.pl
UdanaRandka.com