Tak tworzyła się historia: Tottenham 4:5 Arsenal

Tak tworzyła się historia: Tottenham 4:5 Arsenal 15.11.2013, 16:51, Mateusz Marchewka 16 komentarzy

Derby z Tottenhamem są dla nas, kibiców Arsenalu, wydarzeniem szczególnym. Niezależnie od aktualnej formy obu zespołów, te mecze rządzą się własnymi prawami, a piłkarze wielokrotnie zapewniają widzom niesamowite spektakle. El Classico? El Classico może czyścić buty temu, co dzieje się podczas North London Derby. A więc przypomnijmy sobie jedne z nich – te z sezonu 2004/2005, które zakończyły się hokejowym 5:4. Dla AFC, oczywiście. Rocznica tego legendarnego pojedynku miała miejsce kilka dni temu, 13 listopada.

Martin Jol właśnie przygotowywał się do debiutu w roli menedżera Kogutów. Zastąpił na tym stanowisku Jacquesa Santiniego, który po dwunastu kolejkach podał się do dymisji. Jeśli chodzi o skład jego zespołu, miał kilka problemów dotyczących obrońców. Zagrać nie mógł serbski stoper Bunjevcevic, który przecież dołączył do drużyny w celu zastąpienia Sola Campbella, lewy defensor Thimothee Atouba, a także wychowanek Spurs Stephen Kelly. Tak czy inaczej, podopieczni Jola mieli jeden atut, którego nie da się zastąpić – komfort gry na własnym stadionie.

W Arsenalu tymczasem zabrakło wspomnianego już Sola Campbella, który kilka lat wcześniej dołączył do klubu z Tottenhamu i derby te traktował bardzo szczególnie, jak również Gilberto Silvy, Edu i Gaela Clichy'ego. Warto dodać, że tamten mecz na pewno pamięta Mathieu Flamini. Francuz był już wówczas graczem Arsenalu, jednakże akurat te derby obserwował od początku do końca z ławki rezerwowych.

Skład Tottenhamu: Robinson, Pamarot, Naybet, King, Edman, Pedro Mendes (Davies 68’), Brown (Kanoute 76’), Carrick, Ziegler, Keane (Gardner 90’), Defoe.

Skład Arsenalu: Lehmann, Lauren, Toure, Cygan, Cole, Ljungberg, Vieira, Fabregas, Reyes (Pires 68’), Bergkamp (Van Persie 82’), Henry.

Od pierwszego gwizdka sędziego zdecydowanie przeważali gospodarze. Zdominowali oni pole gry raz posiadanie piłki, postanawiając wypróbować zdolności i czujność Jensa Lehmanna niemalże natychmiastowo. Niemiec najpierw wybronił świetnie woleja kierowanego w stronę w bramki dzięki Pedro Mendesowi, któremu piłkę dostarczył Jermain Defoe. Spodziewano się, że Spurs pójdą za ciosem, ale zrobili coś zupełnie innego. Zaczęli nagle grać ostrożnie, a zamieszanie skończyło się jak ręką odjął. Cóż, szczerze mówiąc, od tamtego momentu na boisku nie działo się zbyt wiele. Wszystko zmieniło się dopiero w 36. minucie gry. Wówczas właśnie Michael Carrick dośrodkował piłkę w pole karne z rzutu rożnego, zaś ta przez błąd Kolo Toure trafiła wprost do Nourredine'a Naybeta, który bezproblemowo ją przyjął i skierował do bramki. 1:0.

Rozkojarzeni Kanonierzy rozpoczęli zatem grę ze środka boiska, niemniej o mały włos nie zgotowali sobie piekła. Wszystko przez interwencję Patricka Vieiry, który chwilę po golu wybijał piłkę tak nieszczęśliwie, że ta powędrowała w kierunku bramki Arsenalu. Całe szczęście, że Jens Lehmann nie pozwolił jej przekroczyć linii bramkowej. Kibice AFC odetchnęli wtedy z ulgą i pewnie modlili się w myślach o dowiezienie tego minimalnie niekorzystnego wyniku do przerwy. Niespodzianka. Tuż przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę, Lauren świetnie odnalazł w polu karnym Henry’ego. Akcja rozpoczęła się zupełnie z niczego, wszak tamta piłka została posłana z połowy boiska. Francuz jednak wiedział, co z nią zrobić. Pilnowany przez obrońcę, mający świadomość o zbliżaniu się do niego innych defensorów rywali, technicznie umieścił futbolówkę w bramce. 1:1, wszystko zaczyna się od początku!

Ten gol "do szatni" dodał podopiecznym Arsene'a Wengera skrzydeł, na efekty czego nie trzeba było długo czekać. Wyszli na drugą połowę w pełni skoncentrowani i zmotywowani, gotowi do ataku. Pierwsza naprawdę dogodna okazja na zdobycie bramki pojawiła się już dwie minuty po wznowieniu gry, lecz Jose Antonio Reyes nie poradził sobie z Robinsonem, który zablokował jego uderzenie. Presja ze strony gości rosła mimo to, a Spurs w końcu zgubili się. Noe Pamarot nie wytrzymał tego, co się działo i podczas zamieszania w polu karnym sfaulował Fredrika Ljungberga. Rzut karny. Do piłki podszedł Lauren, który nie miał problemów z zamienieniem go na bramkę. AFC na prowadzeniu!

Pięć minut później wspomniane prowadzenie Arsenalu jeszcze się powiększyło. Piłkę do bramki wpakował Patrick Vieira, zabierając ją chwilę wcześniej Naybetowi i wykonując krótki rajd w pole karne. Koguty jednak nie poddały się nawet mimo tego i odrobiły tę jedną bramkę już minutę później! Tym razem ich bohaterem okazał się Jermain Defoe, który biegnąc lewym skrzydłem nie dość, że wyminął obrońców jak tyczki, to jeszcze w końcu wbiegł w pole karne i uderzył nie do obrony. Piłka wylądowała w górnym rogu bramki Lehmanna. Sama akcja, jak i jej wykończenie, muszę przyznać, były genialne.

Jak odpowiedzieli goście z Highbury? Postawili tym razem na atak całym zespołem. Bergkamp do Piresa, niestety odrobinę za mocno. Fabregas szybko odzyskał jednak futbolówkę, którą wyłożył wślizgiem tak, że przejął ją ponownie Francuz i oddał temu, od którego ją dostał. Młody Hiszpan z kolei znakomicie odnalazł stojącego w polu karnym Ljungberga. Obrońcy Tottenhamu zupełnie o nim zapomnieli, dzięki czemu ten bezproblemowo zadał im kolejny cios. 2:4.

Wydawało się, że Spurs dadzą za wygraną po golu na 3:1, lecz nie dali. Spodziewano się więc, że odpuszczą w tym momencie. Nic bardziej mylnego. Carrick udowodnił, ze jego dośrodkowanie z pierwszej połowy nie było przypadkiem - wykonał kolejne, równie celne. Zostało ono zamienione na bramkę dzięki Ledleyowi Kingowi, który sięgnął piłkę głową, chociaż pilnowało go trzech obrońców Arsenalu. 3:4, co za mecz!

Zegar na White Hart Lane informował, że do końca spotkania pozostało 10 minut. Wydarzenia boiskowe samoistnie przeszły w decydująca fazę. Wóz albo przewóz, teraz albo nigdy... Teraz! Pilnowany skrupulatnie przez obrońców gospodarzy Thierry Henry umiejętnie wyłożył piłkę na lewą stronę, gdzie odnalazł ją Robert Pires. Wykonał on kapitalny zwód, dzięki czemu defensorzy i bramkarz Tottenhamu stracili kontrolę nad jego ruchami. On zaś ze spokojem umieścił piłkę w siatce. 5:3!

Podopiecznym Martina Jola można było tamtego dnia zarzucić wiele, ale nie brak woli walki. I po tym trafieniu zdołali się podnieść. Po stracie piłki przez Thierry'ego Henryego, Ziegler przebiegł z piłką kilka metrów i zagrał lobem w kierunku pola karnego. Tam wbiegał akurat Frederic Kanoute, który nawet nie udawał, że chce przyjąć piłkę. Po prostu uderzył ją tak, że zatrzymała się dopiero w siatce. 5:4. Wynik meczu ustalony. Stand up for the Arsenal!

Bramki: Naybet 37', Defoe 61', King 74', Kanoute 88' - Henry 45+1', Lauren 55', Vieira 60', Ljungberg 69', Pires 81'

- Mecze jak dzisiejszy, czyli derby Londynu północnego, mogą skończyć się na dwa sposoby. Może być albo 0:0, albo coś zwariowanego. Tym razem sprawdził się sposób numer dwa, mecz był niesamowity. Jestem zadowolony z postawy mojego zespołu i z tego, że udało nam się powrócić na ścieżkę zwycięstw. Nasi rywale również zasługują na uznanie, bo grali dobrze i nie poddawali się do samego końca. Choć nasi obrońcy nie będą dziś z siebie dumni równie mocno jak gracze ofensywni, to wszyscy cieszymy się ze zwycięstwa - powiedział Arsene Wenger.

- Nie można popełniać takich błędów, jakie dziś popełniliśmy. Tak nie da się wygrywać meczów. Co do meczu - towarzyszy mi kilka przyjemnych uczuć, lecz także kilka okropnych. Strzelając u siebie cztery bramki czy to Arsenalowi, czy jakiejkolwiek innej drużynie, oczekujesz zwycięstwa. Nasze błędy były karygodne – oświadczył po meczu Martin Jol.

- Nie, nie widziałem tego meczu. Mogę powiedzieć tylko tyle, że to wstyd dla defensywy obu ekip. To nie jest wynik piłkarski tylko hokejowy. Ten wynik to jakiś żart. Co to ma być? Co to za drużyna, która traci cztery albo pięć bramek? Jeśli u mnie na treningu tak się dzieje, odsyłam piłkarzy do szatni i wstrzymuję grę. Przecież wiadomo wtedy, że nie potrafią bronić – komentarz Jose Mourinho.

Autor: Agata Zapor, artykuł pochodzi z partnerskiego serwisu Highbury.pl


Jeśli podobał Ci się artykuł i chcesz być z nami na bieżąco zapraszamy do polubienia naszego fanpage'a – wystarczy kliknąć tutaj Highbury.PL, a także do śledzenia nas na Twitterze – w tym celu kliknij tu HighburyPL

Premier LeagueThierry HenryTottenham Hotspur autor: Mateusz Marchewka źrodło:
Aby dodawać komentarze, musisz być zalogowany. Załóż konto lub zaloguj się w serwisie.
poprzednia1 następna
darek123 komentarzy: 4403.01.2014, 18:51

najlepszy mecz jaki widzialem.. :

Kuboslawski1223 komentarzy: 78910.12.2013, 21:39

Jeden z najpiękniejszych meczów EVER !!! aż się łezka w oku kręci :)

dudekns komentarzy: 605018.11.2013, 08:08

To był mecz.

titi_henry komentarzy: 356817.11.2013, 13:50

Henry spierdzielił na końcu :D

zly_kanonier komentarzy: 511117.11.2013, 13:20

Gimby nie znajo :p

Paniu76 komentarzy: 1246416.11.2013, 15:26

Świetny tekst :)
A co do meczu, to było coś niesamowitego

bayakus komentarzy: 128516.11.2013, 02:12

Śpiewamy! -

youtube.com/watch?v=cMwiNjsYTTE

Verminator97 komentarzy: 1490016.11.2013, 00:08

Jedno z lepszych spotkań w historii derbów północnego Londynu. Niestety nie miałem przyjemności oglądać na żywo :/

A tak przy okazji to tylko gdy wejdę w tego newsa to coś strona odwala :D

Berczi komentarzy: 125215.11.2013, 20:22

@Theo10
No niby tak, ale to, co grali ich poprzednicy to było coś pięknego. Teraz gramy nawet dobrze, ale nie czuć tej magii, którą pokazywał np. Bergkamp, Henry czy Pires. Nie mamy również w tej chwili lidera (może Ramsey na niego wyrośnie), kogoś kto pociągnie cały zespół do przodu nawet w najgorszych sytuacjach. No cóż, trzeba liczyć, że uda się przywróci blask tamtych czasów, zdobyć trofea i może kiedyś przypomnieć o The Invicibles.

QuaresmaMiz14 komentarzy: 274815.11.2013, 20:19

Mou chyba już zapomniał o laniu 5-0 od Barcelony,kiedy jeszcze prowadził Real.

Theo10 komentarzy: 824715.11.2013, 19:23

@Berczi

Bez przesady. Nie ulega wątpliwości, że tamten team był o wiele lepszy, ale myślę, że gdzieś tak chociaż do kolan to im sięgamy ;p Gdyby nasi obecni piłkarze byli w optymalnej formie, to też mamy team niczego sobie.

Berczi komentarzy: 125215.11.2013, 18:30

Tamta drużyna była chyba najlepszą w historii w futbolu. Szkoda, że dzisiejsi kanonierzy nie dorównują im do pięt. Szalony mecz!

FreeWay komentarzy: 34915.11.2013, 18:20

W tamtym zespole kazdy mial to cos , kazdy mogl przesadzic o wyniku meczu .

budzik1007 komentarzy: 27115.11.2013, 17:56

Heh chyba kazdy tak ma...

kaziu874 komentarzy: 672915.11.2013, 17:49

Nie tylko ty.

kaden komentarzy: 170315.11.2013, 17:39

Czy tylko ja mam lag na tej stronie?

poprzednia1 następna
Następny mecz
Ostatni mecz
Wolves - Arsenal 20.04.2024 - godzina 20:30
? : ?
Arsenal - Aston Villa 14.04.2024 - godzina 17:30
0 : 2
Tabela ligowa
Tabela strzelcówStrzelcy
DrużynaMWRPPkt
1. Manchester City32227373
2. Arsenal32225571
3. Liverpool32218371
4. Aston Villa33196863
5. Tottenham32186860
6. Newcastle321551250
7. Manchester United321551250
8. West Ham331391148
9. Chelsea311381047
10. Brighton3211111044
11. Wolves321271343
12. Fulham331261542
13. Bournemouth321191242
14. Crystal Palace32891533
15. Brentford33881732
16. Everton32981527
17. Nottingham Forest33791726
18. Luton33672025
19. Burnley33482120
20. Sheffield Utd32372216
ZawodnikBramkiAsysty
E. Haaland205
O. Watkins1810
Mohamed Salah179
D. Solanke173
A. Isak171
C. Palmer169
Son Heung-Min159
J. Bowen155
P. Foden147
B. Saka147
SondaMusisz być zalogowany, aby posiadać dostęp do ankiety.
redbox.pl
Publicystyka
Wywiady
Piłka nożna
Probukmacher.pl
UdanaRandka.com